[i][Pisma Zbiorowe, t. V, 145 – 147.][/i]
15 lutego 1920 roku w wywiadzie dla paryskiego „Matina” powiedział: „Polska proponuje koalicji swą pomoc w ciężkim zadaniu […]. Opracowujemy więc obecnie plan mający na celu stworzenie legalnego stanu rzeczy na wschodzie Europy. Na wpływy bolszewickie Polska jest najzupełniej odporna. Nie trzeba, żeby strach przed bolszewikami stał się pretekstem do tego, żeby nic nie robić”.
[i][Pisma Zbiorowe, t. V, 148 – 149.][/i]
[srodtytul]Plan kampanii ukraińskiej[/srodtytul]
Na początku grudnia 1919 roku rozpoczęła w Warszawie pracę Sekcja Wojskowa Ukraińskiej Misji Dyplomatycznej w Polsce. Opracowano wytyczne, które 26 lutego wręczone zostały Józefowi Piłsudskiemu. Ten obiecał ścisłą współpracę. W tym samym czasie odbywała się w Warszawie konferencja państw bałtyckich sąsiadujących z Rosją (Finlandia, Estonia i Łotwa). Piłsudski wyjaśnił, iż nie chciał wszczynać rokowań pokojowych z Rosją, nie znając zdania tych państw. Mógł liczyć na przychylność Łotwy, która dzięki wojskom polskim odzyskała w styczniu 1920 roku Dyneburg, niechętna pozostawała Litwa, wyczekujące stanowisko zajęły Estonia i Finlandia. Wszystkie te państwa obawiały się bolszewików i oczekiwały współdziałania Rzeczypospolitej. Obawiały się jednak formalizowania tych oczekiwań.
[i][Pisma, V, 149 – 152; P. Łossowski, Stosunki polsko-estońskie, 1918 – 1939, Gdańsk 1992, s. 15 – 18.][/i]
Nadciągająca wiosna umożliwiła podjęcie ważnej z punktu wojskowego akcji zbrojnej. Między 5 a 7 marca wojska polskie opanowały ważne węzły kolejowe Mozyrz i Kalenkowicze, co odseparowało armie bolszewickie frontu południowego (na południe od Prypeci) od armii frontu północnego.
27 marca Polska odpowiedziała na noty bolszewickie, proponując zacząć rokowania 10 kwietnia w Borysowie, gdzie obowiązywać będzie lokalne zawieszenie broni. Bolszewicy zgodzili się na datę, lecz nie zgodzili się na Borysów, proponując szereg innych miast. Nie zgodzili się także na lokalne zawieszenie, lecz pragnęli rozszerzenia go na cały front, na co Piłsudski się nie zgodził. Nie chciał bowiem krępować możliwości operacyjnych wojsk polskich wobec stałego zasilania frontu sowieckiego przez nowe jednostki. Gdy 1 stycznia 1920 roku na froncie polskim były zaledwie cztery dywizje sowieckie i jedna brygada, to 1 kwietnia siły te wzrosły do 14 dywizji i trzech brygad, a w przededniu wyprawy kijowskiej do 20 dywizji i pięciu brygad.
[i][W. Jędrzejewicz, Rokowania borysowskie w 1920 roku, „Niepodległość”, t. III, Londyn 1951, s. 53 – 54.][/i]
W planie strategicznym Piłsudskiego leżało szybkie rozprawienie się z Armią Czerwoną na froncie południowym i po jej rozbiciu przesunięcie wojsk polskich na front północny, skąd, jak przypuszczał, mogło wyjść główne uderzenie bolszewików. Bieg swych myśli Piłsudski streścił po wojnie w rozmowie z prezydentem Mościckim: – Przede wszystkim przygotowanie ofensywy bolszewickiej na całej rozciągłości frontu było dla Polski groźne, chodziło mu więc o to, aby pokrzyżować plany sowieckie przez zaskoczenie ich uderzeniem polskim. Przewidywał różne ewentualności, od najlepszych do najgorszych. Gdyby mu się udała największa dywersja, jaką byłoby utworzenie niepodległego państwa ukraińskiego, to spodziewał się przez uderzenie na południe spowodować przesunięcie sił bolszewickich z północy i odciążenie tym samym naszego frontu północnego. Chciał przy tym zniszczyć możliwie wielką część sił bolszewickich. Przewidywał również najgorszą możliwość, a mianowicie, że nieprzyjaciel, unikając spotkania, wycofa się bez walki na lewy brzeg Dniepru. Nawet i tę najgorszą ewentualność uważał przez ujęcie inicjatywy przez Polaków za lepsze wyjście, aniżeli bierne wyczekiwanie na uderzenie bolszewików.
[i][I. Mościcki, Autobiografia, „Niepodległość”, t. XIII, Nowy Jork 1980, s. 52 – 54.][/i]
[srodtytul]Pułk go pokochał miłością absolutną...[/srodtytul]
17 kwietnia Piłsudski wydał rozkaz uderzenia na Wołyniu i Podolu z zadaniem rozbicia XII Armii sowieckiej i stojącej przed naszym frontem części XIV Armii. Zatrzymał dla siebie kierownictwo nad całością operacji. Jak wspomina gen. Julian Stachiewicz, szef oddziału operacyjnego sztabu ścisłego naczelnego wodza, „cały plan operacji i jej przygotowanie były osobistym dziełem Naczelnego Wodza; do współpracy przy jej układaniu nie był powołany żaden z dowódców armii”.
[i][J. Stachiewicz, Działania zaczepne 3. Armii na Ukrainie. Studia operacyjne do wojny 1920, t. I, Warszawa 1930, s. 16.][/i]
21 kwietnia podpisano umowę polsko-ukraińską, w której rząd polski uznał prawa Ukrainy do samodzielnego życia państwowego i rząd Ukraińskiej Republiki Ludowej z atamanem Petlurą na czele. Umowa ustalała granicę między Polską a Ukrainą: rzeka Zbrucz, linia na wschód od Równego i Sarn i dalej na wschód rzeką Prypeć. W tym samym czasie przygotowano odezwę do narodu ukraińskiego, oraz konwencję wojskową. Ta ostatnia została podpisana 24 kwietnia 1920 roku, a to oznaczało, że moment wystąpienia jest bliski. Piłsudski był od 21 kwietnia w sztabie naczelnego wodza, który zorganizowano w Równem. Początek ofensywy na Kijów przewidziano na 25 kwietnia.
Moment rozpoczęcia ofensywy wspomina Franciszek Skibiński: „Przy końcu kwietnia jechałem przed świtem w szpicy pierwszej pułkowej czaty. Nocny mrok jeszcze się nie rozjaśnił, przed mostem na Słuczy stała grupka ludzi. Schyliłem się na Minasa, dużego konia pełnej krwi, żeby zobaczyć, kto to taki, a tam – nastroszone brwi, opadający wąs, maciejówka. Marszałek wypuszczał swoje wojsko na Koziatyń. Dałem komendę: – Baczność! Na prawo patrz! A on tylko: – Jazda, chłopcy, jazda!
Tym kupił nasz »biały« pułk, który go nie kochał. Znaliśmy jego rewolucyjną przeszłość, wiedzieliśmy, że należał do ścisłego kierownictwa PPS. Był dla nas »czerwonym« facetem. W moim słynnym pułku ułanów jazłowieckich służyła wówczas głównie młodzież inteligencka ziemiańskiego pochodzenia, a dowódcami byli po równie sławnym Konstantym Plisowskim pułkownik hrabia Wielopolski, a następnym Kocio hrabia Przeździecki. Dowódcą jednego szwadronu był baron, a drugiego kniaź. Ale oczywiście o żadnym działaniu »przeciwko« nie mogło być mowy. Polska była najważniejsza, on był Naczelnikiem Państwa, a my mieliśmy robić co do nas należy, czyli słuchać rozkazów, walczyć, gdy będzie trzeba. Wojsko starało się być apolityczne, a my wyznawaliśmy zasadę: moc huzarska, a służba cesarska.
Piłsudski był po prostu nie nasz, ale od tamtej nocy z 24 na 25 kwietnia pułk go pokochał miłością absolutną. Mógł robić z nami, co chciał. Wojsko wierzyło mu bezgranicznie – mieliśmy przecież wtedy po dwadzieścia lat. Pamiętam, że w 1922 roku, gdy zamordowano prezydenta Narutowicza, młodsi oficerowie naradzali się, czy siadać na koń i jechać na pomoc Dziadkowi. Ostatecznie obyło się bez naszej pomocy”.
[i][F. Skibiński, Historia nie zaczyna się od czerwonej kreski, w: A. Basta, Na stos rzucili. Relacje legionistów, powstańców, ochotników 1920 roku, Warszawa 2000, s. 66 – 67.][/i]
[srodtytul]Mocny cios – wyprawa na Kijów[/srodtytul]
Piłsudski miał swe wojsko, ale już niekoniecznie społeczeństwo. Nie miał też – wyjąwszy Ukraińców Petlury – sojuszników. Cały rok 1919 próbował wdrożyć swoje plany federacyjne, całą wiosnę 1920 roku próbował dodatkowo wysondować opinię Zachodu na ten temat. Do tego równania z kilkoma niewiadomymi wprowadził rzecz jasna także Rosję, a raczej kilka Rosji. Był też czynnik czasu: był świadom, że czas działa na niekorzyść Rzeczypospolitej. Jego upływ pomniejszał nasze szanse na zwycięstwo i wzmacniał reżim bolszewicki w Moskwie. Nakazywał więc szybkie działanie.
Wynik tych wszystkich doświadczeń nie był zachęcający. Paryż i Londyn nie chciały angażować się w wojnę z bolszewikami, szczytem ich politycznej przebiegłości było zakulisowe wspieranie „białych”, także rękoma Piłsudskiego. Mało tego, nie chciały uznać praw Rzeczypospolitej do ziem poza linią Bugu. W warunkach nowoczesnej wojny była to odległość niewiele większa od dwu dni marszu od Warszawy.
Bolszewicy i „biali” nie byli szczerzy w kontaktach z Polską: ani jeden, ani drugi nurt nie był gotowy uznać niepodległości i pretensji terytorialnych Rzeczypospolitej. A czas nakazywał „trzaśnięcie po bolszewickich łapach”, zanim okrzepną. Wiosną 1920 roku mógł to uczynić Piłsudski, posiadając tylko ograniczone instrumentarium. Pozostawał wobec Wschodu osamotniony, a mimo to uznał, że w interesie Rzeczypospolitej konieczne jest wyjście na środek ringu i zadanie decydującego ciosu. Tym ciosem miała być wyprawa na Kijów i odbudowanie niepodległości Ukrainy.
[ramka]List Borysa Sawinkowa do Józefa Piłsudskiego
[b]Samotność "trzeciej Rosji"[/b]Ażeby nalegać na przymierze z Polską wobec istnienia rosyjskiego, chociażby niewielkiego terytorium, chociażby słabej rosyjskiej armii i słabego rządu, trzeba się zdecydować pójść przeciwko silnemu antypolskiemu prądowi z jednej strony i silnemu półbolszewickiemu z drugiej. Ale żeby wejść w układ z Panem wtedy, kiedy nie ma ani rosyjskiego terytorium, ani rosyjskiej armii, ani rosyjskiego rządu, trzeba zawczasu być przygotowanym na gwałtowne i prawie powszechne potępienie.
Naturalnie, że nie należy nadawać zbyt wielkiego znaczenia tego rodzaju nastrojowi. Będzie ono podyktowane przez słabość, kłótnie, małoduszność i rzeczywiście zmieni się przy pierwszych większych Waszych powodzeniach. Ale lekceważyć ich nie można. Osoby, które w tak wyjątkowych okolicznościach pójdą razem z Panem w pierwszym okresie wojny, będą pozbawione podpory w rosyjskim emigracyjnym społeczeństwie.Czy znajdą tę podporę w Rosji, u ludzi znajdujących się obecnie pod władzą bolszewików? Mocno wierzę, że tak.
[i]List Borysa Sawinkowa do naczelnika państwa, Paryż, 29 marca 1920. Instytut Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku, Adiutantura Generalna Naczelnego Wodza, T. 22, t. 1, dok. 3055, mnps. niepag., tłum. z ros.][/i][/ramka]
[i]Janusz Cisek, www.januszcisek.pl jcisek@muzeumwp.pldyrektor Muzeum Wojska Polskiego. W latach 90. dyrektor Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku. Autor m.in. „Kalendarium życia Józefa Piłsudskiego” (wspólnie z Wacławem Jędrzejewiczem) oraz albumu „Józef Piłsudski”. Profesor w Instytucie Europeistyki UJ[/i]