Zeznając w zeszłym tygodniu, Jaruzelski mówił, że stan wojenny ocalił Polskę przed katastrofą. Wczoraj przed Sądem Okręgowym w Warszawie podczas procesu autorów stanu wojennego przekonywał, że był on również wybawieniem dla gospodarki.
Swoje czterogodzinne wyjaśnienia generał w całości poświęcił gospodarczym przyczynom wprowadzenia stanu wojennego, które – jego zdaniem – akt oskarżenia niesłusznie pomija. – Przypisuje mi się usprawiedliwianie stanu wojennego groźbą rosyjskiej interwencji. To, mówiąc słowami Gombrowicza, „robienie mi gęby” – stwierdził i opowiadał o „katastrofalnym stanie gospodarki”, do którego miały doprowadzić strajki. Postulaty sierpniowe nazwał ekonomiczną „bombą zegarową”. Z ich powodu – jak twierdził – Polsce groziła katastrofa gospodarcza.
– Postulaty te oznaczały: pracować mniej, a zarabiać więcej. A nawet zarabiać, strajkując. W sumie ultrasocjalizm: zjeść ciastko i mieć ciastko – mówił główny oskarżony. – Niektórzy działacze „S” uznawali, że im gorzej, tym lepiej – stwierdził Jaruzelski, cytując słowa Lecha Wałęsy, że jeździ po Polsce i gasi strajki, a dziesięć innych ekip je wznieca.
Generał czytał alarmistyczne meldunki dla władz z jesieni 1981 r. wskazujące na brak podstawowych surowców.
– Czy nie było to wystarczającym powodem do wprowadzenia stanu wojennego? – pytał. Podkreślał, że władze ZSRR zwracały uwagę na „antyradzieckie nastroje” w Polsce i „skoordynowane działania wrogów socjalizmu”. Oczekiwały „zrobienia porządku”.