Eisenhower stabilizuje sytuację

W czasie II wojny standardowym uzbrojeniem piechoty pozostawał powtarzalny karabin (np. Mosin 1891/30, Mauser 98K, Lee-Enfield Mk III). W kilku armiach pojawiły się jednak karabiny samopowtarzalne, a w armii amerykańskiej, jako jedynej, broń ta stała się standardem.

Publikacja: 06.02.2009 10:21

Gen. Courtney H. Hodges, dowódca amerykańskiej 1. Armii

Gen. Courtney H. Hodges, dowódca amerykańskiej 1. Armii

Foto: Archiwum „Mówią Wieki"

W karabinie powtarzalnym po każdym strzale należało zazwyczaj wykonać cztery chwyty, trzymając za rączkę zamkową; następowało wówczas wyrzucenie pustej łuski, napięcie iglicy i wprowadzenie kolejnego naboju do komory. W broni samopowtarzalnej cały ten cykl następował samoczynnie. Dzięki odprowadzaniu gazów prochowych przez boczny otwór w lufie przedostawały się one do rury umieszczonej pod lub nad lufą i tam pchały tłok. Współgrał on z suwadłem, a to z kolei działało na zamek, powodując jego odryglowanie i ruch wsteczny; po wyrzuceniu pustej łuski zamek powracał na swoje miejsce pod wpływem sprężyny powrotnej, wprowadzając kolejny nabój.

Za każdym razem żołnierz musiał jedynie naciskać spust, broń bowiem posiadała przerywacz – podobnie jak w pistoletach – co różniło ją od karabinów automatycznych, gdzie ogień trwał dopóty, dopóki trzymano wciśnięty spust. Zwiększono szybkostrzelność, poza tym strzelający nie musiał odrywać wzroku od celu. W ZSRR żołnierze mieli karabiny Simonowa (AWS 36), zastąpione szybko bronią Tokariewa (SWT 40), produkowaną do 1942 roku w wielkich ilościach. Niemcy wprowadzili w czasie wojny walthery: G41, a po nim znacznie bardziej udany G43.

Amerykańscy żołnierze dysponowali garandem M1 wprowadzonym do uzbrojenia w 1936 roku. Broń była dobrze dopracowana i uchodziła za celną; do magazynka wchodziło osiem nabojów wraz z ładownikiem, który był wyrzucany po wystrzeleniu ostatniego naboju. Wszystkie wymienione wzory strzelały standardowymi nabojami karabinowymi: radzieckie 7,62 x 54 mm, niemieckie 7,92 x 57 mm, a garand 7,62 x 63 mm. Każdy z nich miał też swoją wersję snajperską z optyczną lunetą.Niemieckie uderzenie w Ardenach całkowicie zaskoczyło sztab sprzymierzonych. W dniu niemieckiego ataku dowodzący 12. Grupą Armii gen. Omar Bradley przebywał na konferencji w Wersalu. Marszałek Montgomery w oczekiwaniu na odlot do Anglii oddawał się grze w golfa. Generał Hodges uważał, że całe „zamieszanie” to lokalny kontratak wroga, któremu nie da się oszukać. Intuicja nie zawiodła tylko gen. Pattona. Jeszcze 12 grudnia nakazał on swojemu sztabowi przestudiowanie możliwości manewru 3. Armii na wypadek niepokojących wydarzeń w Ardenach.

Sztab Eisenhowera nie miał opracowanej koncepcji działania w razie niemieckiego ataku na taką skalę. Najważniejsze dla późniejszych losów bitwy okazały się decyzje Eisenhowera o skierowaniu 7. Dywizji Pancernej do St. Vith oraz 101. Dywizji Powietrznodesantowej i części 10. Dywizji Pancernej do Bastogne.

Pierwsza z nich niemal w ekspresowym tempie przebyła 100 km zaśnieżonej drogi i wieczorem 17 grudnia pierwsze szwa- drony pancerniaków wsparły piechurów broniących St. Vith. Z kolei słynne Krzyczące Orły – jak od dywizyjnego emblematu nazywano spadochroniarzy ze 101. – tym razem podróżując w ciężarówkach, a nie na pokładach samolotów, dotarły do Bastogne nocą z 18 na 19 grudnia. Niemal w ostatniej chwili, gdyż nad ranem na miasto spadł pierwszy silniejszy atak wroga.

Były to jednak działania doraźne, mające zatrzymać marsz Niemców. Tymczasem Eisenhower szukał dużej masy uderzeniowej, którą można by przeprowadzić zdecydowane przeciwnatarcie. Wybór padł na najlepiej przygotowaną do tego zadania 3. Armię Pattona. Termin rozpoczęcia kontrataku ustalono na 22 – 23 grudnia. Nowy plan sprzymierzonych zakładał ustabilizowanie północnej flanki niemieckiego wyłomu i bicie od południa w podbrzusze wroga.

W tym czasie gen. Hodges robił, co mógł, aby zatkać północne skrzydło niemieckiego wybrzuszenia. Rankiem 18 grudnia rzucił do walki przeciwko 1. Dywizji Pancernej SS pułki 30. Dywizji Piechoty, a także elitarną 82. Dywizję Powietrznodesantową. Dzień później na drodze grenadierów pancernych Dietricha stanęły także shermany z 3. Dywizji Pancernej. O krzepnięciu amerykańskiej obrony mogli się także przekonać esesmani Peipera. 20 grudnia jego grupa dostała się w okrążenie pod La Glaize. Amerykanie nie mieli litości dla zbrodniarzy spod Malmédy. Ludzie Peipera walczyli do wyczerpania zapasów. Z okrążenia wyrwało się nocą 24 grudnia ok. 800 ludzi, pozostawiając Amerykanom ok. 40 czołgów, 70 transporterów opancerzonych i 33 działa.

W karabinie powtarzalnym po każdym strzale należało zazwyczaj wykonać cztery chwyty, trzymając za rączkę zamkową; następowało wówczas wyrzucenie pustej łuski, napięcie iglicy i wprowadzenie kolejnego naboju do komory. W broni samopowtarzalnej cały ten cykl następował samoczynnie. Dzięki odprowadzaniu gazów prochowych przez boczny otwór w lufie przedostawały się one do rury umieszczonej pod lub nad lufą i tam pchały tłok. Współgrał on z suwadłem, a to z kolei działało na zamek, powodując jego odryglowanie i ruch wsteczny; po wyrzuceniu pustej łuski zamek powracał na swoje miejsce pod wpływem sprężyny powrotnej, wprowadzając kolejny nabój.

Pozostało 82% artykułu
Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem