Aleksander Huryń z pochodzenia jest Ukraińcem. Urodził się 90 lat temu we wsi Wola Uhruska w województwie lubelskim. W Wielkiej Brytanii znalazł się po II wojnie światowej, prawdopodobnie podając się za polskiego uchodźcę. Przez wiele lat pracował na Wyspach jako stolarz, ożenił się z Angielką. Obecnie mieszka w ośrodku dla emerytów w miejscowości Fareham w hrabstwie Hampshire w południowej Anglii.
Huryń nie jest jednak zwykłym emerytem. Ma mroczną tajemnicę, która prawdopodobnie nigdy nie wyszłaby na jaw, gdyby nie nowe dokumenty odnalezione przez historyków w postsowieckich archiwach w Kijowie, Moskwie i Pradze. Okazuje się, że podczas wojny Ukrainiec był członkiem niemieckiej służby pomocniczej. Był szkolony, a następnie służył jako strażnik w mającym ponurą sławę obozie SS w Trawnikach. Wchodził też w skład oddziału, który masakrował polskich cywilów. Do dziś rząd w Berlinie przesyła mu za to skromną wojskową emeryturę.
O sprawie Hurynia dowiedział się już Efraim Zuroff, słynny łowca nazistów, szef izraelskiego Centrum Szymona Wiesenthala. – Ten facet, choć był polskim obywatelem, mordował Polaków. Polska musi zrobić wszystko, żeby sprowadzić go do Warszawy i postawić przed sądem. Sprawiedliwości musi się stać zadość. Ukarzcie go w imię pamięci jego ofiar – podkreśla Zuroff w rozmowie z "Rz".
Według niego niedawny monachijski proces Iwana Demjaniuka (ukraińskiego strażnika z Sobiboru) pokazał, że pomimo upływu lat wciąż można ścigać i karać zbrodniarzy z czasów II wojny światowej. 91-letni Demjaniuk, który również był szkolony w Trawnikach, a po wojnie wyjechał do USA, został kilka tygodni temu skazany przez Niemców na pięć lat więzienia.
Ekstradycja?
Osoby, które dopuściły się zbrodni na przedstawicielach narodu polskiego, ściga Instytut Pamięci Narodowej. – Prokuratorzy z naszego pionu śledczego na pewno zajmą się tą sprawą. Jeżeli informacje o udziale Hurynia w zbrodniach potwierdzą się w materiałach źródłowych, podejmiemy odpowiednie działania – zapowiada rzecznik Instytutu Andrzej Arseniuk.