Chluba narodu

- Ofiarowanie życia za drugiego człowieka to prawdziwa perła - mówi abp Józef Michalik, metropolita przemyski

Aktualizacja: 17.03.2016 17:38 Publikacja: 15.03.2016 17:30

Chluba narodu

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

„Perłą na dywanie historii" nazwał ksiądz kilka lat temu rodzinę Ulmów. Dlaczego?

Józef Michalik: Bo ofiarowanie życia za drugiego człowieka to prawdziwa perła. Ta rodzina jest chlubą naszego narodu. W trudnych czasach potrafili zachować się godnie. Okazali życzliwość innym ludziom, dali im schronienie, jedzenie. Zapłacili za to ogromną cenę. Ich przykład powinien dać nam odpowiedź na pytanie, czy moja rodzina potrafi być dziś rodziną ofiarnego trudu, życzliwości do drugiego człowieka, takiej życzliwości, ofiarowania swojego czasu, zdolności i czasami nawet życia.

Takich rodzin było więcej.

To prawda. W samej Markowej i obok także w innych domostwach ukrywano kilkunastu Żydów. Pomagano im do końca wojny mimo niebezpieczeństwa śmierci. Przecież ci ludzie doskonale wiedzieli, co się stało z rodziną Ulmów. Wiedzieli, że rozstrzelano ich za pomoc Żydom, i zdawali sobie sprawę z tego, że mogą skończyć tak samo. A mimo to wytrwali. Cieszę się, że pamięć o nich nie zaginie, że ich nazwiska umieszczono na tabliczkach na gmachu muzeum.

Wśród kilkuset wymienionych osób jest też Stefania Podgórska-Burzmińska i jej siostra Helena, które ukrywały Żydów w Przemyślu.

O ich historii też przez wiele lat nic nie mówiono. A te dziewczyny – jedna miała wtedy 17 lat, a druga 9 – w domu przy ul. Tatarskiej przez 15 miesięcy ukrywały, ubierały i żywiły grupę 13 Żydów. Po wojnie Stefania wyszła za jednego z nich – Józefa Burzmińskiego. Wyjechali do Wrocławia, a potem wyemigrowali. Druga siostra – Helena – pozostała w Polsce. W Ameryce nakręcono o nich film. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie uhonorował obie tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. A ten dom przy Tatarskiej, w którym była kryjówka, stoi do dziś. Był przeznaczony do rozbiórki, ale słyszałem, że kilka miesięcy temu ktoś go kupił i chce w nim urządzić izbę pamięci.

To jedna z historii ze szczęśliwym zakończeniem.

Kilka lat temu historycy ustalili, że dzięki heroizmowi mieszkańców Przemyśla ok. 500 tutejszych Żydów przeżyło wojnę. Z kolei za pomoc im udzielaną Niemcy zamordowali w samym tylko Przemyślu prawie 600 Polaków. Widać, że ludzki odruch pomocy potrzebującemu człowiekowi w niektórych wypadkach był silniejszy od strachu.

Księdza rodzina też miała udział w ratowaniu Żydów.

Niewielki, co prawda, bo ta dzielnica naszego miasta została doszczętnie spalona na początku wojny. Rodzice tułali się po różnych znajomych rodzinach, próbując odbudować gospodarstwo. Wreszcie zamieszkali u starszej siostry ojca, której syn zdołał wcześniej odbudować bardzo skromny dom. O po- mocy Żydom czy wywożonym potem na Syberię ludziom, znajomym i obcym, wiedziałem dawno, chociaż w domu się o tym mówiło jako o czymś naturalnym. Nam także pomagali ludzie, traktowano to jako coś zwyczajnego: człowiekowi w potrzebie trzeba pomóc. Może tam była i wdzięczność za doznaną wcześniej życzliwość od kolegi Żyda? Myślę, że tak samo było z Ulmami. Po prostu pomogli potrzebującym, których znali. Wiedzieli, że się narażają, i stracili za to życie, a dziś ich postawa jest dla nas heroiczna.

A jak było z tą pomocą ze strony księdza rodziny?

Jak wspomniałem, rodziców w pewnym momencie przygarnęła pod swój dach razem z moim rodzeństwem siostra ojca. Tam w ich domu się urodziłem. Zabudowania ciotki Władysławy z jednej strony oddalone były nieco od ulicy, z drugiej była łąka i rzeka. Pod osłoną nocy przychodzili tam po jedzenie ukrywający się Żydzi. Jeden z nich, Mojżesz, miał stałą kryjówkę w stodole, do której dostęp był tylko od strony niezamieszkanych łąk. W tej sytuacji ważna była pomoc, ale i dyskrecja.

Przeżyli wojnę?

Kilku tak. Uratował się np. Mosze Gierszonowicz, który po wojnie wyemigrował do USA, a później do Izraela. Okazało się, że pisał po wojnie listy do mojego kuzyna Leona Sasinowskiego, w których dziękował za okazaną mu w czasie wojny pomoc. Wysyłał też paczki ze słodyczami dla dzieci.

Nie wszyscy Polacy byli jednak tak szlachetni.

Niestety, to prawda. Z dzieciństwa pamiętam, że niedaleko mieszkał pewien człowiek, którego się nie odwiedzało. Sąsiedzi zachowywali wobec niego jakiś dziwny dystans. Kiedy pytałem matkę, dlaczego nikt nie chce się z nim przyjaźnić, zawsze odpowiadała: „Bo to taki człowiek". Dopiero potem dowiedziałem się, że w czasie wojny wydał Żydówkę Niemcom i to wzbudziło dystans. Niestety tacy ludzie też byli, ale obok nich żyła cała armia tych, którzy pomagali. I o nich trzeba pamiętać. Trzeba ich pokazywać, aby stawali się dla nas wzorem zachowań w najtrudniejszych sytuacjach.

— rozmawiał Tomasz Krzyżak

W Watykanie trwa proces beatyfikacyjny Wiktorii i Józefa Ulmów oraz ich dzieci. Nie wiadomo, kiedy się zakończy. Proces uznania rodziny z Markowej za męczenników rozpoczął się oficjalnie w 2003 roku. Przez pięć lat specjalna komisja archidiecezji przemyskiej zbierała dokumenty i przesłuchiwała świadków. Prace zostały zakończone w roku 2008 i wszystkie przesłano do Pelplina. Tam prowadzony jest duży proces beatyfikacji męczenników II wojny światowej (obejmuje 89 osób). W Pelplinie postępowanie także zakończono. Dokumentacja trafiła do watykańskiej Kongregacji ds. Kanonizacyjnych. Trzy lata temu wydała ona tzw. dekret ważności. – Teraz tworzone jest tzw. positio, które stanie się następnie podstawą do badań historyków i teologów – wyjaśnia nam ks. dr Dariusz Drążek, postulator generalny procesu w Rzymie. – Przed nami jeszcze długa droga i dziś trudno powiedzieć, kiedy się zakończy. —tk

Historia
Obżarstwo, czyli gastronomiczne alleluja!
Historia
Jak Wielkanoc świętowali nasi przodkowie?
Historia
Krzyż pański z wielkanocną datą
Historia
Wołyń, nasz problem. To test sprawczości państwa polskiego
Historia
Ekshumacje w Puźnikach. Po raz pierwszy wykorzystamy nowe narzędzie genetyczne