W szeregach Polaków największe straty poniósł jak do tej pory 7. pp. Aby podnieść morale żołnierzy, na jego pozycje udał się sam komendant Piłsudski wraz z szefem sztabu ppłk. Kazimierzem Sosnkowskim. Ogień artyleryjski kierowany na prawe skrzydło obrony polskiej jest już wręcz huraganowy.
[ramka][srodtytul]SZAŁ OGNI[/srodtytul]
Na odcinku 2. kompanii i na wprost komendy batalionu roznosi się teraz istny szał ogni. Nie widać tam okopów, nie widać drutów, nie widać ludzi, nie widać nic – jeden rozwlekły dym, gęsty, czarniawy, nieprzenikniony
[i]Wacław Lipiński o ostrzale artyleryjskim Polskiej Góry, „Szlakiem I Brygady. Dziennik żołnierski”, Warszawa 1928[/i][/ramka]
Tymczasem znajdujący się z prawej strony honwedzi nie wytrzymali naporu. Żołnierze węgierscy nie powstrzymali natarcia Rosjan, którzy wtargnęli do ich okopów. Doszło do zaciekłej i krwawej walki z użyciem bagnetów, saperek i pięści. Przewaga liczebna Rosjan była zbyt duża i Węgrzy zaczęli się wycofywać pojedynczo i grupami, odsłaniając flankę polskiej linii obrony. Od Kostiuchnówki droga do pozycji zajmowanych przez Polaków jest właściwie otwarta. O godzinie 18 wyrusza właściwe natarcie rosyjskich dywizji.
[srodtytul]Pośmiertny Virtuti dla kpt. Zwierzyńskiego[/srodtytul]
Teraz z kolei odezwała się legionowa artyleria, kładąc ogień zaporowy na przedpole. Do salw po chwili dołączyły serie polskich ciężkich karabinów maszynowych. Główne natarcie udało się chwilowo powstrzymać. Trwa jednak strzelanina i starcia na przedpolu. To rosyjskie patrole próbują przecinać zasieki z drutu kolczastego i robić przejścia dla nacierających. Okazało się, że pomimo huraganowego ognia artylerii nie zdołała ona rozbić linii obronnej. Kolejne fale atakujących zatrzymywały się na linii zasieków.
Wkrótce jednak działa ustawione do strzelania na wprost przeciwko nacierającym wystrzelały cały zapas amunicji. Zaczęło także brakować granatów ręcznych. Za to niezwykle efektywny okazał się moździerz kalibru 120 mm, który oczyścił przedpole i zmusił Rosjan do odwrotu spod zasieków.
Niestety w tym czasie dały znać o sobie skutki opuszczenia stanowisk przez honwedów. W zdobytych okopach pozycje zajęli Rosjanie i stamtąd zaczęli ostrzeliwać pozycje legionistów, których – z racji usytuowania powyżej polskiej linii – mieli jak na dłoni. W tej sytuacji na byłe już pozycje węgierskie ruszył oddział liczący 16 żołnierzy pod dowództwem podporucznika Jagmina, by odbić najbardziej zagrażający legionistom punkt utraconych umocnień. Szczęśliwie do maleńkiego kontrataku dołączyli wycofujący się Węgrzy. Rosjanie co prawda nie dali się wyprzeć, ale już po chwili ruszyło właściwe przeciwnatarcie, w którym wziął udział odwód 5. pp w sile batalionu oraz dołączeni uczestnicy poprzedniego wypadu. Okopy przechodzą z rąk do rąk. Rosjanie wypierają legionistów, zwijając linię ich obrony w kierunku strumienia. Batalion zostaje otoczony, a co gorsza, nieprzyjaciel opanował mostki nad trzęsawiskiem.
Wszystkie kompanie były już przemieszane. Legioniści tłoczyli się przed wejściem na mostki, ciągle odpierając ataki nieprzyjaciela. Zagrożenie zniszczeniem całego batalionu stało się już bardzo realne. Dowódca batalionu kpt. Sław-Zwierzyński dał sygnał do decydującego przeciwuderzenia. Na jego czele ruszyli wszyscy oficerowie, w pierwszej linii porywając swoim przykładem szeregowych. Marian Dąbrowski, żołnierz I Brygady Legionów, zanotował później: „Kontratak ocalił kompanie od zupełnej klęski i uratował karabiny maszynowe. Jednak i ten atak wobec nierównomiernych sił wroga utonął niebawem we wzmożonych falach moskiewskiej piechoty, wylewającej się od strony Polskiej Góry”.
Próba wyrwania się z okrążenia powiodła się, ale w jej trakcie poległa niemal połowa żołnierzy I batalionu 5. pp, kilku oficerów, w tym dowódca batalionu kpt. Sław-Zwierzyński. Pośmiertnie został awansowany do stopnia majora i odznaczony Krzyżem Virtuti Militari.
[srodtytul]Lis działał jak grom szybko...[/srodtytul]
Wszystkie pododdziały 5. pp wycofano na drugą linię obrony. Wraz z nimi musiała się cofnąć także grupa mjr. Satyra-Fleszara oraz 1. pp, by utrzymać zwartość frontu. Obrońcy przesunęli się więc na drugą, tzw. poprzeczną, linię umocnień.
Kukiel wspominał później: „Około siódmej i pół wieczorem od wzgórza Kostiuchnówki dochodzić zaczęły krzyki hurra. Głosy młode, dźwięczne, przeraźliwe – naszych. Kontratakują. Gdzie? Endel [podpor. Endel-Ragis, dowódca plutonu, który znajdował się na prawym skrzydle VI batalionu] nic nie meldował o nowym szturmie na lewe skrzydło Sława. Obserwacja nie daje nic. Dramat rozgrywa się na odwrotnym wschodnim stoku Góry Kostiuchnowskiej [a rzeczywiście bliżej, koło mostków na mokradle]. Ale po chwili meldunek podporucznika Endla. Na reducie kostiuchnowskiej Rosjanie. Poprzez bagna potoku dzielącego nasze odcinki batalionowe przybywają żołnierze 5. Pułku Piechoty, donosząc, że batalion otoczony. Przybywa podoficer austriacki, błagając o odbicie jego armat, które tam na górze zostały. Podpułkownik Sosnkowski śpiesznie udaje się wśród wybuchów ciężkich pocisków w stronę dowództwa 7. Pułku Piechoty. Rzuca parę słów zachęty i otuchy. Walka zbliża się ku nam, przenosi się na tyły nasze, w obszar leżącego za prawym skrzydłem baonu Lasku Polskiego. To przebił się batalion Sława, zdziesiątkowany, dowódca już nie żył. Ale myśmy widzieli tylko bure masy piechoty rosyjskiej wychodzące przez potok od Góry Kostiuchnówki nam na plecy. Do kontrataku ruszył natychmiast porucznik Rzecki z dwoma plutonami. To nie wystarczyło. Odwołałem oddział Lisa [Leopold Lis – Kula] z lasku. Wycofał się również na mnie pluton Endla. Lis miał już całą kompanię i rzucił się z nią w kierunku ku Górze Kostiuchnówki. Z wysokiego przedpiersia ryglowego szańca wspierał natarcie ogień ckm kierowany przez sierżanta Sabatowskiego. Batalion walczył teraz z frontem odwróconym, słabe placówki strzegły pozycji od frontu. Lis, rozpłomieniony w ogniu, był w swoim żywiole, porywał wszystkich, działał jak grom szybko. Po pół godzinie – było może pół do ósmej – nasza flanka i tyły były wolne. Przeciwnik zdziesiątkowany cofał się na Kostiuchnówkę. W kontrataku tym poległ bohaterski podporucznik Wyrwalski”.
W tym czasie Rosjanie przedarli się przez zasieki drugiej linii obrony na odcinku obsadzonym przez I batalion. Żołnierze jeszcze raz poderwani zostali do kontruderzenia i odrzucili nieprzyjaciela dalej od swoich pozycji. Druga linia została utrzymana.
Noc przeszła spokojnie, jedynie patrole penetrowały przedpole. Tylko w jednym punkcie trwały dramatyczne zmagania. Opisał je Lipiński: „Dochodziły tylko głuche odgłosy z odcinka 1. kompanii opuszczonej pozycji, gdzie podporucznik Warski z garścią żołnierzy przez całą noc broni się, zabarykadowawszy się w jakimś granatniku. Nad ranem wszystko ucichło. Nikt stamtąd dotąd się nie zameldował... „.
[srodtytul]Tragiczna noc[/srodtytul]
Następnego dnia, tj. 5 lipca, jeszcze przed świtaniem, ok. 2.30 do natarcia wyruszył II batalion 5. pp pod dowództwem mjr. Wyrwy-Furgalskiego, próbując zaskoczyć nieprzyjaciela. Przebiegli przez kładki i dostali się na zbocze Polskiej Góry. Tam jednak już na nich czekano. Rosjanie mieli dużą przewagę w ludziach. Doszło do walki wręcz. Lipiński wspominał: „Wróciła garstka. Przyjął ich tam na górze tłum moskiewski, garstkę 2. kompanii tysiące otoczyło bagnetów. Został na miejscu ciężko ranny porucznik Tunguz-Zawiślak, zginął porucznik Konieczny Włodzimierz, zginął podporucznik Styczyński, podporucznik Charzewski, podporucznik Chmura, podporucznik Sowa-Zaliwski”.
Rankiem ponownie ogień otworzyła artyleria rosyjska. Straty tym razem były duże, ponieważ druga linia obrony nie była już głęboko okopana i odłamki znacznie skuteczniej raziły legionistów. Prawe skrzydło – z dotychczasowego przebiegu walk wynikało, że było najbardziej zagrożone – otrzymało wsparcie w postaci resztek odwodu I Brygady.
Pod wieczór ruszyło kolejne uderzenie rosyjskie. Wacław Lipiński zanotował: „Ze wszystkich stron runęło moskiewskie ura. Gwałtowny atak rozgorzał na całej linii, lecz trwał krótko. Na prawo Austriacy znów puścili – trzeba się było cofać”.
6 lipca o świcie obrona I Brygady Legionów została zepchnięta na trzecią linię. Nie było kontaktu z prawym sąsiadem, tj. 53. Dywizją Honwedów. W tej sytuacji pośpiesznie zebrano na tyłach resztki II batalionu 6. pp oraz całego skrwawionego w dotychczasowych bojach 5. pp i skierowano je na nieobsadzone pozycje. Dowództwo 5. pp rozpaczliwie domagało się zluzowania swoich wycieńczonych żołnierzy. Bez skutku.
Około południa nacisk Rosjan był tak duży, że nie wytrzymały go niemieckie i austro-węgierskie pododdziały przysłane dla wzmocnienia obrony. Około południa rozpoczął się odwrót. Najpierw I, potem pododdziałów II i w końcu III Brygady Legionów. Wycofywanie oddziałów odbywało się w styczności z nieprzyjacielem (groźne były zwłaszcza ciągłe szarże rosyjskiej 16. Dywizji Kawalerii), w walce, ale bez paniki, w sposób zorganizowany. Po godzinie 14, kiedy wojska rosyjskie zajęły już Wołczeck, nieprzyjaciel pojawił się także na polskich tyłach. O trzeciej po południu z Komendy Legionów przyszedł rozkaz wycofania się nad Stochód. Bitwa pod Kostiuchnówką się zakończyła.
[ramka][srodtytul]ROSYJSKA SZARŻA[/srodtytul]
Cwałowały jeden za drugim rosyjskie szwadrony w rozwiniętym szyku, lśniące szablami i lancami wśród gęsto pękających szrapneli artylerii naszej […] była to straszna klęska jazdy źle użytej, chociaż bohaterskiej
[i]Marian Kukiel o szarży 16 Dywizji Kawalerii 6 lipca 1916 roku pod Kostiuchnówką[/i][/ramka]
Wacław Lipiński wspominał po latach: „Tragicznie zapisaną jest w dziejach pułku [5. Pułk Piechoty] noc z 6 na 7 lipca. Po całonocnym marszu w czasie potyczki w lesie legł major Wyrwa-Furgalski, trzema kulami trafiony i ciężko raniony w okolice serca dowódca pułku podpułkownik Berbecki. Ciężkie chwile przyszły na piątaków. Komendant pułku ranny, polegli dwaj komendanci baonów, poległa większość dowódców kompanii, 60 procent strat w oficerach, tyleż w podoficerach, 50 procent w stanie bagnetów. Cofał się pułk ponuro...”.
W trakcie walk pod Kostiuchnówką Legiony poniosły ciężkie straty, szacowane na ok. 2000 zabitych, rannych i zaginionych.
[srodtytul]Ludendorff: Polak to dobry żołnierz...[/srodtytul]
Ale opisane wydarzenia miały też swój wymiar polityczny. Waleczna postawa Polaków zyskała uznanie dowództwa niemieckiego. Generał Ludendorff w liście do sekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Artura Zimmermanna z 17 lipca 1916 roku napisał: „Nadal świństwo u Austriaków [...] Wzrok mój znów się zwraca na Polskę. Polak to dobry żołnierz. Gdy Austria zawodzi, my musimy postarać się o nowe siły [...] Trzeba zrobić Wielkie Księstwo Polskie z Warszawą i Lublinem, a następnie armię polską pod niemieckim dowództwem”.
Ludendorff zainteresowany był przede wszystkim pozyskaniem „mięsa armatniego”. Ale zdawał sobie sprawę, że chcąc pozyskać Polaków, państwa centralne musiały przedstawić im konkretne obietnice własnej państwowości. Zatem postawa legionistów w walkach pod Kostiuchnówką, okazało się, miała bezpośredni wpływ na rozwój sprawy polskiej w I wojnie światowej. Jeszcze w lipcu jednostki Legionów Polskich przeszły pod dowództwo niemieckie. Zostały przydzielone do 11. dywizji bawarskiej gen. Kneussela.
Zmiany w postawie sojuszników nie uszły uwagi Piłsudskiego. „Spostrzegłem – napisał komendant Piłsudski – że Niemcy jakoś zanadto się o nas starają, Austriacy zaś umyślnie wypuszczają z rąk”. Był oficjalnie tylko komendantem I Brygady Legionów. Zatem w nowej sytuacji mógł się znaleźć na marginesie wydarzeń, razem ze swoją wizją niepodległości. Szybko się zdecydował, zaryzykował, rzucił na szalę cały swój autorytet – złożył dymisję. Motywował ją brakiem perspektyw politycznych i zastojem sprawy polskiej.
20 września cesarz Franciszek Józef I zatwierdził przekształcenie Legionów Polskich w Polski Korpus Posiłkowy. Był to gest zrównujący Legiony z formacjami austro-węgierskimi. Wkrótce Piłsudski i jego najbliższy współpracownik Sosnkowski zostali zwolnieni z Legionów. Rozpoczęta reorganizacja polegała po części na rozproszeniu w masie żołnierskiej legionistów I Brygady Piłsudskiego jako niebezpiecznych źródeł opozycji i fermentu.
Tymczasem nie o takie rozwiązanie chodziło. Piłsudski wezwał swoich żołnierzy-królewiaków (pochodzących z zaboru rosyjskiego) do wystąpienia o zwolnienie z Legionów, z Galicji o przeniesienie w szeregi armii austro-węgierskiej. Swoją decyzję mieli wyjaśniać w następujący sposób: „Motyw – ponieważ w związku z dymisją Józefa Piłsudskiego i podziałem I Brygady Legiony przestały być formacją skierowaną w celu utworzenia armii i państwa polskiego, a zamieniają się w c. k. armię, służbę moją w legionach uznaję za nieużyteczną dla dobra Ojczyzny”.
Oddziały legionowe zostały wycofane z linii frontu. Państwa centralne poczuły się zmuszone do złożenia jakiejś deklaracji w sprawie Polski. Na tym gruncie doszło do ogłoszenia aktu cesarzy Niemiec i Austro-Węgier z 5 listopada 1916 r. w sprawie Królestwa Polskiego.