„Deddie Zak. Uiterwaardenstr. 71. Amsterdam" – brzmi nazwisko i adres na plakietce chłopca zamordowanego w niemieckim obozie zagłady w Sobiborze w dzisiejszym woj. lubelskim. Chłopiec trafił do Sobiboru z Holandii, a plakietkę najprawdopodobniej zrobili mu rodzice na wypadek, gdyby się zgubił.
Wczoraj w Sobiborze odbyły się uroczystości 70. rocznicy powstania w obozie. Jednym z punktów było przekazanie kopii plakietki siostrze chłopca. Znalezisko odkryto w ramach prac archeologicznych. Dzięki nim dopiero teraz poznajemy szczegóły funkcjonowania obozu, w którym zginęło ćwierć miliona osób.
– Sobibór był zapomnianym miejscem na mapie Holokaustu. Może dlatego, że trafiali tam Żydzi z województw wschodnich, których nie ma obecnie w graniach Polski – mówi prof. Władysław Bartoszewski. Jednak największą przeszkodą zbadania historii obozu był fakt, że Niemcy zrównali go z ziemią. Decyzja zapadła po powstaniu w 1943 roku, gdy do lasu zbiegło około trzystu więźniów. Przeżyło kilkudziesięciu z nich.
– Przed przystąpieniem do prac wiedza o obozie była oparta na wspomnieniach byłych więźniów. Jednak ich informacje są niepełne. Nie mieli prawa wejścia do tzw. obozu trzeciego, gdzie odbywała się zagłada – tłumaczy archeolog Wojciech Mazurek.
Dzięki nadzorowanym przez niego pracom udało się już odpowiedzieć na kilka podstawowych pytań. Najważniejszym odkryciem było ustalenie przebiegu Himmelfahrtstrasse, czyli Drogi Wniebowstąpienia, którą transporty były gnane do komór gazowych. – Odkrycie zrobiło na mnie wstrząsające wrażenie. Ziemia jest udeptana i jeszcze dziś widać, że przeszły po niej tysiące osób – mówi Robert Kuwałek, historyk z Muzeum na Majdanku.