Rower z radomskiego Łucznika (jednej z ikon dwudziestolecia międzywojennego) będący we wrześniu 1939 roku na wyposażeniu polskiej armii stał się przedmiotem drwin ze strony Niemców. Nie chodziło przy tym o jakość sprzętu, ale to, że w ogóle polscy żołnierze chcieli walczyć na rowerach. Ale to mit równie fałszywy jak ten o bezmyślnym rzucaniu się z szablą na czołgi.
Przed II wojną radomskie rowery były jednymi z najbardziej poszukiwanych na świecie. I to jest fakt, nie mit. Do wybuchu wojny Łucznik wyprodukował ponad 90 tysięcy rowerów. Sprzedawano je nie tylko w Polsce, ale i w Chinach, Indiach, Palestynie, Brazylii i Syrii. Powodzenie gwarantowała wysoka jakość i różnoraki asortyment. Do 1929 roku wyprodukowano ich aż 17 rodzajów – m.in. dziecięce, damskie, sportowe, górskie, wyścigowe oraz wojskowe. Produkty Łucznika były często nagradzane w kraju i za granicą.
W 1931 roku o radomskich rowerach pisano, że były idealne na polskie drogi – odznaczały się trwałością oraz wytrzymałością i „przewyższały wszystko to, co dotąd osiągnięto w tej dziedzinie”. Hasło reklamowe Łucznika brzmiało: „Polski rower – na polskie drogi”.
Podczas plebiscytu na ikony dwudziestolecia międzywojennego na blogach internautów można było przeczytać apele: „Głosujcie na radomskiego Łucznika, bo to najlepsza fabryka!”. Tylko że rowerów już od lat nikt tam nie produkuje. A co z przedwojennymi egzemplarzami? Pięć lat temu jeden z nich był prezentowany na wystawie w warszawskich Łazienkach, czasami też ktoś licytuje radomski rower na internetowych giełdach.
Łucznik to rower zupełnie inny niż te, które dziś znamy, ale wciąż byłby dobry na polskie drogi.