To opowieść rodem ze święta Halloween, które Amerykanie obchodzą 31 października. Przez blisko 216 lat przez pomieszczenia domu przy 1600 Pennsylvania Avenue w Waszyngtonie przewinęły się tysiące najważniejszych ludzi na świecie. To tam zapadały i zapadają najbardziej brzemienne dla polityki i gospodarki światowej decyzje. Rzecz ciekawa, że pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych, ojciec narodu amerykańskiego generał Jerzy Waszyngton, nigdy w nim nie mieszkał, a jedynie od roku 1790 nadzorował jego budowę na działce, którą niejaki David Burns musiał oddać rządowi amerykańskiemu. Jerzy Waszyngton był także twórcą planu stworzenia siedzib federalnych i instytucji rządowych wzdłuż rzeki Potomac. Do konkursu na budowę prezydenckiej siedziby zostało dopuszczonych osiem projektów. W ostateczności wygrał plan architekta irlandzkiego pochodzenia Jamesa Hobana. Wzorem dla niego była willa Leinster House w Dublinie.
Pierwszymi lokatorami Białego Domu byli wybrany w 1797 r. drugi prezydent USA John Adams i jego żona Abigail. Wprowadzili się do owej rezydencji 1 listopada 1800 r. Zapewne nigdy nie nazywali swojej nowej siedziby Białym Domem, ponieważ nazwa ta pojawiła się nieco później, a oficjalnie została przyjęta w 1901 r. za prezydentury Teodora Roosevelta.
Najbardziej znanym pomieszczeniem w Białym Domu, poza Gabinetem Owalnym, jest znajdujący się na drugim piętrze pokój wschodni. Mieszkańcy rezydencji uważali zawsze, że to najbardziej suche i przewiewne miejsce w całym budynku. I chyba dlatego wybrał je najstarszy stażem duch Białego Domu, zaświatowa postać pani Abigail Adams, żony drugiego prezydenta USA, która zmarła w 1818 r. Pracownicy rezydencji twierdzili, że widzieli postać pani Adams, jak dźwigała w koszu i rozwieszała na sznurach pranie. Za kadencji 27. prezydenta USA Williama Howarda Tafta pracownicy Białego Domu twierdzili, że gdy pojawiał się jej duch, w powietrzu rozchodził się intensywny zapach mydła i świeżo upranej odzieży. Prezydent William Howard Taft był pierwszą osobą, która widziała, jak duch żony prezydenta Johna Adamsa płynął w powietrzu i przenikał przez zamknięte drzwi. Podobno zjawa Abigail Adams była też widziana w 2002 r. przez grupę turystów we wschodnim skrzydle budynku.
Ulewę nad Waszyngtonem w nocy 24 sierpnia 1814 r. Amerykanie uznali za dar od Boga, gdyż ugasiła pożary i zniszczyła część floty brytyjskiej, a okupacja stolicy trwała zaledwie 25 godzin.
Huragan, który ocalił Waszyngton D.C.
Rok 1814 był trzecim rokiem wojny Stanów Zjednoczonych z Wielką Brytanią. Na kilka dni przed zajęciem przez Brytyjczyków Waszyngtonu prezydent James Madison wraz z członkami rządu opuścił stolicę, znajdując schronienie i nocleg w Brookeville, małym miasteczku w Hrabstwie Montgomery, w stanie Maryland. Na pamiątkę tamtych wydarzeń Brookeville znane jest jako „Jednodniowa stolica Stanów Zjednoczonych". 24 sierpnia 1814 r. 4000 żołnierzy brytyjskich zdobyło Waszyngton i wkroczyło do siedziby prezydenta. Po sutej kolacji na prezydenckiej zastawie jeden z Brytyjczyków podłożył ogień w kilku miejscach. Biały Dom pierwszy stanął w płomieniach, a wkrótce płonęła cała stolica. Wydawało się, że to koniec nowej amerykańskiej stolicy, a może i koniec Stanów Zjednoczonych. Lecz właśnie tej nocy nad płonący Waszyngton nadciągnął potężny huragan.