Przedsmakiem nadchodzącej konfrontacji między Rosją a Zachodem był kryzys energetyczny, jaki dopadł europejskie rynki surowcowe niemal dokładnie rok temu: zaczęło brakować gazu, a Kreml – czołowy dostawca tego surowca – zaczął robić wszystko, by sytuację zaognić, a nie załagodzić. I z perspektywy czasu trzeba też przyznać, że europejska polityka Zielonego Ładu, która wywołała gwałtowne zainteresowanie gazem jako paliwem przejściowym transformacji energetycznej, nie tyle doprowadziła do ówczesnego napięcia, ile została przez Moskwę wykorzystana jako pretekst, by wysłać Brukseli sygnał: nie mieszajcie się w nasze sprawy.
Powaga sytuacji ujawniła się kilka miesięcy później, już wiosną bieżącego roku. Po rosyjskiej agresji na Ukrainę Europa – co dla wielu krajów nie było łatwe, a dla Węgier okazało się niemożliwe – zdecydowała o odcięciu się od importowanych z Rosji surowców. Dla wielu państw była to decyzja bardzo bolesna: z Rosji pochodziło 40 proc. zużywanego na kontynencie gazu, 27 proc. importowanej ropy i 46 proc. importowanego węgla. Co roku do kremlowskiego skarbca wpływało z tego tytułu niemal 100 mld euro.
Niebawem na całym kontynencie ruszył wyścig o pozyskanie alternatywnych dostawców. Ten wyścig praktycznie trwa do dziś, choć Polska zdaje się w nim uczestniczyć w ograniczonym stopniu. Bo też jesteśmy w nieco bardziej komfortowej sytuacji niż wiele innych krajów Europy.
Pierwsza linia obrony
Przez kilkadziesiąt lat Rosja była najważniejszym dostawcą surowców dla Polski i dlatego też wcześniej od zachodniej Europy zaczęto nad Wisłą zwracać uwagę na konieczność dywersyfikacji źródeł dostaw. Przez lata fundamentem tego uzależnienia był kontrakt jamalski: szereg umów na dostawy gazu, zawieranych w latach 1993–2010, na mocy których Rosja dostarczała Polsce ok. 10 mld m sześc. gazu ziemnego rocznie (przy czym polska strona miała obowiązek kupić przynajmniej 8,7 mld m sześc.).
Ta pula surowca – wraz z krajową produkcją rzędu 3,65–3,84 mld m sześc. w ostatnich kilku latach, dostawami gazu skroplonego LNG (ekwiwalent 3,83 mld m sześc. w 2021 r.) oraz pierwszymi zakupami gazu ze Skandynawii – zaspokajała dotychczas polskie potrzeby z niewielką nadwyżką. Ale tendencją ostatnich lat, na długo przed ogłoszeniem gazu przez UE „paliwem przejściowym transformacji energetycznej”, był systematyczny wzrost – o kilka procent rocznie – zużycia tego surowca. Jeśli w 2017 r. zużycie przekroczyło 19,1 mld m sześc., to w 2021 r. sięgało już 23,3 mld m sześc.