Duchy Białego Domu

Prezydent Harry Truman zaraz po objęciu urzędu w liście do żony pisał: „To cholerne miejsce z całą pewnością jest nawiedzane przez duchy". I wcale się nie mylił. Wielu prezydenckich gości opowiadało o zjawach, które nocą przechadzały się po korytarzach najważniejszego domu w Ameryce.

Aktualizacja: 08.10.2017 07:22 Publikacja: 05.10.2017 17:09

Duchy Białego Domu

Foto: shutterstock

To opowieść rodem ze święta Halloween, które Amerykanie obchodzą 31 października. Przez blisko 216 lat przez pomieszczenia domu przy 1600 Pennsylvania Avenue w Waszyngtonie przewinęły się tysiące najważniejszych ludzi na świecie. To tam zapadały i zapadają najbardziej brzemienne dla polityki i gospodarki światowej decyzje. Rzecz ciekawa, że pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych, ojciec narodu amerykańskiego generał Jerzy Waszyngton, nigdy w nim nie mieszkał, a jedynie od roku 1790 nadzorował jego budowę na działce, którą niejaki David Burns musiał oddać rządowi amerykańskiemu. Jerzy Waszyngton był także twórcą planu stworzenia siedzib federalnych i instytucji rządowych wzdłuż rzeki Potomac. Do konkursu na budowę prezydenckiej siedziby zostało dopuszczonych osiem projektów. W ostateczności wygrał plan architekta irlandzkiego pochodzenia Jamesa Hobana. Wzorem dla niego była willa Leinster House w Dublinie.

Pierwszymi lokatorami Białego Domu byli wybrany w 1797 r. drugi prezydent USA John Adams i jego żona Abigail. Wprowadzili się do owej rezydencji 1 listopada 1800 r. Zapewne nigdy nie nazywali swojej nowej siedziby Białym Domem, ponieważ nazwa ta pojawiła się nieco później, a oficjalnie została przyjęta w 1901 r. za prezydentury Teodora Roosevelta.

Najbardziej znanym pomieszczeniem w Białym Domu, poza Gabinetem Owalnym, jest znajdujący się na drugim piętrze pokój wschodni. Mieszkańcy rezydencji uważali zawsze, że to najbardziej suche i przewiewne miejsce w całym budynku. I chyba dlatego wybrał je najstarszy stażem duch Białego Domu, zaświatowa postać pani Abigail Adams, żony drugiego prezydenta USA, która zmarła w 1818 r. Pracownicy rezydencji twierdzili, że widzieli postać pani Adams, jak dźwigała w koszu i rozwieszała na sznurach pranie. Za kadencji 27. prezydenta USA Williama Howarda Tafta pracownicy Białego Domu twierdzili, że gdy pojawiał się jej duch, w powietrzu rozchodził się intensywny zapach mydła i świeżo upranej odzieży. Prezydent William Howard Taft był pierwszą osobą, która widziała, jak duch żony prezydenta Johna Adamsa płynął w powietrzu i przenikał przez zamknięte drzwi. Podobno zjawa Abigail Adams była też widziana w 2002 r. przez grupę turystów we wschodnim skrzydle budynku.

Ulewę nad Waszyngtonem w nocy 24 sierpnia 1814 r. Amerykanie uznali za dar od Boga, gdyż ugasiła poż

Ulewę nad Waszyngtonem w nocy 24 sierpnia 1814 r. Amerykanie uznali za dar od Boga, gdyż ugasiła pożary i zniszczyła część floty brytyjskiej, a okupacja stolicy trwała zaledwie 25 godzin.

Wikipedia

Huragan, który ocalił Waszyngton D.C.

Rok 1814 był trzecim rokiem wojny Stanów Zjednoczonych z Wielką Brytanią. Na kilka dni przed zajęciem przez Brytyjczyków Waszyngtonu prezydent James Madison wraz z członkami rządu opuścił stolicę, znajdując schronienie i nocleg w Brookeville, małym miasteczku w Hrabstwie Montgomery, w stanie Maryland. Na pamiątkę tamtych wydarzeń Brookeville znane jest jako „Jednodniowa stolica Stanów Zjednoczonych". 24 sierpnia 1814 r. 4000 żołnierzy brytyjskich zdobyło Waszyngton i wkroczyło do siedziby prezydenta. Po sutej kolacji na prezydenckiej zastawie jeden z Brytyjczyków podłożył ogień w kilku miejscach. Biały Dom pierwszy stanął w płomieniach, a wkrótce płonęła cała stolica. Wydawało się, że to koniec nowej amerykańskiej stolicy, a może i koniec Stanów Zjednoczonych. Lecz właśnie tej nocy nad płonący Waszyngton nadciągnął potężny huragan.

Huragany często nawiedzają wschodnie wybrzeże USA w sierpniu. Jednak burza tamtej nocy miała niezwykłą moc, a uderzeniom piorunów towarzyszyła nawałnica deszczowa, która skutecznie zgasiła pożar trawiący miasto. Zginęło wówczas wielu ludzi, zarówno po brytyjskiej, jak i po amerykańskiej stronie. Ale Amerykanie uznali huragan za dar od Boga, ponieważ zniszczył także część floty brytyjskiej, a okupacja stolicy trwała zaledwie 25 godzin. Dziesięć dni przed opisanymi wydarzeniami poeta Francis Scott Key napisał wiersz „The Star Spangled Banner" („Gwiaździsty sztandar"), będący dzisiaj oficjalnym hymnem USA.

Prezydent James Madison mógł wraz z małżonką powrócić do stolicy, choć nie do spalonego Białego Domu. Ich rezydencją stał się stołeczny Octagon House. W 1817 r. nowo wybrany prezydent James Monroe mógł już zamieszkać w odbudowanym Pałacu Prezydenckim. Od tamtych wydarzeń minęło przeszło 200 lat, ale przez dziesięciolecia personel Białego Domu wielokrotnie widział mglistą postać mężczyzny w mundurze brytyjskim z czasu pamiętnej nocy, kiedy huragan wygubił królewskich żołnierzy. Zjawa pojawiała się i snuła po Białym Domu z płonącą pochodnią, budząc grozę wśród tych, którzy ją dostrzegli. Po 1952 r., kiedy w Białym Domu przeprowadzono duże prace remontowe, nikt go więcej nie widział.

Po tym gdy 15 kwietnia 1865 r. Abraham Lincoln zmarł w wyniku zamachu, wiele osób widziało jego duch

Po tym gdy 15 kwietnia 1865 r. Abraham Lincoln zmarł w wyniku zamachu, wiele osób widziało jego ducha w Białym Domu. Jest najczęściej widywaną zjawą w prezydenckiej rezydencji.

Wikipedia

Błagalne kołatanie Anny Surratt

7 lipca 1865 r., o godz. 8 rano, do drzwi Białego Domu zaczęła rozpaczliwie pukać 22-letnia Anna Surratt. Chciała błagać następcę zamordowanego Abrahama Lincolna, prezydenta Andrew Johnsona, o ułaskawienie jej matki, która za kilka godzin miała zostać powieszona za udział w spisku na życie prezydenta Lincolna. Wysiłki Anny były daremne. Nie wpuszczono jej do Białego Domu. Wśród pracowników rezydencji krąży legenda, potwierdzona licznymi relacjami naocznych świadków, że 7 lipca każdego roku słychać łomotanie do drzwi, po czym duch Anny Surratt bezradnie przysiada przed wejściem, na schodach. Zjawa ma przypominać o prawie łaski, jakiego nie otrzymała matka Anny, a która przecież osobiście nie zamordowała Abrahama Lincolna.

Innym duchem pojawiającym się w Białym Domu jest zjawa Rebecki Van Buren, wnuczki prezydenta Martina Van Burena, która jako pierwsza osoba zmarła w rezydencji. Rebecca zmarła na jesieni 1840 r., zaledwie kilka miesięcy po przyjściu na świat. Z kolei William Henry Harrison był pierwszym prezydentem, który 4 kwietnia 1841 r. w wieku 68 lat zakończył życie w Białym Domu. Tam też 10 września 1842 r. jako pierwsza w historii Białego Domu zmarła żona prezydenta (Johna Tylera). Letitia Tyler była od 1839 r. sparaliżowana po przebytym wylewie krwi do mózgu i do końca swoich dni nie opuszczała górnych pomieszczeń Białego Domu. Kolejny wylew zakończył jej życie w wieku 51 lat.

9 lipca 1850 r. prezydent Zachary Taylor poczuł się źle podczas obchodów święta niepodległości i pięć dni potem zakończył życie wskutek komplikacji gastrycznych. Był drugim w historii prezydentem USA, który zmarł w Białym Domu. Przez lata wśród pracowników sztabu Białego Domu krążyły opowieści, że zjawy osób zmarłych w tym budynku można ujrzeć w dniach ich śmierci. Ponoć słychać szuranie, skrzypnięcia i kroki, które świadczą o czyjejś obecności, choć nikogo nie ma w pobliżu. Odgłosy te przypisuje się duchowi prezydenta Williama H. Harrisona, który snuje się po strychu w poszukiwaniu czegoś, co pozostaje zagadką.

W 1911 r. major Archibald Butt, doradca militarny prezydenta Williama H. Tafta, w liście do siostry napisał o wykryciu w Białym Domu tajemniczego, nieznanego z imienia i nazwiska ducha 14-letniego chłopca: nazwano go „Thing". Przesądny i lękliwy prezydent William Taft tak się bał opowiadań o zjawach w rezydencji, że zabronił komukolwiek opowiadać o duchu tego chłopca, grożąc natychmiastowym zwolnieniem z pracy.

Mistyk w Białym Domu

20 lutego 1862 r. śmierć zabrała Williama Wallace'a Lincolna, syna prezydenta Abrahama Lincolna i jego żony Mary Todd Lincoln. Chłopiec zmarł w wyniku gorączki tyfusowej. Po jego śmierci państwo Lincoln organizowali liczne seanse spirytystyczne, aby nawiązać kontakt z duchem dziecka. Na przestrzeni wielu lat, a zwłaszcza za prezydentury Ulyssesa Granta w 1870 r. zmieniający się personel Białego Domu twierdził, że doświadczał zjawiska pojawiania się ducha chłopca błąkającego się po korytarzach i pokojach.

Abraham Lincoln był największym mistykiem wśród prezydentów USA. Ludzie z jego otoczenia uważali, że emanował ogromną energią psychiczną. Wiele decyzji podejmował na podstawie interpretacji swoich snów. W listopadzie 1860 r. powiedział żonie, że otrzymał we śnie wiadomość o wyborze na II kadencję, w czasie której zakończy życie. Na trzy dni przed zamachem opowiadał żonie i przyjaciołom o dziwnych snach, w których ujrzał swoją śmierć...

Po 15 kwietnia 1865 r. wiele osób widziało ducha Lincolna w Białym Domu. Jest to chyba najbardziej znana i najczęściej widywana zjawa w prezydenckiej rezydencji. Grace Coolidge, żona prezydenta Calvina Coolidge'a, twierdziła, że kilkakrotnie zobaczyła Abrahama Lincolna stojącego w oknie z rękami założonymi do tyłu i patrzącego w kierunku Potomacu.

Pierwsza dama Mary Todd Lincoln była kobietą fanatycznie wierzącą w świat duchów. Uważała się za znakomite medium i chętnie organizowała seanse spirytystyczne w Białym Domu. Twierdziła, że wielokrotnie doświadczała obecności ducha zmarłego w 1845 r. siódmego prezydenta USA Andrew Jacksona, który znany był z kłótliwego charakteru i z tego, że notował w mściwych obszarach swojej pamięci wszystkich swoich przeciwników. Mary Todd Lincoln miała więc słyszeć swarliwy głos ducha Jacksona snującego się po korytarzach Białego Domu, a szczególnie po sypialni różanej, którą Jackson sobie upodobał, i narzekającego na porządki w jego państwie. Pracownicy Białego Domu oraz kilku prezydentów twierdziło, że ze strychu położonego nad Gabinetem Owalnym dochodzą niczym niewyjaśnione kroki i skrzypnięcia. Obecność ducha Jacksona potwierdzała także wieloletnia pokojówka i szwaczka w Białym Domu, zmarła w 1997 r. w wieku 100 lat pani Lillian Rogers Parks. Służący prezydenta Franklina D. Roosevelta opowiadał jej, że któregoś dnia, przechadzając się po prywatnych pokojach prezydenta, wyraźnie słyszał głos mówiący: „Jestem pan David Burns". Burns był właścicielem działki, na której stanął Biały Dom, ale czuł się z powodu straty działki pokrzywdzony i swoje niezadowolenie miał okazywać nawet po śmierci.

Z Abrahamem Lincolnem wiąże się też wspomniany pokój wschodni. To w nim spoczywało czekające na pochówek jego ciało. Na kilka dni przed śmiercią to właśnie to pomieszczenie Lincoln zobaczył w swych proroczych snach. Z tego powodu sypialnia Abrahama Lincolna jest najbardziej znaczącym miejscem na mapie duchów Białego Domu. Będąc gościem prezydenckim, Winston Churchill uparcie odmawiał spania w tym miejscu. Churchill twierdził, że podczas kąpieli zobaczył postać Abrahama Lincolna stojącą przy kominku. Przerażony wyskoczył z wanny nagi, choć z nieodłącznym cygarem, i uciekł korytarzem – byle dalej od nawiedzonego miejsca. Zaprawdę musiał to być osobliwy widok premiera Imperium Brytyjskiego biegnącego nago korytarzem rezydencji prezydenta USA.

Identyczną scenerię, w której Lincoln stoi przy kominku, zobaczyli także inni politycy, w tym prezydenci: Theodore Roosevelt, Herbert Hoover oraz Dwight Eisenhower, a także pierwsze damy: Margaret Truman i Jacqueline Kennedy. Lady Bird Johnson twierdziła, że ujrzała wysoką postać Lincolna podczas oglądania programu telewizyjnego o jego zabójstwie.

W 1980 r. krzyk kobiety rozbudził agentów Secret Service. Był to głos córki prezydenta Geralda Forda, która zobaczyła ducha Lincolna, goszcząc u państwa Carterów. Siedem lat później zjawa 16. prezydenta USA wystraszyła nocującą w tej samej sypialni Maureen Reagan, córkę prezydenta Ronalda Reagana, która twierdziła, że widziała z mężem Dennisem Revellem nieziemsko wyglądającą, przeźroczystą postać unoszącą się nad kominkiem.

Duch prezydenta Lincolna znany był z tego, że lubił przechadzać się tam i z powrotem po korytarzach, a także... pukać do drzwi. 23. prezydent USA Benjamin Harrison był tak nękany przez to pukanie, kroki, niewyjaśnione przygasanie i nagłe rozświetlanie żyrandola, że osobisty ochroniarz spędził wiele bezsennych nocy, siedząc przy łóżku swojego szefa. Wszystkie osoby, które spotkały zjawę Lincolna, jednoznacznie potwierdzały, że pojawianiu się ducha zawsze towarzyszyło nagłe zimno. Pewien pracownik Białego Domu przybył rano do pracy wcześniej niż zwykle i z przerażeniem zauważył postać Lincolna stojącą przed drzwiami swego gabinetu. Duch zaczął gwałtownie mrugać oczami, po czym postać znikła. Z kolei Lynda Johnson, córka prezydenta Lyndona B. Johnsona, twierdziła, że w sypialniach drugiego piętra widziała ducha przedwcześnie zmarłego Williama Lincolna.

W latach 90. XX w. słyszano podobno dochodzący z sypialni na drugim piętrze krzyk kobiety, z miejsca, gdzie pierwsza dama Frances Cleveland, żona prezydenta Grovera Clevelanda, po raz pierwszy w historii Białego Domu urodziła dziecko.

Innym nawiedzonym pomieszczeniem Białego Domu jest żółty pokój owalny, dawna osobista biblioteka Abrahama Lincolna, w której uwielbiał odpoczywać. Istnieje sporo relacji pracowników, którzy widzieli w tym miejscu ducha Abrahama Lincolna stojącego przy oknie. W tym pokoju także żona Lincolna, Mary Todd Lincoln, zobaczyła ducha prezydenta Thomasa Jeffersona i prezydenta Johna Tylera.

Sypialnia królowej i demoniczny kot

Latem 1942 r. w stolicy USA panowała upalna noc. W Białym Domu, rezydencji ówczesnego prezydenta Franklina Delano Roosevelta, przebywał niezwykły gość. Była to królowa Holandii Wilhelmina, która w maju 1940 r. uciekła przed Niemcami do Wielkiej Brytanii. Tam stanęła na czele utworzonego przez siebie rządu na uchodźstwie. Z Anglii, wzorem Winstona Churchilla, wygłaszała skierowane do rodaków płomienne przemówienia radiowe, podtrzymujące ich nadzieje na przetrwanie i wyzwolenie. Królowa Holandii odczuwała silną tęsknotę za krajem, do którego miała powrócić dopiero za pięć lat. W 1942 r. przyjechała z oficjalną wizytą do USA i jako pierwsza w historii monarchini wygłosiła przemówienie skierowane do obu izb Kongresu. Jej rezydencją na czas pobytu w Waszyngtonie był Biały Dom. Prezydent Roosevelt i jego małżonka Eleonora byli osobistymi przyjaciółmi dzielnej holenderskiej monarchini. Tego wieczoru zjedli wspólnie znakomitą kolację, cały czas rozmawiając o wojnie i planach na przyszłość. Po kolacji królowa pożegnała się i udała na spoczynek do różanej sypialni.

W Białym Domu zapanowała cisza. Sypialnia tonęła w półmroku i tylko z salonu dochodziła niewielka ilość światła od zapalonej tam lampki nocnej. Układając się na wygodnym łożu i próbując zasnąć, Wilhelmina usłyszała raptem pukanie do drzwi sypialni. Pukanie powtórzyło się. Drzwi od sypialni zamknięte były od wewnątrz, a jedyny klucz miała pokojówka. Po kolejnym pukaniu całkowicie rozbudzona Wilhelmina pomyślała, że to może jakaś nagła wiadomość z kraju. „Jedną chwilę", zawołała, narzuciła szlafrok i założyła pantofle. Pukanie nie ustawało. Idąc do drzwi, królowa miała już pewność, że to pilna wiadomość z Holandii lub od rządu holenderskiego na uchodźstwie. Otworzyła drzwi sypialni i ku swemu zdumieniu zamiast osoby z obsługi Białego Domu lub ze swojego sztabu ujrzała stojącą w półmroku korytarza nieznaną sobie dziwną, bardzo wysoką postać o okazałej postawie, w staromodnym cylindrze na głowie. W miarę jak skąpe światło z sypialni przesączyło się na korytarz, królowa mogła dokładniej przyjrzeć się rysom dziwnej postaci. Z korytarza spoglądała na nią okolona brodą, posępna, poorana zmarszczkami milcząca twarz mężczyzny. Królowa miała wyraźne wrażenie, że stojąca postać jest przeźroczysta. Cała sytuacja trwała bardzo krótko, ale przerażenie holenderskiej monarchini było tak silne, że Wilhelmina straciła przytomność. Kiedy się przebudziła, leżała już na łożu otoczona osobami z obsługi Białego Domu. Królowa gorączkowo szukała wzrokiem twarzy z brodą, ale nikogo takiego tam nie było. Pojawiła się Eleonora Roosevelt i Wilhelmina zaczęła dokładnie opisywać, co zobaczyła. Ku zdumieniu królowej pierwsza dama wyprosiła z różanej sypialni wszystkich obecnych, z wyjątkiem królewskiej pokojówki. Eleonora Roosevelt po uważnym wysłuchaniu relacji Wilhelminy gorąco ją przepraszała, ale jednocześnie stwierdziła, że był to zmarły przed 77 laty Abraham Lincoln. Sama doświadczyła kilkakrotnie obecności jego ducha. Sypialnia różana Białego Domu znajdowała się obok sypialni Lincolna, która w czasie wojny secesyjnej była nazywana „pokojem wojny". Tam pojawiał się duch Lincolna. Jeszcze tej samej nocy królowa Holandii opuściła Biały Dom. Znamienne, że nigdy więcej nie odwiedziła USA. Od 1960 r. sypialnię różaną nazwano „sypialnią królowej".

Ale nie tylko wnętrze Białego Domu przepełniają tajemnice świata duchów. Także trawnik Ogrodu Różanego, który jest miejscem, gdzie prezydenci wygłaszają ważne przemówienia, bywa odwiedzany przez widma bohaterów amerykańskiej historii. Ogród Różany jest dziełem pierwszej damy, Dolley Madison, która w pierwszych latach XIX stulecia zamieniła błotniste otoczenie prezydenckiej rezydencji w pięknie utrzymany ogród. Gdy 100 lat później inna pierwsza dama, Ellen Wilson, zażyczyła sobie przekopania dzieła swej poprzedniczki, zdarzyła się dziwna rzecz. Przestraszeni ogrodnicy odmówili pracy, zgodnie twierdząc, że kopanie uniemożliwił im duch kobiety, który pojawił się nagle i zabronił jakichkolwiek prac na terenie ogrodu. Innym świadectwem obecności ducha żony prezydenta Jamesa Madisona jest intensywny zapach róż, który z niewyjaśnionych powodów pojawia się i nagle rozchodzi się po całym Białym Domu, żeby po chwili zniknąć.

Nikt tak naprawdę nie dziwi się w Waszyngtonie, że Biały Dom zamieszkują duchy postaci historycznych. Ale jak wytłumaczyć obecność w piwnicach Białego Domu „demonicznego kota", który według relacji świadków pojawia się jako zwiastun narodowego nieszczęścia? Wspomnieć wystarczy, że był widziany przez personel Białego Domu w październiku 1929 r., na krótko przed wybuchem wielkiego kryzysu. Miał się także pojawić w listopadzie 1963 r., tuż przed zamordowaniem prezydenta Johna F. Kennedy'ego.

Jak należy podchodzić do tych wszystkich relacji o duchach i zjawach w Białym Domu? Amerykanie lubią się straszyć, zwłaszcza gdy zbliża się Halloween. Ale jak to jest naprawdę z tymi duchami, wiedzą najlepiej kustosze starych zamków w Szkocji. Tam, gdzie nie ma duchów, rzadko pojawiają się turyści.

To opowieść rodem ze święta Halloween, które Amerykanie obchodzą 31 października. Przez blisko 216 lat przez pomieszczenia domu przy 1600 Pennsylvania Avenue w Waszyngtonie przewinęły się tysiące najważniejszych ludzi na świecie. To tam zapadały i zapadają najbardziej brzemienne dla polityki i gospodarki światowej decyzje. Rzecz ciekawa, że pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych, ojciec narodu amerykańskiego generał Jerzy Waszyngton, nigdy w nim nie mieszkał, a jedynie od roku 1790 nadzorował jego budowę na działce, którą niejaki David Burns musiał oddać rządowi amerykańskiemu. Jerzy Waszyngton był także twórcą planu stworzenia siedzib federalnych i instytucji rządowych wzdłuż rzeki Potomac. Do konkursu na budowę prezydenckiej siedziby zostało dopuszczonych osiem projektów. W ostateczności wygrał plan architekta irlandzkiego pochodzenia Jamesa Hobana. Wzorem dla niego była willa Leinster House w Dublinie.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Historia analizy języka naturalnego, część II
Historia
Czy Niemcy oddadzą traktat pokojowy z Krzyżakami
Historia
80 lat temu przez Dulag 121 przeszła ludność Warszawy
Historia
Gdy macierzyństwo staje się obowiązkiem... Kobiety w III Rzeszy
Historia
NIK złożyła zawiadomienie do prokuratury ws. Centralnego Przystanku Historia IPN