Awanturnik i romantyk

Gdyby nie owdowiał, nie zostałby Wyzwolicielem

Publikacja: 03.10.2008 11:08

Gen. Francisco de Miranda w hiszpańskim więzieniu w Kadyksie, mal. Arturo Michelena, 1896 r.

Gen. Francisco de Miranda w hiszpańskim więzieniu w Kadyksie, mal. Arturo Michelena, 1896 r.

Foto: Archiwum „Mówią Wieki"

Prekursor Niepodległości to przydomek, jakim Wenezuelczycy obdarzyli Francisco de Mirandę, potomka starego szlacheckiego rodu, przekonanego o swej wielkości bufona i awanturnika, dzielnego żołnierza i prawdziwego lwa salonowego, a zarazem zapamiętałego bibliofila.

Niesubordynowany młodzieniec walczył w hiszpańskich szeregach w Maroku i wojnie o niepodległość USA. Potem zaczęła się jego epopeja znaczona intrygami i łóżkowymi zdobyczami. Przystojny i inteligentny lowelas podbijał niewieście serca. Jego urokowi uległa nawet słynąca z temperamentu caryca Katarzyna II, obsypując wybrańca karesami. Ten jednak, świadom, że klacz, której dosiada, jest niezwykle narowista, porzucił w końcu Rosję i odpłynął do Anglii.

Nie zagrzał tam długo miejsca, bowiem zaciągnął się w szeregi armii rewolucyjnej Francji. Trzeba przyznać, że spisywał się wyśmienicie, ale jak wielu stronników Żyrondy nie uniknął więzienia. Ocaliwszy głowę, na powrót przybił do bezpiecznych przystani Albionu i zaczął zasypywać brytyjski rząd memorandami o korzyściach wynikających z wywołania rewolucji w hiszpańskiej Ameryce. Początkowo zlekceważono jego plan, ale po przystąpieniu Hiszpanii do obozu profrancuskiego Miranda zyskał poparcie i pomoc w przygotowaniu wyprawy na wybrzeża Wenezueli.

Pod koniec kwietnia 1806 roku na czele 200 ludzi bezskutecznie próbował wylądować w Ocumare. Niezrażony niepowodzeniem, zorganizował kolejną wyprawę złożoną z 400 rewolucjonistów i kondotierów. W sierpniu zajął port Coro, ale ludność nie kwapiła się udzielić pomocy „legionowi niepodległości”. Mimo to Miranda powrócił do Londynu otoczony rewolucyjnym nimbem. Do niego też w lipcu 1810 roku skierował swe kroki marzący o zrzuceniu hiszpańskiego jarzma Simon Bolivar.

Dwudziestosiedmiolatek z Caracas podziwiał Mirandę, ale był jego zaprzeczeniem. Podczas wojaży po Europie dał się uwieść czarowi Napoleona Bonaparte i Marii Teresie Rodriguez y Alaiza. Małżeństwo z piękną Hiszpanką, a następnie jej nagła śmierć przemieniły rozkapryszonego młodzieńca i pchnęły go w objęcia licznych kochanek, z których największą okazała się polityka. Sam później przyznawał, że gdyby nie owdowiał, nie zostałby Wyzwolicielem.

Bolivarovi udało się przekonać Mirandę, by przyłączył się do rewolucji, która wybuchła w Wenezueli. Upudrowany dandys wszedł na okręt i wylądował w ojczyźnie, która zaraz po jego przyjeździe ogłosiła Akt Niepodległości (7 lipca 1811 roku). Nowe państwo prawie natychmiast pogrążyło się w odmętach wojny domowej. Na czele armii republikańskiej, a raczej zbieraniny chłopów, stanął właśnie Miranda. Nieuzbrojone i niewyćwiczone wojsko ponosiło jednak same klęski. Na dodatek wydawało się, że kara boska spadła na buntowników. Straszliwe trzęsienie ziemi zniszczyło Caracas i inne miasta, nie niszcząc prowincji, których elity nadal sprzyjały królowi. Interpretowano to jako karę za wystąpienie przeciwko prawowitemu panu. Nie dziwi więc, że duch oporu upadł zupełnie. „Prekursor”, jak nazywano Mirandę, nie widząc szans dalszej walki, chciał opuścić Wenezuelę. Uniemożliwili mu to republikańscy oficerowie z Bolivarem na czele. Aresztowanego Mirandę oskarżono o zdradę i wydano w ręce Hiszpanów. Wywieziony do Hiszpanii, zmarł w więzieniu w 1816 roku.

Prekursor Niepodległości to przydomek, jakim Wenezuelczycy obdarzyli Francisco de Mirandę, potomka starego szlacheckiego rodu, przekonanego o swej wielkości bufona i awanturnika, dzielnego żołnierza i prawdziwego lwa salonowego, a zarazem zapamiętałego bibliofila.

Niesubordynowany młodzieniec walczył w hiszpańskich szeregach w Maroku i wojnie o niepodległość USA. Potem zaczęła się jego epopeja znaczona intrygami i łóżkowymi zdobyczami. Przystojny i inteligentny lowelas podbijał niewieście serca. Jego urokowi uległa nawet słynąca z temperamentu caryca Katarzyna II, obsypując wybrańca karesami. Ten jednak, świadom, że klacz, której dosiada, jest niezwykle narowista, porzucił w końcu Rosję i odpłynął do Anglii.

Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy