Rankiem 1 września miały odbyć się uroczyste apele rozpoczynające nowy rok szkolny 1939/1940 dla setek tysięcy dzieci i młodzieży. Zwykły, codzienny rytm społecznego życia został jednak brutalnie przerwany – o 4.48 padły strzały z niemieckiego okrętu „Schlezwig-Holstein", wkrótce zaś rozpoczęły się pierwsze bombardowania polskich miast i wsi przez samoloty Luftwaffe. Hitlerowski blitzkrieg zbierał swoje śmiertelne żniwo. Dla milionów polskich obywateli klęska kampanii wrześniowej była katastrofą egzystencjalną.
Czesław Miłosz w „Rodzinnej Europie" pisał: „(...) ten wrzesień 1939 r. stanowił dla mnie przełom, o jakim nie może mieć pojęcia ten, kto nie doświadczył gwałtownego rozpadu całej budowli zbiorowego życia". W ciągu pogodnego, słonecznego i suchego miesiąca, którego aura w znacznym stopniu ułatwiła Niemcom realizację ich planów operacyjnych, niedawno i z takim trudem wskrzeszone państwo polskie przestało istnieć. Jako organizm polityczny, bo choć jego instytucjonalna reprezentacja istniała dalej na emigracji, to miało się wkrótce okazać, że dla aliantów nie jest realnym partnerem w grze dyplomatycznej. I jako forma życia publicznego w różnych jego przejawach: administracyjnym, gospodarczym i kulturalnym. Jeśli ich pozostałości przetrwały, to tylko w nurcie ukrytym, podziemnym. Przede wszystkim jednak państwo przestało funkcjonować jako punkt odniesienia i ostoja dla milionów jednostek, jego mieszkańców. Obywatele utracili poczucie bezpieczeństwa wypływające z przekonania o trwałości ładu gwarantowanego przez prawidłowe działanie machiny państwowej. Zachwiała się konstrukcja umożliwiająca codzienny byt.
Krótki film Juliena Bryana, jedynego aktywnego zagranicznego reportera we wrześniowej Warszawie, dokumentujący tragedię miasta z perspektywy obrońców i ofiar, nie przynosi pozornie obrazów tak wstrząsających jak choćby późniejsze materiały z powstania warszawskiego. Film, w powszechnie znanej wersji, był zresztą adresowany do odbiorcy amerykańskiego i wyświetlany po raz pierwszy w Stanach Zjednoczonych wiosną 1940 r. Nakręcony między 7 a 21 września reportaż „Oblężenie" ukazuje jednak dramatyczne symptomy tego upadku: chaos, zagubienie i lęk, rozpacz i bezsilny gniew ludzi, którym odebrano prawo do spokojnego, uporządkowanego przeżywania ich zwyczajnych dni. Zarejestrowane przez operatora próby ocalenia resztek normalności: ewakuacja cennych mebli czy kolejki przed sklepem, zwłaszcza skontrastowane ze zdjęciami zabitych podczas jednego z coraz częstszych nalotów na obszary pozbawione znaczenia strategicznego, czysto cywilne, pogłębiają jeszcze wrażenie beznadziejności tej pozawojskowej, rozpaczliwej i przegrywanej walki o godność i wolność osobistą.
Chaos komunikacyjny podczas II Wojny Światowej
Z każdym kolejnym dniem wojny cywile musieli borykać się z nowymi wyzwaniami. Tracili dostęp do obiegu informacji (prasa, radio) i z coraz większym trudem przemieszczali się zarówno koleją, jak i drogami – przepełnionymi przez wycofujące się polskie wojska i tłumy przerażonych ludzi, którzy sami za bardzo nie wiedzieli, dokąd mają uciekać.
Znaczenie radia dla ludności cywilnej podczas kampanii wrześniowej trudno przecenić. To z radia, z komunikatu odczytanego przez Zbigniewa Świętochowskiego, spikera, który pełnił nocny dyżur w warszawskiej rozgłośni (a kilka lat później był członkiem zespołu powstańczej radiostacji Błyskawica), wielu Polaków dowiedziało się o wybuchu wojny. Oczywiście, wojna dyktowała warunki pracy i wydajność przekazu. W nocy z 5 na 6 września polscy saperzy uszkodzili aparaturę nadawczą w Raszynie i wysadzili jeden z masztów antenowych, aby zaawansowanej technicznie placówki nie mogli wykorzystać zbliżający się Niemcy. Nadawanie przejęła stacja Warszawa II korzystająca z anten zamontowanych w Forcie Mokotowskim i na Politechnice Warszawskiej. Nadajniki w Forcie, uszkodzone w czasie nalotów, trzeba było nieustannie naprawiać. Jedna po drugiej milkły rozgłośnie lokalne mające siedziby w ośrodkach zajmowanych przez niepowstrzymane oddziały pancerne i zmotoryzowane armii niemieckiej. Niektóre placówki zostały zbombardowane, ale warszawska rozgłośnia nadawała nieprzerwanie: mieszkańcy stolicy i wszyscy ci, którzy mogli odbierać sygnał, słuchali codziennych przemówień prezydenta Stefana Starzyńskiego, ostatniego przedstawiciela władz cywilnych pozostającego na swoim stanowisku. Dzięki audycjom radiowym ludzie wiedzieli, że jakaś placówka władzy wciąż działa na miejscu, co zapewne niejednokrotnie zapobiegło wybuchom paniki i podtrzymywało morale.