Warto było. Tarik nie zdobył wszystkich miast. Nie złupił wszystkich bogactw. Oddziały Musy fortelem zdobyły miasto Medina Sidonia, po kilkumiesięcznym oblężeniu opanowały największy ośrodek miejski Sewillę, a także Meridę. Wreszcie Musa ruszył do Toledo. Tarik na wieść o tym wyruszył mu naprzeciw z kornym powitaniem. Musa, widząc go, wpadł we wściekłość. Ale złość namiestnika Afryki szybko minęła.
Do 718 roku Musa opanował prawie cały Półwysep Iberyjski. Nie musiał przy tym często dobywać miecza, wchodząc w układy z wielmożami i miastami. Kilka osad poszło z dymem, paru opornych notabli powieszono. Dobra kościelne i ziemie zbiegłych dostojników plemienni liderzy podzielili między siebie. Ci, którzy się poddali, z reguły nie wyszli na tym źle – w Meridzie np. zdobywcy skonfiskowali tylko majątek kościelny. Nic nie stracili też mieszkańcy prowincji namiestnika Teodemira, rezydującego w Murcji, który podpisał z Musą umowę. Owszem, trzeba było płacić podatki, ale dzięki temu nikt nie nawracał siłą. Ludność szybko dostosowała się do nowej sytuacji.
Dlaczego wszystko poszło tak łatwo? Przyczyn jest kilka. Przede wszystkim w państwie Wizygotów morale tych, na których ciążył obowiązek służby wojskowej, od dawna nie stało najwyżej. Zajrzyjmy do obowiązującego wówczas prawa wizygockiego (Forum iudicium). Cały podrozdział poświęcony prowadzeniu wojen jest pełen przykładów lekceważenia dyscypliny. Mowa tam o dowódcach, którzy za łapówkę puszczają wojów do domu albo pozwalają im tam zostać, mimo że nie są chorzy (prekursorzy lewych zwolnień?), centurionach, którzy w obliczu wroga uciekają z pola walki, o tych, którzy wolą posłać większą liczbę swoich niewolników, niż sami iść wojować, wreszcie o dowódcach i urzędnikach, którzy defraudują wojskowe fundusze. Też mi armia!
Kapelanów to zgnuśniałe wojsko również miało niespecjalnych. Kondycja moralna duchowieństwa wizygockiego od połowy VII wieku pozostawiała wiele do życzenia. Synod zwołany w 675 roku zajmował się głównie grzechami kleru, symonią, krzywoprzysięstwem, słabnącą dyscypliną kościelną, niemoralnym prowadzeniem się, ba, nawet zabójstwami zlecanymi przez biskupów. Także życie klasztorne przedstawiało smutny obraz wyłaniający się z pism św. Waleriusza (ok. 630 – 695), eremity szukającego Boga na galicyjskim odludziu. Mnisi przyłączający się do szajek rozbójniczych, praktykujący magię, pląsający nocą w lesie na pogańskich zgromadzeniach. Dawne wierzenia mają na tyle nieodparty urok, że król Egika (688 – 702) wydał rozporządzenie, by wota ofiarowane pogańskim bóstwom umieszczać w kościołach. Kolejny synod w Toledo w 694 roku zakazywał odprawiania mszy za zmarłych w intencji śmierci żywego człowieka!