Codrington, decydując się na wpłynięcie do zatoki po kolei w dwóch ugrupowaniach liniowych, niezwykle ryzykował. Gdyby Muharrem-bej zaatakował, z łatwością rozbiłby idący na czele zespół angielsko-francuski, a wraki okrętów zatarasowałyby półmilowe wejście do zatoki.
Po wpłynięciu do niej Codrington wydał rozkaz „przygotować się do boju”. Okręty Royal Navy, a za nimi francuskie wykonały zwrot w prawo i zajęły pozycje naprzeciw 84-działowego „Kühurevana” oraz zespołu kilkunastu fregat i korwet tureckich. Następnie do zatoki wpłynęły jednostki rosyjskie, które ruszyły ku Sfakterii, by zająć pozycje naprzeciw centrum i prawego skrzydła przeciwnika. Tutaj kotwiczył 86-działowy „Ihsaniye”, flagowiec Muharrema-beja, a także eskadra egipsko-tunezyjska.
Iskrą stał się incydent, do którego doszło przed godz. 15. Na okręt Codringtona przybył turecki oficer, który oznajmił, że głównodowodzący Ibrahim-pasza nie wyraził zgody na wpłynięcie na akwen floty sojuszniczej i żąda, aby powróciła na otwarte morze. Odpowiedź Anglika była stanowcza: „przybyłem tu nie po to, by dostawać rozkazy, ale by je wydawać, a jeśli w stronę moich okrętów padnie choćby jeden wystrzał, nakażę zniszczyć całą flotę turecko-egipską”. Turcy, widząc, że pod osłoną zespołu okrętów kpt. Fellowesa do zatoki próbują się wśliznąć Grecy, wysłali przeciw niemu brander. W odpowiedzi dowódca „Dartmouth” wysłał łódź z parlamentariuszami, którzy po wejściu na pokład tureckiego okrętu zostali powitani ogniem pistoletów i ciosami szabel. W walce zginęli por. Fitzroy oraz kilku angielskich marynarzy. W rewanżu „Dartmouth” i „Siréne” otworzyły ogień do przeciwnika, równocześnie jedna z egipskich korwet zaczęła ostrzeliwać okręt flagowy kontradm. Gautier de Rigny. Za jej przykładem poszła reszta jednostek z lewoskrzydłowego ugrupowania. Rozpoczęła się bezładna wymiana ognia.
„Scipionowi” i „Dartmouth” zagroziły dwa tureckie brandery. Podkomendni kpt. Fellowesa stanęli na wysokości zadania i wprawnie odholowali płonące niczym pochodnie wrogie jednostki na bezpieczną odległość od burt angielskich okrętów. „Asia” Codringtona stanęła oko w oko nie tylko z „Kühurevanem”, ale także ze stojącymi w jego pobliżu liniowcami oraz fregatami.
Angielski admirał próbował jeszczedogadać się z Muherremem-bejem, do którego wysłał swojego parlamentariusza, z pochodzenia Greka, lecz Turcy ostrzelali jego szalupę. Tureccy i egipscy artylerzyści szybko wstrzelali się w „Asię”, odstrzeliwując jej bezanmaszt (tylny maszt). Codrington znalazł się w niewesołej sytuacji, bo jego zespół nie tylko był pod silnym ogniem wroga, ale co gorsza, na razie nie mógł liczyć na wsparcie Rosjan.
Tymczasem prowadzony przez „Azow” zespół rosyjski przy wchodzeniu do zatoki został ostrzelany od strony obozu Ibrahima-paszy, co spowodowało chwilowe złamanie linii i bałagan przy zajmowaniu przez rosyjskie okręty wyznaczonych pozycji. W centrum „Azowowi” (dowódca kpt. Michaił Łazariew), któremu zrazu przyszło się mierzyć aż z sześcioma wrogimi jednostkami, pospieszył w sukurs francuski „Breslau” hr. Voldemara de La Bretonniere’a. Rosyjski flagowiec w pierwszej kolejności skupił ogień na „Ihsaniye” Muharrema-beja. Ten szybko stanął w płomieniach i eksplodował, a ogniste piekło ogarnęło sąsiednie okręty. Przebywający na „Azowie” Paweł Nachimow, w przyszłości wybitny admirał, bohater bitwy pod Synopą i obrony Sewastopola, wspominał: „O godz. 3 rzuciliśmy kotwicę w wyznaczonym miejscu i szpring (linę korygującą ustawienie okrętu w celu efektywnego wykorzystania artylerii burtowej – T. B.) wzdłuż burty nieprzyjacielskiego liniowca, dwupokładowej fregaty pod banderą tureckiego admirała i jeszcze jednej fregaty. Otworzyliśmy ogień z prawej burty (...) »Gangut« w dymie nieco zszedł z kursu, próbował manewrować, ale dopiero po godzinie dotarł na swoje miejsce. W tym czasie przyjęliśmy na siebie ogień sześciu jednostek, właśnie tych, którymi miała się zająć reszta naszych okrętów (...) Zdawało się, że pochłonęło nas piekło! Nie było miejsca, gdzie nie spadałyby kniple (metalowe kule lub półkule połączone łańcuchem wykorzystywane do niszczenia takielunku – T. B.), kule armatnie i kartacze. I jeśliby Turcy celowali w kadłub, zamiast w maszty i ożaglowanie, to jestem pewien, że nie przeżyłaby połowa naszej załogi. Ale i tak biliśmy się z naprawdę wielkim męstwem, aby wytrzymać cały ten ostrzał i rozbić przeciwnika…”. Do ostrzału okrętów sojuszniczych tureccy artylerzyści wykorzystywali nie tylko standardową amunicję, ale także kawałki żelaza, gwoździe i noże.
Nachimow zwrócił uwagę, że przeciwnik popełnił błąd, skupiając ogień na ożaglowaniu sojuszniczych okrętów: miałoby to sens, gdyby cele znajdowały się w ruchu, a więc przy rozwiniętych żaglach; w walce pozycyjnej niszczenie ożaglowania było bezcelowe. Co innego sojusznicy, którzy bez ceregieli demolowali kadłuby okrętów przeciwnika, uciszając baterie artylerii pokładowej i zadając ciężkie straty w ludziach.
„Azow” zatopił dwie tureckie i tunezyjską fregatę oraz korwetę. Zmusił też do ucieczki jedną z fregat egipskich („Mürsidicihat”, „Süreyya” lub „Mina”), którą gdy osiadła na mieliźnie, podpaliła załoga. Również „Gangut” dowodzony przez kpt. Aleksandra Awinowa, mimo początkowych kłopotów, zatopił dwa tureckie okręty i egipską fregatę.
Z podobnym skutkiem bili się sojusznicy. Wymiana ognia na krótkim dystansie przy o wiele lepszym wyszkoleniu marynarzy Codringtona i Gautiera de Rigny szybko zdemolowała turecką eskadrę Tahira-paszy. „Okręty otomańskie płonęły, tonęły lub wylatywały w powietrze. Te, które uchroniły się od zagłady, przypływ wyrzucał na przybrzeżne płycizny. Bryza, która podniosła się w nocy ze wschodu, znosiła je na redę aż do wybrzeża Sfakterii” – raportował francuski kontradmirał.
W trwającym cztery godziny starciu flota sojusznicza rozgromiła siły turecko-egipskie, które straciły ponad 60 jednostek (trzy okręty liniowe, dziewięć fregat, 24 korwety, 14 brygów, dziesięć branderów), 6 tys. zabitych i 4 tys. rannych. Wraz z „Ihsaniye”, flagową fregatą Muharrema-beja, na dno poszły pieniądze przeznaczone na zaległy żołd oraz łupy zagrabione w Grecji, wyceniane razem na okrągły milion funtów! Natomiast łupem Greków padła flotylla statków handlowych.
Po drugiej stronie zginęło 177 (według niektórych źródeł 175) marynarzy: 75 Anglików, 59 Rosjan i 43 Francuzów, a 789 zostało rannych. Turkom nie udało się zatopić żadnego okrętu sprzymierzonych. Najpoważniejsze uszkodzenia odniosły: angielski flagowiec „Asia” (stracił całe ożaglowanie) oraz rosyjskie „Gangut” i „Azow” (odstrzelone wszystkie maszty i 180 dziur w kadłubie). Najwyższym rangą oficerem, który poległ, był dowódca HMS „Genoa” kmdr Walter Bathurst.
Nocą jedna z ocalałych fregat tureckich próbowała staranować „Azowa”, jednak jego załoga w porę dostrzegła zbliżającą się wrogą jednostkę. Mniej szczęścia miał „Gangut”, w którego burtę zdołali się wbić Turcy. Tyle że uszkodzenia okazały się niewielkie, a nocna wachta poradziła sobie z tureckimi marynarzami, którzy pochodniami chcieli podpalić rosyjski liniowiec. Rosjanie odholowali i spalili turecką fregatę.
Po bitwie zwycięzcom przypadły awanse i odznaczenia: dowodzący „Azowem” kapitan 1. rangi Łazariew został mianowany kontradmirałem i odznaczony orderami: angielskim – Łaźni, i francuskim – św. Ludwika. Heyden awansował na wiceadmirała i otrzymał ordery: rosyjski – św. Jerzego III klasy, francuski – św. Ludwika I klasy, i angielski – Łaźni II klasy. Jego okręt flagowy „Azow” otrzymał – jako pierwszy w rosyjskiej flocie – banderę św. Jerzego. Car nagrodził także dowódców eskadr sojuszniczych: Codringtonowi przyznał Order św. Jerzego II klasy, a de Rigny’emu – św. Aleksandra Newskiego.
Zniszczenie części floty turecko-egipskiej i osłabienie sułtana Mahmuda II było korzystne dla Francuzów, a zwłaszcza Rosjan. Na efekty triumfu pod Navarino nie trzeba było długo czekać. Rosjanie po pokonaniu Persji w kwietniu 1828 roku rozpoczęli działania wojenne przeciw Turcji.
W wyniku pokoju adrianopolskiego z 1829 roku Rosja, nie chcąc doszczętnie upokorzyć Porty, która w desperacji mogła się zwrócić o pomoc do Brytyjczyków lub Francuzów, wymusiła na niej autonomię dla księstw naddunajskich, uznanie niepodległości Grecji i zadowoliła się nabytkami terytorialnymi na wybrzeżu kaukaskim oraz wysoką kontrybucją. Kolejnym krokiem Mikołaja I, który uważał, że od rozbioru Turcji bardziej opłacalne będzie wprzęgnięcie jej w rydwan polityki rosyjskiej, był traktat w Unkiar-Iskelesi zawarty w lipcu 1833 roku: za pomoc przeciw Muhammadowi Alemu, który w 1833 roku o mało nie zdobył Stambułu, oraz obietnicę sojuszu polityczno-wojskowego car zawarł z sułtanem umowę o zamknięciu Dardaneli dla cudzoziemskich okrętów z wyjątkiem rosyjskich. Tym samym – według słów francuskiego ministra Franc, ois Guizota – Morze Czarne stało się „rosyjskim jeziorem”, a sułtan jego „odźwiernym”. Dominację rosyjską na Bałkanach i w basenie Morza Czarnego zakończy wojna krymska.
Tomasz Bohun - historyk, redaktor „Mówią wieki”