Trafili na probostwo w Wyszkowie, gdzie zostali poczęstowani herbatą. Wikary ks. Julian Modzelewski zachęcał ich, by częstowali się, rarytasem w owe dni, cukrem w kostkach. Pozostawił go, jak mówił, uciekający w popłochu po klęsce bolszewików, kwaterujący na probostwie inny Julian – Marchlewski, szykujący się wraz z Feliksami – Dzierżyńskim i Kohnem, do przejęcia władzy w Warszawie.
Żeromski sięgał do cukiernicy tym śmielej, że nie kto inny jak Marchlewski właśnie nie zapłacił mu ani feniga za niemieckie tłumaczenia jego książek. Niedoszły komunistyczny wielkorządca Polski znany był bowiem dobrze pisarzowi, od czasu gdy pertraktował z nim wydanie przez pewną monachijską oficynę „Popiołów”.
Z tej wojennej wyprawy cukrem w kostkach osłodzonej powstał najsławniejszy reportaż tamtego czasu – „Na plebanii w Wyszkowie”, w którym autor pytał: „Któż to byli ci trzej goście, którzy w tych izbach (probostwa) mienili się rządem polskim? Czy ich lud polski wybrał, czy ich ktokolwiek na tej ziemi mianował? Lud polski czy naród polski, tak rozumiany, jak to jest w ich zwyczaju, nie naznaczał żadnego z nich na godność, którą sobie przybrali.
Naznaczeni zostali przez kogoś z wyższa, w obcym kraju, w swym zespole, w swej partii. Jako takich można by ich nazywać tylko komisarzami w znaczeniu, jakiego ten wyraz nabrał w opinii ludowej polskiej podczas długoletniej działalności komisarzy „po krestjańskim diełam” za poprzedniej inwazji carów moskiewskich na ziemię polską”.
W referacie prasowym Naczelnego Dowództwa Żeromski pracował razem m.in. z Wandą Melcer i Kornelem Makuszyńskim. Wydawali jedniodniówki (m.in. „Brońmy Warszawy”), przygotowywali tygodnik „Wesoły wojak” i plakaty agitacyjne (wśród nich niezwykle ponoć skuteczny „Ceny w Rosji sowieckiej”).