W połowie lat 60. administracja prezydenta Lyndona B. Johnsona prowadziła nową politykę wobec krajów Europy Środkowej zdominowanych przez Związek Sowiecki. U jej podstaw leżało przekonanie, że monolit bloku sowieckiego zaczął się kruszyć. W poszczególnych państwach wywiad amerykański dostrzegał wzrost tendencji narodowych, dążenia do większej autonomii i chęć nawiązania lepszych kontaktów z Zachodem.
Czesi to nie Polacy czy Węgrzy
Nowa polityka USA poprzez promowanie pokojowej współpracy i otwartego społeczeństwa miała jednocześnie doprowadzić do zmniejszenia wpływów partii komunistycznych na społeczeństwo. Sekretarz stanu Dean Rusk wskazywał na pozytywny przykład Polski. Zdaniem Amerykanów od 1956 r. Warszawa uzyskała pewien stopień autonomii zewnętrznej i wewnętrznej. Dlatego też, pomimo ochłodzenia stosunków bilateralnych w drugiej połowie lat 60., PRL cieszyła się w tym czasie znacznie większymi względami Waszyngtonu niż inne kraje komunistyczne. Przejawiało się to np. w korzystnych kredytach na zakup artykułów rolnych. Razem z Rumunią, prowadzącą bardziej niezależną politykę zagraniczną w tym czasie, Polska zajmowała czołowe miejsce w amerykańskim rankingu państw zza żelaznej kurtyny.
Czechosłowacja natomiast, rządzona od lat 50. twardą ręką przez Antonina Novotnego, w której nie doszło do żadnej odwilży politycznej po 1956 r., znajdowała się na dalekiej pozycji na tej liście. Nawet jeszcze na początku 1968 r. w Waszyngtonie nie oczekiwano daleko idących zmian nad Wełtawą. Ambasador USA w Pradze, doświadczony dyplomata Jacob Beam (wcześniej, w latach 1957–1961 był ambasadorem w Polsce), dostrzegał wewnętrzne zamieszanie w partii komunistycznej i rządzie, ale z wyborem Aleksandra Dubčeka na nowego szefa komunistów nie wiązał dużych nadziei na radykalne zmiany. Obawiano się ponadto, że protesty studentów, ferment wśród intelektualistów i otwarte żądania reform gospodarczych mogą pogłębić kryzys w Czechosłowacji i doprowadzić do przyjęcia przez partię sztywniejszego kursu wobec społeczeństwa, co byłoby niekorzystne dla polityki USA.
Zastąpienie prezydenta Novotnego przez gen. Ludvika Svobodę pod koniec marca 1968 r. zaskoczyło zatem Waszyngton. Beam podkreślał ten fakt jako historyczny, bo na taki krok zdecydowano się pod wpływem nacisku społecznego. Interesujące jest, że ambasador amerykański nie obawiał się wymknięcia procesów demokratycznych spod kontroli, Czesi bowiem mieli się tym różnić od Polaków czy Węgrów, że „nie tracili głowy" (dyplomata nic nie mówił o Słowakach...).
Już w tym czasie Amerykanie obawiali się reakcji Kremla na złożony efekt wypadków zachodzących w Warszawie (Marzec '68) i Pradze, które zdawały się ożywiać ducha 1956 r. Beam uważał jednak, że Praga uczyni wszystko, aby uniknąć ryzyka interwencji zewnętrznej, a nowy rząd okiełzna „dżina wypuszczonego z butelki".