Wspólnota węgierska składała się z 50 szczepów połączonych w 10 plemion. Każdy szczep mógł wystawić ok. 400 jeźdźców, co dawało znaczącą siłę 20 tys. zbrojnych, którzy podlegali rozkazom księcia i wodza, czyli gyula. Lekkozbrojne oddziały konne uzbrojone w łuki i inną broń długo górowały liczebnością nad sąsiadami, a skutecznością nad mniej mobilnymi wojskami monarchii zachodnioeuropejskich.

Proces formowania władzy książęcej przebiegał u Węgrów podobnie jak w innych państwach plemiennych. Decydującym czynnikiem było wyłonienie się stałej drużyny. Prymitywne rolnictwo oraz pasterstwo wystarczało najwyżej do przeżycia. Gospodarka ówczesnych Węgrów była niemal całkowicie samowystarczalna, ogół ludności musiał we własnym zakresie zaspokajać swoje potrzeby: budować domostwa i zagrody, wyrabiać odzież, naczynia i niezbędne narzędzia. Tylko część dóbr trafiała na lokalne targi, gdzie rzadko zjawiali się obcy kupcy.

Ani osiadłe, ani koczownicze plemiona nie produkowały dóbr w celu wyróżnienia się prestiżem i utrzymania władzy siłą. Dlatego jedynym źródłem pomnażania bogactwa były wojenne rabunki. Dzięki nim (a przede wszystkim dzięki sprzedaży niewolników) plemienni przywódcy umacniali swoją władzę. Otaczali się zbrojnymi drużynami, których lojalność pozyskiwali darami (w postaci np. wysokiej jakości broni lub odzieży) i udziałem w wojennych łupach. Dzięki drużynom brutalnie egzekwowali swoją wolę. Ich władzę na dłuższą metę podtrzymywały głównie najazdy, które zapewniały stały dochód.

Półkoczowniczy rytm życia węgierskiego pospólstwa ułatwiał werbunek do konnej armii, która – przypomnijmy – mogła liczyć 20 tys. wojowników. Węgierscy gospodarze i zarazem pasterze uczyli się od dziecka jazdy konnej, posługiwania się łukiem oraz inną bronią. Jednak nie można otaczającej węgierskiego władcę drużyny postrzegać jako jakiejś formy plemiennego pospolitego ruszenia. W istocie jej członkowie – nawet jeśli rekrutowali się z zamożniejszych gospodarzy – tworzyli już odrębną, profesjonalną kastę. W jej skład wchodzili także obcoplemieńcy. Wszyscy pogardzali węgierskim pospólstwem i ich ubogim życiem – dla nich wojna nie była okazjonalnym żywiołem, lecz profesją, która zapewniała dostatek i prestiż społeczny. Nawet jeśli w pole ruszały pod komendą naczelników (harka) mniejsze oddziałały, to zawsze za zgodą naczelnego księcia (gyula), któremu podlegała drużyna. Naczelny książę zawsze też uczestniczył w podziale zdobywanych na wyprawach łupów. To, co przy podziale przypadało szeregowym wojownikom, było formą żołdu, o który książę nie musiał się już kłopotać.