Paliło się, waliło. A oni śpiewali

Najważniejsze były słowa. Melodię brano z przedwojennych szlagierów

Aktualizacja: 31.07.2010 12:21 Publikacja: 31.07.2010 00:24

Niezakazane już piosenki śpiewają coraz częściej dzieci – jak te na kocercie zorganizowanym przez Mu

Niezakazane już piosenki śpiewają coraz częściej dzieci – jak te na kocercie zorganizowanym przez Muzeum Powstania Warszawskiego

Foto: Muzeum Powstania Warszawskiego

Znamy najlepiej „Marsz Mokotowa”, „Pałacyk Michla” i „Warszawskie dzieci”. Potrafimy być może zanucić jedną zwrotkę „Sanitariuszki Małgorzatki”. Ale inne melodie już wypadają znacznie słabiej. Tylko powstańcy do dziś świetnie pamiętają słowa piosenek, które towarzyszyły im w 1944 roku.

Muzy stolicy '44

Jak można w ogóle śpiewać, gdy nad głowami świszczą kule, bomby rozrywają budynki, a czołgi rozwalają barykady?

– Kiedy walczyliśmy, oczywiście nikomu nie w głowie były śpiewy. Ale przecież pojawiały się też chwile spokoju, takiego niby normalnego życia, czas oczekiwania. Wtedy towarzyszyły nam piosenki. Zwłaszcza lubiłem te z energią, wesołe, rytmiczne, zachęcające i podtrzymujące na duchu – mówi Tymoteusz Duchowski „Motek” w powstaniu harcerz Szarych Szeregów.

Śpiewanie i słuchanie tych „zakazanych” piosenek było wtedy z jednej strony przejawem ruchu oporu wobec Niemców, a z drugiej – prostą potrzebą przekazania emocji i obcowania choćby z namiastką kultury. Czasami jednak bywało niebezpieczne.

 

 

Piosenkarka i aktorka Hanna Brzezińska wspominała występy dla żołnierzy na Starym Mieście: „Stawaliśmy na beczce po kapuście, a wkoło nas zbierali się żołnierze i ludność cywilna. Staraliśmy się żyć normalnie... Pierwszy koncert odbył się na Kilińskiego 3, na podwórzu. Stał tam cały oddział, który miał iść do walki. Nagle nadleciały sztukasy. I nikt się nie ruszył. Akurat śpiewałam i czułam, że nie wypada mi przerwać. Pamiętam też pożar Hotelu Polskiego na Długiej. Byliśmy proszeni o to, by śpiewać i recytować do końca, póki nam nie dadzą znaku, że trzeba uciekać...”.

Jeden z takich powstańczych spontanicznych wieczorów z piosenką opisywał też zmarły tragicznie w katastrofie pod Smoleńskiem gen. Stanisław Nałęcz-Komornicki w swoim pamiętniku: „Na podium wskoczył któryś z chłopaków i objął batutę dyrygenta. Rozpoczęto oczywiście »Serce w plecaku«, potem hymn »Parasola«, a potem na scenę wszedł starszy pan z opaską na rękawie w niebieskim kombinezonie, takim samym, jak nosili chłopcy ze Śródmieścia. Ktoś zagrał kilka akordów na harmonii. Na sali ucichło. Z ust do ust podawano wiadomość: »Fogg! Fogg!«. Skłonił się i powiedział, że dzisiejsze piosenki poświęca chłopcom ze Starówki”.

 

 

Mieczysław Fogg powstańcom kojarzy się też z „Pieśnią o matce”. Śpiewał tę wzruszającą melodię w pierwszych dniach powstania, podczas improwizowanych koncertów w kawiarniach, świetlicach i szpitalach, np. przy Lwowskiej. – Tam był kurz i zaduch. A on nie oszczędzał głosu. Śpiewał na życzenie chorych i rannych. Wielu słyszało go wtedy ostatni raz – opowiada Bogna Markowska.

Przypomina też historię jednej z najpiękniejszych powstańczych pieśni: „Marszu Mokotowa”, która stała się hymnem Szarych Szeregów.

– Melodię napisał mój szwagier Jan Markowski przy starym fortepianie na kwaterze przy ul. Ursynowskiej. Swój wiersz przyniósł mu wtedy młody żołnierz Mirosław Jezierski. Piosenkę przepisano później na kawałkach papieru i rozesłano do oddziałów. Kanałami dotarła z Mokotowa na Koszykową, gdzie mieszkał Fogg – opowiada Bogna Markowska.

Po raz pierwszy zaśpiewał on „Marsz” w auli Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, gdzie wystąpił wspólnie z Mirą Zimińską.

W piosenkach powstańczych najważniejsze były słowa. Pisane na gorąco, pod wpływem chwili, nawiązujące do wydarzeń w poszczególnych oddziałach Armii Krajowej.

Melodia natomiast zazwyczaj była wtórna, zwykle zapożyczona z jakiejś przedwojennej piosenki. Tak jak w przypadku najbardziej znanego „Pałacyku Michla” z tekstem Józefa Szczepańskiego „Ziutka”, dowódcy jednej z drużyn Parasola. Ale z muzyką wziętą z popularnej przed wojną piosenki „Nie damy Popradowej fali”.

Do rzadkości należała kompozycja całkowicie oryginalna – jak właśnie „Marsz Mokotowa”, który popularnością przerósł „Marsz Śródmieścia” – pierwszą pieśń powstania napisaną już 4 sierpnia, także z nową zupełnie muzyką. Powstała w barze przy ul. Wspólnej, gdzie Zbigniew Krukowski „Korwin” znalazł pianino. Przy nim z Eugeniuszem Żytomirskim „Czarnym” ułożyli wspólnie tekst do zaimprowizowanej melodii. „I znów walczy dzielna Stolica. Znów ją spowił pożogi dym. I na krwią zbroczonych ulicach znów wolności rozbrzmiewa hymn”.

Jednak dziś tylko powstańcy walczący w Śródmieściu potrafią zaśpiewać tę pieśń.

 

 

O tym, że piosenki z sierpnia 1944 roku wciąż (a może – znów) są niezwykle popularne i jednoczą ludzi, świadczyć może wspólne śpiewanie ich na pl. Piłsudskiego. Sześć lat temu, tuż po otwarciu Muzeum Powstania Warszawskiego na pomysł takiego spontanicznego muzykowania wpadła grupa artystów współpracujących z MPW. Ustawiono wtedy w rogu placu mały telebim i niewielkie nagłośnienie. Zainteresowanie przerosło oczekiwania.

– Spodziewaliśmy się 200, 300 osób, a przyszło ponad tysiąc – przypomina Dorota Niemczyk z muzeum.

Rok później już były dwa ekrany, na których wyświetlane były słowa, a śpiew wydobywał się z kilku tysięcy gardeł.

W czym tkwi siła tych melodii? – Są łatwo wpadające w ucho, niewymagające jakichś wielkich talentów wokalnych. A jednocześnie wzruszające, budujące poczucie wspólnoty i tożsamości. Widać, że mieszkańcy Warszawy potrzebują takiego czynnego uczestnictwa w obchodach rocznicowych – mówi Dorota Niemczyk.

Po tym wspólnym muzykowaniu organizatorzy mieli sporo uwag.

– Słyszeliśmy, że to śpiewanie jest, owszem, świetnym pomysłem, ale tak naprawdę nie ma z czego śpiewać. Nikt tych piosenek dziś nie uczy – relacjonują pracownicy MPW.

Zainspirowani zainteresowaniem warszawian postanowili zatem opracować taki śpiewnik. – Okazało się wcale niełatwym przedsięwzięciem zebranie wiarygodnych nut i uzgodnienie obowiązującej wersji tekstu, który zmieniał fragmenty w zależności od tego, w jakiej dzielnicy był śpiewany. Ponieważ te pieśni żyły głównie przekazem ustnym, niewiele zachowało się zapisów nutowych – zwraca uwagę Dorota Niemczyk.

Powstał jednak „Mój śpiewnik powstańczy”, zawierający 63 utwory – sprzed powstania, z czasów sierpnia i września 1944 i te napisane już po powstaniu, ale nawiązujące do powstańczych wydarzeń. Nie ma w nim jednak jednego utworu, który – gdy był wydawany śpiewnik – jeszcze nie był piosenką. Dziś już jest. Muzeum Powstania Warszawskiego postanowiło w tym roku nauczyć warszawian, którzy pojawią się na pl. Piłsudskiego 1 sierpnia o godz. 20.30, nowej powstańczej piosenki. Słowa do niej w 1944 roku napisał Zbigniew Chałko. Muzykę dokomponowała już współcześnie Weronika Grozdew. To ona, wraz z zespołem swoim i Andrzeja Bożyma, przejmie rolę nauczyciela i wodzireja wspólnego śpiewania „Niezakazanych piosenek”.

Czytaj też specjalny dodatek

-

66. rocznica Powstania Warszawskiego

Znamy najlepiej „Marsz Mokotowa”, „Pałacyk Michla” i „Warszawskie dzieci”. Potrafimy być może zanucić jedną zwrotkę „Sanitariuszki Małgorzatki”. Ale inne melodie już wypadają znacznie słabiej. Tylko powstańcy do dziś świetnie pamiętają słowa piosenek, które towarzyszyły im w 1944 roku.

Muzy stolicy '44

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Historia
Co naprawdę ustalono na konferencji w Jałcie
Historia
Ten mały Biały Dom. Co kryje się pod siedzibą prezydenta USA?
Historia
Most powietrzny Alaska–Syberia. Jak Amerykanie dostarczyli Sowietom samoloty
Historia
Dlaczego we Francji zakazano publicznych egzekucji
Materiał Promocyjny
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Historia
Tolek Banan i esbecy
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń