Działania wojsk napoleońskich na terytorium zaboru pruskiego w latach 1806 – 1807 r. i zaboru rosyjskiego w 1812 r. oraz rosnąca liczebność armii Księstwa Warszawskiego poza stroną militarną miały również ogromne znaczenie dla sytuacji gospodarczej. Napływ setek tysięcy ludzi i koni tworzył wszak gigantyczny rynek zbytu na żywność, furaż, drewno, płótno, sukno, skóry, leki itp. Łatwość zbytu ogromnej liczby towarów i duża skala zamówień tworzyły szanse na szybki zysk.

Na tym właśnie opierały się błyskotliwe kariery tzw. liwerantów – wielkich dostawców realizujących zamówienia wojska i administracji. Większość z nich wywodziła się spośród zamożnych Żydów od lat prowadzących działalność handlową, posiadających odpowiedni kapitał i szerokie kontakty. Umiejętność szybkiego znajdywania i przekazywania informacji należały zresztą do powszechnie podkreślanych atutów polskich Żydów: „Nadziwić się nie można szybkości, z jaką przekazują jedni drugim godne uwagi wydarzenia (...). Nic się nie ukryje przed tymi żywymi telegrafami (...)” – zauważała jedna z pamiętnikarek. To za ich pośrednictwem do Warszawy dotarły np. pierwsze wieści o spaleniu Moskwy czy śmierci ks. Józefa pod Lipskiem.

Do korzystania z usług liwerantów skłaniały rząd ogromne potrzeby armii, nieustanny brak gotowego pieniądza oraz sprawniejsza organizacja dostaw na dużą skalę. Pustki w skarbie dawały dostawcom przewagę w negocjacjach ze stroną rządową, ułatwiając zawieranie umów na korzystnych dla siebie warunkach. Z drugiej jednak strony ponosili oni spore ryzyko związane z opóźnieniami wypłaty umówionych sum – np. w trzecim kwartale 1808 r. zaległości rządu wobec nich wynosiły 4 800 000 zł.

Ryzyko nie było jednak na tyle wielkie, by odstraszyć chętnych, którzy dysponowali odpowiednimi możliwościami finansowymi i organizacyjnymi. Często również minimalizowali je, angażując zyski w produkcję płótna, pożyczki, dzierżawę państwowych monopoli lub podatku koszernego. W tym przypadku liwerant występujący jako antreprener zawierał umowę z administracją skarbową, na mocy której zastępował ją w ściąganiu podatku, pobierając w zamian wysokie opłaty. Dzierżawca organizował sieć poddzierżawców i agentów, obejmującą zwykle wpływowe osobistości z kręgu oligarchii kahalnej zapewniające mu szeroki wachlarz możliwości oddziaływania na dłużników, ze wspomnianą już klątwą włącznie. Wielcy finansiści owych czasów nie gardzili również korzystnymi, acz całkowicie nielegalnymi źródłami dochodu, jak przemyt, handel fałszywymi asygnatami czy – u schyłku wojny 1812 r. – wymiana pieniędzy odbywająca się ponad głowami walczących armii.

To zyski z liwerunku i dzierżaw stanowiły jednak podstawy rosnących lub umacniających się wówczas fortun takich potentatów, jak Judyta Jakubowiczowa, żona i następczyni słynnego Szmula Zbytkowera – właściciela Szmulek i założyciela Cmentarza Żydowskiego na Bródnie, dostawcy Stanisława Augusta zaopatrującego następnie armię insurekcyjną, jeszcze później zaś wojska pruskie. Owa niezwykła kobieta, niegdyś bywalczyni królewskich obiadów czwartkowych, w czasach Księstwa Warszawskiego dysponowała własnym bankiem i kapitałem w wysokości 2,5 mln zł. Bajeczne kariery finansowe robili wówczas również: Berek Bereksohn-Sonnenberg – syn Zbytkowera z pierwszego małżeństwa i przodek filozofa Henri Bergsona; Jakub Epstein – kupiec i filantrop, jeden z założycieli synagogi na Daniłowiczowskiej; Samuel Kronenberg, Neumarkowie, Frenklowie i inni.