– To bardzo symboliczny dar. Oby te pantofelki, które zgodnie z życzeniem ich twórczyni wyprowadziły Batszewę Dagan na wolność, uwolniły nas wszystkich od niepamięci, która tak bardzo utrudnia nam zrozumienie naszej wielkiej odpowiedzialności za przyszłość tego świata – mówił dr Piotr M. A. Cywiński, dyrektor Muzeum Auschwitz.
Batszewa Dagan w czasie wojny była więźniarką obozu. – Była ze mną Żydówka z Niemiec o semickim wyglądzie. Miała śniadą skórę i smutne oczy. Była żoną policjanta, Niemca z Berlina. Miała córeczkę. Córka została razem z ojcem, a ją posłali – opowiadała.
Kobieta wspomina, że współwięźniarka była smutna i wciąż opowiadała o tej córce, jak ona tęskni za nią. - Zastanawiała się też czy wyjdzie stąd kiedyś. I ona mi zrobiła niespodziankę. Zrobiła mi te pantofelki. Powiedziała: „żeby one Ciebie na wolność zaniosły" – powiedziała.
Przed dwadzieścia miesięcy Batszewa Dagan z narażeniem życia przechowywała podarowany prezent. – Jak ja te pantofelki utrzymałam, sama nie wiem. Znalazłam agrafkę i kiedy były odwszenia, to wtykałam agrafkę w siennik. Kiedy wracałam z odwszenia, to trzymałam je przy spodniach, które miałam. Tak one przeżyły Auschwitz – wspominała.
Po wojnie, w związku z rolą, jaką Batszewa Dagan odegrała w rozwoju edukacji o Zagładzie, różne muzea i instytucje pamięci ubiegały się o włączenie tej niezwykłej pamiątki do swoich zbiorów. – Wszyscy chcieli te pantofelki mieć, ale ja powiedziałam: to się urodziło w Auschwitz i to musi być w Auschwitz – podkreśliła Batszewa Dagan.