Nasze oddziały poruszały się już wzdłuż wybrzeża, chcąc przenieść bitwę dalej na północ. Po osiągnięciu wyznaczonych punktów skręciły one w głąb lądu, zanurzając się w ciemnych, głębokich, stromych wzniesieniach i wąwozach. Na czele każdej kolumny szło kilku zwiadowców. Nieustannie z głębi wąwozów dochodziły strzały.
Strzelali prawie wyłącznie Turcy, gdyż my podczas walk nocnych używaliśmy niemal wyłącznie bagnetów. Wąskie wąwozy, w których gdzieniegdzie mieścił się tylko jeden człowiek, i pokrzywione wzgórza spowalniały postęp. Kiedy we wczesnych godzinach rannych schował się księżyc, czołówki kolumn znajdowały się na szczytach, a ich tyły wciąż czyściły teren u ich podnóża.
W tym czasie bitwa rozwinęła się dalej na północ. We wczesnych godzinach porannych w niedzielę, osiem godzin po tym, jak bitwa zaczęła rozprzestrzeniać się od południa, siły brytyjskie dokonały desantu w zatoce Suvla, ok. 6 km na północ od ANZAC. Ok. godz. 3 nad ranem na naszych północnych stanowiskach dało się słyszeć odgłos karabinów. Przez cały dzień widzieliśmy lądujące oddziały. Tureckie szrapnele eksplodowały na plaży i niewielkich wzgórzach leżących w jej pobliżu. Rankiem w poniedziałek po kolejnym, trwającym godzinę, ostrzale kierowanym na północ, rozpoczęła się znów zażarta walka.
Okręty wojenne nieustannie prowadziły ogień, podobnie jak ciągle dochodził odgłos ognia karabinowego.
[i]przeł. Piotr Szlanta[/i]