Historia księcia Wołoszczyzny faktycznie może posłużyć za kanwę hollywoodzkiej produkcji. Jest w niej wszystko: polityczny thriller, sensacyjne zwroty akcji, zdrady, spiski, a przede wszystkim okrucieństwo wojny. Przy tym los Wołoszczyzny najmniej zależał od tytułowego bohatera. To geopolityka sprawiała, że Nizina Wołoska była łakomym kąskiem dla zaborczych sąsiadów. Już w czasach starożytnych plemiona Traków i Daków zamieszkujące pomiędzy południowymi Karpatami i dolnym Dunajem stale walczyły o przetrwanie. Najpierw z Cesarstwem Rzymskim, a po jego upadku – z wojowniczymi Gotami, Hunami, Bułgarami, wreszcie Pieczyngami. Ostatecznie Nizina Wołoska popadła w zależność od Węgier, jednak tylko po to, aby stać się kilkusetletnim polem bitwy Madziarów z Turkami. Tak wyglądała scena równie długotrwałych starań o wybicie się na niezależność.
Pomiędzy mocarstwami
Jako niezależne państwo Wołoszczyzna pojawiła się na mapie Europy w wyniku zjednoczenia kilku drobnych księstw. W pierwszej połowie XIV w. władca jednego z nich – Basarab I – założył dynastię, której przedstawiciele władali niziną prawie 300 lat. Nie było to panowanie spokojne. Oprócz czynników geopolitycznych przekleństwem Wołoszczyzny były jej elity. Arystokracja i szlachta zwane bojarami w obawie przed utratą przywilejów ciągle się buntowały. Przewroty pałacowe ścigały się o lepsze ze skrytobójstwami, a te z wojskowymi interwencjami sąsiadów. W takich warunkach Basarabowie walczyli o przetrwanie nie na dwóch, ale trzech frontach. Lawirowali pomiędzy sprzecznymi interesami, to opuszczając tron, to nań powracając. Gdy w latach 70. XIV w. najwybitniejszy władca Mircza Stary wybił się na niezależność od królestwa Węgier oraz wzmocnił państwo, nad Wołoszczyznę nadciągnęło jeszcze większe niebezpieczeństwo. W 1393 r. upadło państwo bułgarskie i na granicy stanęły armie rosnącego w siłę imperium osmańskiego. Odtąd księstwo znalazło się pomiędzy młotem a kowadłem mocarstw, co zablokowało pokojową egzystencję, a więc gospodarczy rozwój. Basarabowie obrali jedyną możliwą strategię. Formalnie oddawali się w zależność chrześcijańskim Węgrom, ale płacili trybuty lenne Porcie. Starali się jednak uzyskać maksimum niezależności, grając na ambicjach obu mocarstw.
Czytaj więcej
Rumunia. W 2017 r. rozwijała się najszybciej w UE. Postkomunistyczna spuścizna może zatrzymać suk...
Cierpliwie budowana równowaga zachwiała się w roku 1453. Sułtan Mahmed II zdobył wówczas Konstantynopol, kładąc kres tysiącletniemu Cesarstwu Wschodniorzymskiemu. Okrzyknięty przez poddanych Fatih (Zdobywcą), natychmiast potwierdził przydomek, rozpoczynając podbój Bałkanów. Tak wyglądało środowisko stałego zagrożenia, w którym dorastał i panował Wład III Basarab, zwany Władem Palownikiem lub hrabią Draculą.
Ostatni przydomek to nic innego jak „Smok”. Następca tronu odziedziczył go po ojcu Władysławie II, który był członkiem Societas Draconica, czyli Rycerskiego Zakonu Smoka. Założycielem był król Zygmunt I Luksemburski, który w 1408 r. określił jako cel zakonników ochronę węgierskiego domu królewskiego przed wrogami wewnętrznymi i zewnętrznymi, a szczególnie heretykami, muzułmanami i poganami. Z kolei Serbowie wywodzą genezę zakonu od własnego bohatera Miloša Obilića. Legenda mówi, że w 1389 r. podczas bitwy kosowskiej z Turkami Obilić przekradł się do obozu wroga i zabił sułtana, po czym sam zginął męczeńską śmiercią posiekany przez janczarów. Tak czy inaczej, smok znalazł się w godle książęcej chorągwi Basarabów. Natomiast jako przydomek Włada III symbolizował nieugiętą walkę z najeźdźcami wszelkimi dostępnymi, w tym okrutnymi metodami. Następnie słowo „Dracul” zostało utożsamione z diabłem.