– O czym byś myślał w chwili śmierci? – pyta jeden z bohaterów izraelskiej noweli Marka Hłaski.
– O niczym – słyszy w odpowiedzi. – Po prostu bym się bał.
A dalej mowa jest o tym, że gdy umierał Goethe, przez całą dobę trzaskano okiennicami, aby wymusić coś dla potomności. Starania przyniosły efekt, bo Goethe miał w końcu wypowiedzieć pamiętne: „Więcej światła”.
Słowa Goethego stały się jednym z cywilizacyjnych mitów, podobnie jak słynna kwestia Juliusza Cezara: „I ty, Brutusie, przeciwko mnie?”, czy Aleksandra Macedońskiego: „Zbyt wielu lekarzy pomaga przy mojej śmierci”. Dlaczego tak wielką wagę przywiązujemy do ostatnich słów wielkich ludzi?
– Mówimy raczej o przekazach dotyczących ostatnich słów, nie zaś o tym, co faktycznie zostało powiedziane – twierdzi prof. Wojciech Burszta ze Szkoły Wyższej Antropologii Społecznej w Warszawie. – Umierający nie są przeważnie zbyt rozmowni. To w końcu nie najlepszy moment na przemówienia – błyskotliwe i pełne metafor. No, chyba że odchodzi się wkrótce po miłosnym uniesieniu, co – nawiasem mówiąc – jest udziałem wielu sławnych Francuzów.