W Polsce jak w Hollywood

W tytule tego tekstu występuje oczywiście przesada, bo skala przedsięwzięć filmowych w Polsce i w USA tak się różniła, jak wielkość obu krajów. Ale istota rzeczy była identyczna.

Publikacja: 10.11.2008 04:20

I tu, i tam znaleźli się ludzie obdarzeni wyobraźnią, o ogromnym zapale do pracy i smykałką do rozkręcania interesów na obszarach dotąd nieeksploatowanych. I tu, i tam pionierami kinematografii okazali się Żydzi.

Dodajmy, że byli to polscy Żydzi. O ich karierach za oceanem pisał tu niedawno (w numerach 21, 23 i 24) profesor Szewach Weiss. Przypomnijmy, że Hirsz Warner, znany jako Harry – założyciel wielkiej wytwórni filmowej – urodził się w mazowieckim Krasnosielcu i stamtąd ruszył z braćmi Jackiem, Samem i Albertem do Stanów.

Inny wielki producent Samuel Goldwyn mieszkał w dzieciństwie w Warszawie, a nazywał się wtedy Szmuel Gelbfisz. Z kolei scenarzysta i reżyser filmowy Billy Wilder pochodził z Suchej Beskidzkiej, gdzie rodzice dali mu imię Samuel.

W tym numerze profesor Marian Fuks kreśli panoramę naszej kinematografii przed i po I wojnie światowej. Pisze: „Znani reżyserzy, m.in. Henryk Szaro (Szapiro), Aleksander Ford (Lifszyc), Józef Lejtes – podobnie jak aktorzy Kazimierz Krukowski, Konrad Tom, Michał Znicz, Karol Borowski, Aleksander Węgierko i wielu innych – byli Żydami.

Michał Waszyński (1904 – 1967, wł. Waksman) w wytwórniach warszawskich poświęcił się twórczości przeważnie komediowej, o czym świadczą same tytuły niektórych filmów, jak „Jaśnie pan szofer”, „Jego ekscelencja subiekt”, „Dodek na froncie”, „Antek policmajster”, „Pod banderą miłości” itp. Ale wśród 40 przezeń zrealizowanych filmów nie zabrakło także pozycji bardziej ambitnych, jak np. „Znachor” (1937), „U kresu drogi” (1939), a po wojnie „Wielka droga” (1946). Zmarł w Madrycie”.

Znamy te nazwiska, pamiętamy tytuły filmów. Grali w nich najlepsi polscy aktorzy okresu międzywojnia, ściągały do sal kinowych setki tysięcy widzów, kreowały nasze pierwsze gwiazdy kultury masowej, nadawały ton rozmowom na ulicy i w salonach. Ludzie powtarzali najsłynniejsze dialogi, inscenizowali gagi, nucili piosenki filmowe. Jeszcze dziś łza się w oku kręci najstarszym z nas...

Ten zeszyt należy – jak poprzedni i następny – do zaskakującej triady. Oto zarówno w malarstwie, o czym mówiliśmy przed tygodniem, jak i w teatrze, który przedstawimy za tydzień, oraz w filmie opisywanym dziś Żydzi polscy doszli do niebywałych osiągnięć. A we wszystkich tych dziedzinach przekraczali surowe prawa religii i obyczaju, które zakazywały przedstawiania postaci ludzkich. I oto za oceanem, ale także nad Wisłą, mieliśmy urodzaj talentu i przedsiębiorczości w najnowocześniejszym wydaniu żydowskiego oświecenia.

[i]współredaktor cyklu „Żydzi polscy”, dziennikarz „Rzeczpospolitej”, [link=mailto:m.rosalak@rp.pl]m.rosalak@rp.pl[/link][/i]

I tu, i tam znaleźli się ludzie obdarzeni wyobraźnią, o ogromnym zapale do pracy i smykałką do rozkręcania interesów na obszarach dotąd nieeksploatowanych. I tu, i tam pionierami kinematografii okazali się Żydzi.

Dodajmy, że byli to polscy Żydzi. O ich karierach za oceanem pisał tu niedawno (w numerach 21, 23 i 24) profesor Szewach Weiss. Przypomnijmy, że Hirsz Warner, znany jako Harry – założyciel wielkiej wytwórni filmowej – urodził się w mazowieckim Krasnosielcu i stamtąd ruszył z braćmi Jackiem, Samem i Albertem do Stanów.

Historia
Rocznica wyzwolenia Auschwitz. Przemówią tylko Ocaleni
Historia
W kwietniu ruszy ekshumacja ofiar zbrodni UPA we wsi Puźniki
Historia
Obraz panny na niedźwiedziu odnaleziony w opactwie w Tyńcu
Historia
Nieprzyzwoity zachwyt nad kością słoniową
Historia
Jerzy Haszczyński: Jaką rolę w moim życiu odegrał Jimmy Carter