Dr Gontarczyk został zapytany czy ekspertyza grafologiczna potwierdzająca, że Lech Wałęsa współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa w latach 70 (jako TW Bolek), zmienia jego postrzeganie. - Osobiście to mojego spojrzenia nie zmienia, bo te fakty znałem od kilkunastu lat – mówił historyk. - Dla nas to jest tylko potwierdzenie. Ale w przestrzeni publicznej to jest ważne wydarzenie – dodał.
W dzisiejszej „Rzeczpospolitej” prezentujemy kilka różnych opinii na temat informacji, które zaprezentował we wtorek Instytut Pamięci Narodowej. - Mec. Widacki jest pełnomocnikiem Wałęsy, więc do jego obowiązków należy mówienie tego co mówi, za co pewnie bierze honorarium – oceniał dr Gontarczyk. Dodał, że do tych słów nie przywiązuje szczególnej uwagi.
- Prawdą jest, że epizod trwał w latach 70 (1970-76), potem Lech Wałęsa stanowczo odmawia współpracy – mówił dr Gontarczyk, o wątpliwościach, które się pojawiają na temat dalszych działań Wałęsy. - Narracja Andrzeja Gwiazdy jest zbyt daleko idąca, bo nie ma dowodów, że później był też na krótkiej smyczy.
Prowadzący program powiedział, że nie zostały rozwiane wątpliwości, co pewnie się nie stanie, czy aby dokumenty z szafy Czesława Kiszczaka, nie miały wpływu na decyzje, które podejmował Wałęsa już jako prezydent. - Nie można wykluczyć takiego scenariusza. Przypadków, że różni ludzie zabierali takie dokumenty do domu, było wiele, to było zjawisko masowe – mówił dr Gontarczyk. - To rzeczywistość III RP.
Zdaniem Gontarczyka cieniem będzie się kładła na życiorysie Wałęsy zabieranie do domu i niszczenie dokumentów dotyczących TW „Bolka”. - Można pokazać wiele decyzji personalnych. Z delegatury UOP w Gdańsku został usunięty Adam Hodysz, ale tego jest dużo więcej – przekonywał dr Gontarczyk.