Dwa szwadrony 18. Pułku Ułanów Pomorskich pod osłoną lasu przesuwają się na zachód, ku szosie łączącej Chojnice z Czerskiem. Tę jedyną drogę odwrotu broniącej Chojnic piechoty może w każdej chwili przeciąć nieprzyjaciel.
Dowódca pułku Kazimierz Mastalerz dostał od dowódcy brygady gen. Stanisława Grzmota-Skotnickiego odręczny list z wezwaniem: „pomnij naszej przeszłości legionowej (...) za wszelką cenę powstrzymaj ruch Niemców, czym prędzej przechodząc do akcji zaczepnej”. I rozkaz: „pułk przed zmierzchem wykona całością natarcie na Niemców”. Porucznik Grzegorz Cydzik, który go przywiózł, próbuje złagodzić jego wymowę, stara się wybadać zamiary pułkownika. Ale ten przywołuje przejętego oficera do porządku: „za młody pan, poruczniku, żeby mnie uczyć, jak się wykonuje niewykonalne rozkazy”.
I oto pułkownik Mastalerz – od czasu bojów legionowych, a zwłaszcza słynnej szarży na bolszewików pod Arcelinem, cieszący się w całej kawalerii renomą nieustraszonego dowódcy – prowadzi swych ułanów ku nieprzyjacielowi. Upłynęło już ćwierć wieku od chwili, gdy w 1. szwadronie 1. pułku I Bry- gady Legionów założył ułański mundur. Potem bronił Lwowa, walczył w wojnie z bolszewikami, służył w KOP i w 1. Pułku Szwoleżerów. Od 1930 r. dowodził w Krakowie „ułanami księcia Pepi”,
8. Pułkiem Ułanów im. Księcia Józefa Poniatowskiego. I teraz ten ostatni przydział – do „pułku straceńców” mającego bronić w osamotnieniu wąskiego skrawka pomorskiej ziemi, na który już w pierwszych godzinach wojny wdarły się niemieckie czołgi. Ostatnie lata nie były łatwe dla pułkownika. Nie jest tajemnicą, że jego małżeństwo – związek syna maszynisty kolejowego z Czeladzi, skauta i działacza niepodległościowego z absolwentką Sorbony, zaprzyjaźnioną z damami z najwyższych sfer, sprowadzającą futra z Paryża i brylującą na rautach – przeżywa kryzys. Tym chętniej wraca do swego świata, koszar, stajni, żołnierzy i koni.
Pod wsią Krojanty szwadrony docierają do skraju lasu. Przed nimi w odległości 400 m na słonecznej polanie zatrzymał się na postój batalion niemieckiej piechoty. Pułkownik dobywa szabli i wskazuje kierunek – ułani ruszają do szarży na całkowicie zaskoczonego nieprzyjaciela. W ciągu paru chwil piechota rzuca się do ucieczki. Ale wtedy ot- wierają ogień ukryte w lesie i zamaskowane transportery opancerzone. Serie broni maszynowej dosięgają pocztu dowódcy. Pułkownik Mastalerz pada ze swym koniem. Parę lat przed wojną zwierzył się na manewrach jednemu z oficerów: „nie wyobrażam sobie innej śmierci jak w błysku szabli, tętencie kopyt, w huku armat i kaemów”.