Ostatni jej cesarz Hajle Sellasje I był 252. władcą z dynastii wywodzącej się, jak chce legenda, od królowej Saby. Etiopia, której terytorium sięga po równik, to jedyny kraj Czarnej Afryki – od IV w. n.e. chrześcijański – tak mocno związany ze starożytnym światem Bliskiego Wschodu i Morza Śródziemnego.
W Starym Testamencie wspomina się go ponad 30 razy. Gdy w Europie powstawały i upadały imperia, na rozległych abisyńskich wyżynach niezmiennie trwała – skutecznie opierając się islamowi i mocarstwom kolonialnym – anachroniczna, feudalna monarchia.
Zmiótł ją przed 30 laty zamach stanu. Dopiero po upadku krwawego reżimu wojskowego zaczęto tutaj – w jednym z najuboższych krajów świata, nękanym suszami i wojnami – budować demokrację, wciąż jeszcze „ludową”.
Kolebką Etiopii są jej północne – pełne zabytkowych świątyń i budowli – prowincje Tigrai i Amhara w pobliżu źródeł Nilu Błękitnego, którędy prowadziły pradawne handlowe trakty z Rogu Afryki, dzisiejszej Somalii, w głąb kontynentu. W czasach królowej Saby rosły tu bujne lasy.
Dziś nie ma po nich śladu. Okolice Aksum, pierwszej stolicy etiopskiego państwa, i historycznych miast Adua, Lalibela i Gonder to spalone słońcem góry – biedna rolnicza kraina – gdzie na tarasowych poletkach uprawia się abisyńską trawę teff, zboża, sezam, fasolę i cebulę. Nie przemierzają jej już kupieckie karawany. Ale zamiast nich pojawiają się coraz liczniejsi turyści witani z nadzieją przez miejscową ludność.