Prekursor Niepodległości to przydomek, jakim Wenezuelczycy obdarzyli Francisco de Mirandę, potomka starego szlacheckiego rodu, przekonanego o swej wielkości bufona i awanturnika, dzielnego żołnierza i prawdziwego lwa salonowego, a zarazem zapamiętałego bibliofila.
Niesubordynowany młodzieniec walczył w hiszpańskich szeregach w Maroku i wojnie o niepodległość USA. Potem zaczęła się jego epopeja znaczona intrygami i łóżkowymi zdobyczami. Przystojny i inteligentny lowelas podbijał niewieście serca. Jego urokowi uległa nawet słynąca z temperamentu caryca Katarzyna II, obsypując wybrańca karesami. Ten jednak, świadom, że klacz, której dosiada, jest niezwykle narowista, porzucił w końcu Rosję i odpłynął do Anglii.
Nie zagrzał tam długo miejsca, bowiem zaciągnął się w szeregi armii rewolucyjnej Francji. Trzeba przyznać, że spisywał się wyśmienicie, ale jak wielu stronników Żyrondy nie uniknął więzienia. Ocaliwszy głowę, na powrót przybił do bezpiecznych przystani Albionu i zaczął zasypywać brytyjski rząd memorandami o korzyściach wynikających z wywołania rewolucji w hiszpańskiej Ameryce. Początkowo zlekceważono jego plan, ale po przystąpieniu Hiszpanii do obozu profrancuskiego Miranda zyskał poparcie i pomoc w przygotowaniu wyprawy na wybrzeża Wenezueli.
Pod koniec kwietnia 1806 roku na czele 200 ludzi bezskutecznie próbował wylądować w Ocumare. Niezrażony niepowodzeniem, zorganizował kolejną wyprawę złożoną z 400 rewolucjonistów i kondotierów. W sierpniu zajął port Coro, ale ludność nie kwapiła się udzielić pomocy „legionowi niepodległości”. Mimo to Miranda powrócił do Londynu otoczony rewolucyjnym nimbem. Do niego też w lipcu 1810 roku skierował swe kroki marzący o zrzuceniu hiszpańskiego jarzma Simon Bolivar.
Dwudziestosiedmiolatek z Caracas podziwiał Mirandę, ale był jego zaprzeczeniem. Podczas wojaży po Europie dał się uwieść czarowi Napoleona Bonaparte i Marii Teresie Rodriguez y Alaiza. Małżeństwo z piękną Hiszpanką, a następnie jej nagła śmierć przemieniły rozkapryszonego młodzieńca i pchnęły go w objęcia licznych kochanek, z których największą okazała się polityka. Sam później przyznawał, że gdyby nie owdowiał, nie zostałby Wyzwolicielem.