Tylko Żydzi nie mieszkają w raju...

Co to znaczy być Żydem i Polakiem? Odpowiada Aleksander Rozenfeld, poeta

Publikacja: 21.04.2008 06:18

Tylko Żydzi nie mieszkają w raju...

Foto: Rzeczpospolita

Bycie zarazem Żydem i Polakiem jest świadomym nałożeniem na siebie odpowiedzialności za pewną historię, której się nie jest ani sprawcą, ani współautorem. Człowiek nosi w sobie dwa równorzędne piętna. Nie chciałbym jednak, żeby to zabrzmiało nazbyt poważnie.

Mówię o sobie, że jestem polskim Żydem, z naciskiem na: polski. Jest to pewien rodzaj schizofrenii, który nie pozwala człowiekowi normalnie funkcjonować. W Izraelu uważani jesteśmy za Polaków, z kolei w Polsce trzeba na sobie nosić garb żydostwa. Sam to czasem prowokuję, uprzedzając ewentualne reakcje. Jak ktoś o mnie powiedział: – Olek z właściwą sobie dezynwolturą przedstawia się: „Ja, jako Żyd”.

Niesie to ze sobą pewne niebezpieczeństwa, gdyż często można się spotkać z reakcjami typu: „ja bardzo lubię Żydów”. Wtedy odpowiadam: „A ja nie wszystkich”. Bo i nie ma takiego obowiązku.

Świadomość bycia Żydem w Polsce wywołuje we mnie zuchwałą potrzebę puszczania w obieg strasznych kawałów, co jest pewnie zamaskowanym rodzajem samoobrony. W 1968 r. – równo 40 lat temu – opowiadałem dowcip, że spotyka się dwóch Żydów i jeden z nich mówi: „Czy ty wiesz, że Cymerman wstąpił do partii?”. A drugi na to: „Co ty powiesz? Po sezonie?”.

Inny z kolei Cymerman mieszka pół roku w Rosji, a pół w Izraelu. I w końcu władze wewnętrzne mówią mu: „Panie Cymerman, pan się powinien zdecydować”. Wtedy on się głośno zastanawia: „Tutaj do d… i tam do d…, ale te przesiadki w Paryżu!”.

Ja mam np. dwa paszporty: polski i izraelski, i to jest niesłychane, bo kiedyś nie miałem żadnego. I znowu nasuwa się na myśl widok dwóch statków, mijających się na Morzu Śródziemnym. Na jednym statku płyną Żydzi do Izraela, a na drugim – z Izraela. Stoją na swoich pokładach, nawzajem wytykają się palcami i pukają się w czoło. Wbrew pozorom jest w tym głębsza metafora. Bo gdzie Żydzi czują się najlepiej? W drodze. Stąd ten prototyp Ahaswerusa, Żyda Wiecznego Tułacza. Antoni Słonimski o Leopoldzie Lewinie mawiał: Żyd, Wieczny Tłumacz.

Przeglądałem właśnie pocztę. Odezwała się do mnie np. lekarka ze Szwajcarii, która pisze: „Urodziłam się 1968 r. Kiedy czytam pana poemat (chodzi o „Lament marcowy po 40 latach” Aleksandra Rozenfelda drukowany w „Rz” 8 – 9 marca 2008 r. – przyp. red.) i słucham w telewizji wspomnień o tamtych dniach, to powstaje uczucie wstydu bycia Polakiem i pytanie: jak to było możliwe?”. To rodzaj przekleństwa, bo normalni ludzie nie mają takich problemów. Wstają rano, jedzą śniadanie, myją zęby. Idą do pracy, wracają z pracy, piją wódkę. A tu człowiek musi myśleć o żydostwie i polskości. I stale się określać.

Na dobrą sprawę, to powinienem być dozgonnie wdzięczny komuchom. Dlatego, że dzięki nim precyzyjnie zorientowałem się, gdzie jest moje miejsce. W języku. Mieszkam w języku. Zupełnym przypadkiem jest to język polski. Na to jest się skazanym.

To był także problem Czesława Miłosza. Kiedy w 1985 r. spotkaliśmy się w Jerozolimie, mówił mi, że jest za stary na wracanie do czegoś, co lubił. Potem, jak już przyjechał, to był za stary na to, żeby się tym cieszyć. Chodzi o to, żeby znaleźć taki moment do podejmowania decyzji, kiedy człowiek ma choć odrobinę czasu, żeby się cieszył z rezulatatów podjętych przez siebie decyzji.

Ja się cieszę. Każdego dnia, jak popatrzę w naszą telewizję i poczytam naszą prasę, to mój chichot jest ogromny.

Wróciłem właśnie z Białorusi, gdzie byłem osiem dni. I dla wszystkich niezadowolonych Polaków zorganizowałbym nowe „pociągi przyjaźni”, ale nie na tydzień, lecz na trzy miesiące. Każdy na koszt państwa dostałby 100 dolarów miesięcznie i niechby sobie z nich pożył. Wszyscy, za co ręczę, wróciliby stamtąd absolutnie wyleczeni. I mówiliby: „Boże, my mieszkamy w jakimś raju”. Tylko Żydzi nie mieszkają w raju, który jest im obiecany i gdziekolwiek są, będą niezadowoleni. Szczególnie Żydzi z Rosji, ale to już osobna bajka.

Bycie zarazem Żydem i Polakiem jest świadomym nałożeniem na siebie odpowiedzialności za pewną historię, której się nie jest ani sprawcą, ani współautorem. Człowiek nosi w sobie dwa równorzędne piętna. Nie chciałbym jednak, żeby to zabrzmiało nazbyt poważnie.

Mówię o sobie, że jestem polskim Żydem, z naciskiem na: polski. Jest to pewien rodzaj schizofrenii, który nie pozwala człowiekowi normalnie funkcjonować. W Izraelu uważani jesteśmy za Polaków, z kolei w Polsce trzeba na sobie nosić garb żydostwa. Sam to czasem prowokuję, uprzedzając ewentualne reakcje. Jak ktoś o mnie powiedział: – Olek z właściwą sobie dezynwolturą przedstawia się: „Ja, jako Żyd”.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Historia
Co naprawdę ustalono na konferencji w Jałcie
Historia
Ten mały Biały Dom. Co kryje się pod siedzibą prezydenta USA?
Historia
Dlaczego we Francji zakazano publicznych egzekucji
Historia
Most powietrzny Alaska–Syberia. Jak Amerykanie dostarczyli Sowietom samoloty
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Historia
Tolek Banan i esbecy
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń