– Stoję przed wami boso. Proszę o wybaczenie historycznej winy Niemiec, biorąc za to na siebie pełną odpowiedzialność – trudno o lepsze świadectwo, jak daleko zaszło polsko-niemieckie pojednanie, niż słowa wypowiedziane w niedzielę na warszawskim placu Piłsudskiego przez prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera.
Po przejęciu władzy przez PiS blisko cztery lata temu kontakty Warszawy z Berlinem mocno się ochłodziły. Ale w tym roku Niemcy chciały jasno pokazać, że stosunki z sąsiadem zza Odry mają strategiczne znaczenie i nie mogą podlegać politycznej koniunkturze. Poza Steinmeierem do Polski przyjechała kanclerz Angela Merkel, stając się, wobec nieobecności Donalda Trumpa, najważniejszym zagranicznym przywódcą w Warszawie. Sam prezydent RFN o świcie był z Andrzejem Dudą w Wieluniu, mieście, gdzie Luftwaffe dokonała pierwszej zbrodni tej wojny.
– Patrzę na pana, rozmawiamy i widzę człowieka, który przybył z pokorą, z pochyloną głową, by oddać hołd i cześć, by podzielić ból. Staje pan w prawdzie i wobec prawdy bardzo trudnej dla Niemców i Niemiec. Ale ponieważ nigdy tej prawdzie Niemcy nie zaprzeczały, ta prawda ma moc wyzwalającą, moc niesienia przebaczenia, moc łączenia i budowania przyjaźni – mówił w Wieluniu prezydent RP.
Wolny świat nie ma już jednak dziś żadnych wątpliwości, że odpowiedzialność za tragedię Polski w 1939 r. i szerzej wybuch najkrwawszego konfliktu w historii ponosi nie tylko Hitler, ale i Stalin. Właśnie dlatego delegacje przeszło 40 krajów świata zdecydowały się wziąć udział w obchodach, na które nie została zaproszona Rosja.
– To była podwójna inwazja – mówił na pl. Piłsudskiego wiceprezydent USA Mike Pence.