Nazwiska katów z 1939 roku zostały ujawnione

Jesienią ubiegłego roku Mińsk uchylił rąbka tajemnicy o skali sowieckich represji podczas agresji w 1939 roku. Zrobiono to jednak tak, by nikt się nie dowiedział.

Aktualizacja: 04.02.2020 21:51 Publikacja: 04.02.2020 18:47

Armia Czerwona wkracza do wioski w rejonie Mołodeczna na Wileńszczyźnie, 17 września 1939 r.

Armia Czerwona wkracza do wioski w rejonie Mołodeczna na Wileńszczyźnie, 17 września 1939 r.

Foto: IPN

44-stronicowa lista 89 funkcjonariuszy NKWD, odznaczonych „za działalność operacyjno-czekistowską na terenie Zachodniej Białorusi", po raz pierwszy pojawiła się w wydanej jesienią 2019 roku książce „NKWD na Zachodniej Białorusi. Wrzesień–grudzień 1939 roku". Wydawcami są białoruski resort sprawiedliwości, Narodowe Archiwum Białorusi (NAB), centralne archiwum Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) oraz bliska Kremlowi rosyjska fundacja „Pamięć historyczna".

Z kilkustronicowego wstępu autorów dowiadujemy się, że w 1939 roku doszło do „zjednoczenia Zachodniej Białorusi z BSRR", a aktywność tam NKWD „nie polegała wyłącznie na represjach". Nacisk jest położony na „zwalczanie bandytyzmu, rozbojów i kradzieży". „Z punktu widzenia postawionych organom NKWD specyficznych zadań ich działalność warto uznać za efektywną i skuteczną" – czytamy w ostatnim zdaniu wstępu. Wydana po cichu książka nie zwróciła uwagi białoruskich ani polskich mediów. Nakład to zaledwie 150 egzemplarzy, brak wersji elektronicznej. Za pośrednictwem „Rzeczpospolitej" dokumenty odsłaniające prawdziwe oblicze „wyzwolenia" mają szansę dotrzeć do szerszej opinii w Polsce.

„Wytropił i aresztował braci Piłsudskiego"

Order Lenina dostał szef straży granicznej „białoruskiego okręgu wojskowego" Iwan Bogdanow, za sprawą którego we wrześniu 1939 roku „wzięto do niewoli 497 jeńców" oraz „zamordowano 157" żołnierzy polskiego Korpusu Ochrony Pogranicza. Dowódca NKWD w „obwodzie białostockim" kpt. Piotr Gładkow przyczynił się „do aresztowania 1093 osób – agentów polskiej policji". Szef NKWD w obwodzie pińskim „zdemaskował i aresztował 1250 osób, agentów Sztabu Głównego Wojska Polskiego". Jeszcze sprawniejszy był naczelnik „wydziału agenturalnego grupy operacyjnej" NKWD w Wilnie Georgij Aksiutin, który, jak czytamy, „wytropił na terenie miast Wilno i Wilejka 3 tys. kontrrewolucyjnych elementów".

Nie to jednak było największym jego osiągnięciem. Aksiutin „osobiście wytropił i aresztował zajadłych kontrrewolucyjnych braci Piłsudskich – Piłsudskiego Jana, byłego ministra finansów (red. był ministrem skarbu w latach 1930–1931), i Piłsudskiego Kazimierza". Obaj zostali zatrzymani przez NKWD w Wilnie tuż po agresji sowieckiej. Pierwszego uratował układ Sikorski–Majski w 1941 roku (uciekł do Wielkiej Brytanii), ale drugi miał mniej szczęścia, zmarł w Uzbekistanie w 1941 roku.

Z listy odznaczonych funkcjonariuszy wynika, że sprawę Kazimierza Piłsudskiego prowadził porucznik NKWD Konstantin Sosnow, który również „prowadził sprawę" prezydenta Wilna Wiktora Maleszewskiego (zamordowanego przez NKWD w 1941) oraz Józefa Rakowskiego, wicewojewody wileńskiego, który w kwietniu 1940 został przywieziony przez NKWD do Mińska i tam ślad po nim się urwał. Ostatniego polskiego prezydenta Brześcia nad Bugiem Franciszka Kolbusza, który padł ofiarą zbrodni katyńskiej, aresztował z kolei porucznik NKWD Iwan Muraszkin, odznaczony „znakiem honoru". Osobiście też dowodził aresztowaniem w Pińsku byłego ministra sprawiedliwości II RP Czesława Michałowskiego, zamordowanego w Mińsku w 1941 roku. Funkcjonariusz NKWD Wiaczesław Gridniew został odznaczony za „aresztowanie księcia Radziwiłła w Nieświeżu". Chodzi prawdopodobnie o Janusza Radziwiłła, którego na Łubiance osobiście przesłuchiwał Ławrientij Beria. Ogółem na liście 89 odznaczonych funkcjonariuszy można się doliczyć ponad 10 tys. „wytropionych i aresztowanych".

Lista Canawy

Z ustaleń „Rzeczpospolitej" wynika, że jako pierwszy do tak zwanej listy Canawy dotarł historyk i działacz nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi Wadzim Prewracki. Kilku białoruskich historyków potwierdza, że otrzymało kopię tego dokumentu od niego jeszcze przed publikacją książki. – Na początku ubiegłego roku jeden z badaczy w NAB powiedział mi, że gdzieś przed oczami przewinął mu się dokument o NKWD. Zacząłem grzebać i znalazłem. Gdy zobaczyłem te liczby i skalę tych represji, przestraszyłem się. Rozesłałem to do znajomych historyków. Czekałem, że ktoś to opublikuje – opowiada „Rzeczpospolitej" Prewracki. – To ważny krok ku odnalezieniu białoruskiej listy katyńskiej, której posiadaniu zaprzecza od lat Mińsk – dodaje.

Znany białoruski badacz zbrodni komunistycznych z Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego Ihar Kuzniacou twierdzi, że „lista Canawy" jest przełomowym dokumentem. – Badacze nie mają dostępu do archiwum KGB. Nawet gdy członkom rodziny udostępniają jakieś dane odnośnie ich represjonowanych bliskich, nazwiska funkcjonariuszy się zasłania. Teraz w oficjalnej publikacji naukowej pojawiły się nazwiska i jest punkt odniesienia. Lista jest jednak zbyt krótka – mówi „Rzeczpospolitej" Kuzniacou. – Według moich szacunków w represjach na terenie Białorusi uczestniczyło co najmniej 6 tys. funkcjonariuszy NKWD – dodaje.

Jeden z autorów publikacji Wiaczesław Selemenew z NAB twierdzi, że lista odznaczonych funkcjonariuszy została odtajniona tuż po upadku ZSRR. – Po rozwiązaniu partii komunistycznej z partyjnego archiwum trafiła do archiwum państwowego Białorusi. Dlaczego dopiero teraz została opublikowana? Po prostu nie starczało rąk do przerobienia wszystkiego – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Selemenew. Twierdzi, że w NAB „prawie wszystko jest odtajnione". Wskazuje, że oprócz dziewięciu odtajnionych dokumentów przez KGB większość opublikowanych w książce dokumentów NAB „po raz pierwszy ujrzało światło dzienne".

Tu lepiej niż w ZSRR

Z odtajnionych przez KGB dokumentów niewiele się dowiemy oprócz tego, że np. mieszkańcy Zachodniej Białorusi witali żołnierzy Armii Czerwonej z portretami Stalina, wykrzykując „Niech żyje sowiecka Białoruś". Natomiast pochodzące z NAB raporty funkcjonariuszy NKWD dotyczące „polityczno-moralnych nastrojów" żołnierzy i oficerów Armii Czerwonej są o wiele bardziej ciekawe.

„W zasadzie Polska została zajęta przez Niemcy, a wyzwolenie Zachodniej Białorusi nie jest wyzwoleniem, lecz przywłaszczeniem cudzego terytorium" – mówił w październiku 1939 szofer z batalionu samochodowego 6TB Fastowiec. Inny żołnierz Armii Czerwonej Serkow rzucił: „Mieszkańcy Zachodniej Białorusi żyją lepiej niż mieszkańcy ZSRR. Gdy przejeżdżałem przez wioski, widziałem, że wszyscy są dobrze ubrani, a wielu ma rowery". Czerwonoarmista Woronin stwierdził: „naród polski nie potrzebował wyzwolenia. My tu sami nachalnie przyszliśmy". Młodszy dowódca 2. dywizji Diukow miał wątpliwości co do zawartego układu pomiędzy ZSRR i III Rzeszą: „Zawarliśmy to porozumienie z Niemcami tylko po to, by razem przywłaszczyć Polskę i podzielić między sobą". Żołnierz Armii Czerwonej Konstantinow nie mógł zrozumieć, dlaczego ZSRR „przywłaszcza cudze ziemie". – Związek Radziecki i Niemcy jeszcze wcześniej porozumieli się odnośnie do podziału Polski – mówił kapitan w sztabie radzieckiego lotnictwa Azarow.

Setki, a może i tysiące nazwisk żołnierzy i oficerów Armii Czerwonej przewinęły się w raportach NKWD dotyczących „antysowieckich wypowiedzi". Większość z nich, jak wynika z tych raportów, została aresztowana. W raportach roi się od „niepoprawnych rozmów" żołnierzy o „pracujących za kromkę chleba robotnikach sowieckich kołchozów" i o tańszych produktach, wysokich pensjach czy dobrze zaopatrzonych w Polsce sklepach.

Nie brakuje też doniesień funkcjonariuszy NKWD, które niespecjalnie wpisują się w sowiecką wykładnię historii o „witających Armię Czerwoną chlebem i solą mieszkańcach Zachodniej Białorusi". „Polska ludność oraz jednostki wojskowe stawiają opór, samemu po mieście chodzić jest niebezpiecznie. Czołgiści nigdzie nie wychodzą i przemieszczają się wyłącznie w czołgach. Jeżeli w jakimkolwiek z domów zauważą nawet dymek, nawracają i strzelają do tego domu, a następnie rozpędzają się i rozwalają dom. Dowództwo aprobuje takie działania i mówi: tak trzeba" – opisywał w rozmowie z kolegami sytuację w Wołkowysku we wrześniu 1939 roku zastępca dowódcy 16. brygady lotnictwa kapitan Psarew, odnotowany przez funkcjonariuszy NKWD w specjalnym raporcie do Canawy.

44-stronicowa lista 89 funkcjonariuszy NKWD, odznaczonych „za działalność operacyjno-czekistowską na terenie Zachodniej Białorusi", po raz pierwszy pojawiła się w wydanej jesienią 2019 roku książce „NKWD na Zachodniej Białorusi. Wrzesień–grudzień 1939 roku". Wydawcami są białoruski resort sprawiedliwości, Narodowe Archiwum Białorusi (NAB), centralne archiwum Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) oraz bliska Kremlowi rosyjska fundacja „Pamięć historyczna".

Z kilkustronicowego wstępu autorów dowiadujemy się, że w 1939 roku doszło do „zjednoczenia Zachodniej Białorusi z BSRR", a aktywność tam NKWD „nie polegała wyłącznie na represjach". Nacisk jest położony na „zwalczanie bandytyzmu, rozbojów i kradzieży". „Z punktu widzenia postawionych organom NKWD specyficznych zadań ich działalność warto uznać za efektywną i skuteczną" – czytamy w ostatnim zdaniu wstępu. Wydana po cichu książka nie zwróciła uwagi białoruskich ani polskich mediów. Nakład to zaledwie 150 egzemplarzy, brak wersji elektronicznej. Za pośrednictwem „Rzeczpospolitej" dokumenty odsłaniające prawdziwe oblicze „wyzwolenia" mają szansę dotrzeć do szerszej opinii w Polsce.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Oskarżony prokurator stanu wojennego
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater