Reklama
Rozwiń
Reklama

Zbrodnie Sowietów i Niemców w relacjach Józefa Mackiewicza

Podwójne świadectwo autora „Drogi donikąd”

Publikacja: 04.03.2010 04:54

21 lub 22 maja 1943 roku. Józef Mackiewicz (w środku) w lesie katyńskim przegląda, wraz z delegatami

21 lub 22 maja 1943 roku. Józef Mackiewicz (w środku) w lesie katyńskim przegląda, wraz z delegatami robotników z Warszawy, dokumenty zamordowanych. Po jego lewej ręce dr Wodziński (z opaską PCK), z tyłu (w okularach) dziennikarz szwedzki muzeum katyńskie (repr. jerzy dudek)

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Red

Katyń Gdy Mołotow i Ribbentrop podpisywali w sierpniu 1939 roku tajny protokół do paktu o nieagresji między Niemcami i Związkiem Sowieckim, kładący podwaliny pod rozbiór Polski, „nikt na szerokim świecie nie interesował się laskiem sosnowym, położonym na wzgórzu, nad urwistym brzegiem Dniepru, zwanym Kozie Góry, a stanowiącym część większego kompleksu leśnego Katynia w pobliżu Smoleńska – pisał w pierwszej książce o zbrodni katyńskiej, „The Katyn Wood Murders”, Józef Mackiewicz (polska edycja pod tytułem „Sprawa mordu katyńskiego. Ta książka była pierwsza”, Wydawnictwo Kontra, Londyn 2009). – Jakże niewspółmiernie małe było w tym czasie zdarzenie, które przytrafiło się Marfie, dziewczynie ze wsi Nowe Batioki. Uniosła ona drut kolczasty otaczający Kozie Góry, w poszukiwaniu grzybów, i napadł na nią wartownik, a później przybiegł wielki pies. A przecież winna wiedzieć, co wiedzieli wszyscy okoliczni mieszkańcy, że wstęp na teren ten jest zakazany przez NKWD, gdyż stanowi miejsce egzekucji ludzi podejrzanych o nieprzychylny stosunek do regime’u bolszewickiego”.

13 kwietnia 1943 roku Radio Berlin podało komunikat o odkryciu miejsca masowych mordów w lesie katyńskim, dołów, w których znajdowały się, ułożone w 12 warstwach, trupy oficerów polskich. „Byli oni w pełnych mundurach wojskowych, częściowo powiązani, i wszyscy mieli rany od strzałów rewolwerowych w tyle głowy”.

Niebawem Niemcy zaproponowali Mackiewiczowi wyjazd do Katynia. Pojechał tam, w maju, za wiedzą i zgodą dowództwa wileńskiej AK. 3 czerwca 1943 r. w „Gońcu Codziennym” w Wilnie ukazał się, pod tytułem „Widziałem na własne oczy”, wywiad z nim, w którym zrelacjonował to, co zobaczył w Katyniu. Powiedział m. in.: „Jeden, dwa, trzy trupy ludzkie robią już ciężkie i przygnębiające wrażenie. Proszę sobie wyobrazić ich tysiące, tysiące i wszystkie w mundurach oficerów polskich... Kwiat inteligencji, rycerstwo Narodu! Tworzą warstwy w głąb, warstwy ciał ludzkich, jedne na drugich, jedne na drugich. W tej okropnej chwili przychodzi mi straszliwe porównanie ich do wielkiej skrzyni sardynek. Ułożone są jak sardynki, przekładane nawzajem to nogami, to głową, sprasowane, spłaszczone w trupim soku, który na dnie niektórych dołów ustaje się nieraz w postaci zielonej, martwej cieczy, nieodbijającej ani wierzchołków drzew, ani obłoków na niebie. Obnażyliśmy głowy i stali nieruchomo. Jakieś ptaszki ćwierkały na sośnie. Deszcz akurat przestał padać, błogosławiony wiatr odegnał na przeciwną stronę grobu odurzający swąd. I nawet na chwilę wyjrzało słońce. Był to moment, którego nie zapomnę nigdy, bo promienie tego słońca padły i zabłysły nagle na złotym zębie czyichś tam, w głębi, na wpół otwartych ust. Odchyliłem głowę, by zmienić kąt odbicia i nie patrzeć na te słoneczne igraszki. W takich chwilach samo życie wydaje się cynizmem”.

Ponary Józef Mackiewicz był świadkiem wyjątkowym, bo nie tylko katyńskim. „Ja widziałem więcej niż ociekające trupim sokiem groby Katynia – pisał w artykule „Nie zarażajmy się od hitlerowców” („Lwów i Wilno” 1947, nr 42). – Trupy rozwłóczone po ulicach polskich i wisielców na drzewach. Ja widziałem rzecz najpotworniejszą tej wojny. Ja widziałem w Ponarach, jak SS-man w rozkraczonej pozie, uchwyciwszy dziecko żydowskie za nogi, trzasnął jego główką o słup telegraficzny, aż druty zadrgały w chmurnym wówczas niebie”.

Relację z Ponar ogłosił Mackiewicz w 1945 roku w 35. numerze „Orła Białego”. Opisał to, co przeżył któregoś październikowego dnia 1943 roku, gdy jadąc rowerem (mieszkał 8 kilometrów od Ponar), znalazł się na ścieżce koło toru kolejowego. Na bocznym torze stał pociąg... Tak zapamiętał to, co się tam działo: „(...) Żydówka pada najpierw na twarz, później się przerzuca na wznak i zataczając ręką w powietrzu, szuka rączki swego dziecka. Ja nie słyszę, ale widzę z ułożenia ust małej, że woła ona: „Mame!”... Na głowie jej dygoce wstążeczka z łachmanka i nachylona ku przodowi chwyta matkę za włosy. – Czy wy myślicie, że ci oprawcy, kaci, gestapowcy, SS-mani, że ta policyjna hołota, zwerbowana do mordowania, nigdy się nie rodziła jak my, nie miała matek własnych? Kobiet? – Mylicie się. Są oni właśnie z tej ludzkiej gliny, po ludzku – zezwierzęceni, bladzi jak śnieg, który tu kiedyś spadnie, są jak szaleńcy, jak dzicy w tańcu, w ruchach, w obłędnych gestach, w mordowaniu, w strzelaniu... Bo jakżeby wytłumaczyć można, że ten oszalały kompletnie policjant chwyta Żydówkę za prawą nogę i usiłuje wlec ją pomiędzy szynami, cały zgięty, z gębą tak przekrzywioną, jakby ciętą na ukos szablą, dokąd?! po co?! Nogi kobiecie się rozstawiają, lewa zaczepia za szynę, spódnica zjeżdża do pasa, odsłaniając szare z brudu majtki, a dziecko łapie włóczące się po kamieniach włosy matki i ciągnie je ku sobie, i nie słychać, a widać, jak wyje: „Mammme!”... Z ust wleczonej kobiety bucha teraz krew... Gęsta ściana mundurów zasłania na chwilę widok... A później jakiś Łotysz podniósł kolbę nad zwichrzonymi włoskami, uwiązanymi w ciemieniu kawałkiem łachmanka w kokardkę i... zamknąłem oczy, a zdawało mi się, że ktoś zadzwonił. Zadzwonił istotnie, kolejarz ściskający konwulsyjnie kierownicę mego roweru wpił się palcami w dzwonek, kurczowo nim targnął mimo woli, przechylił się naprzód i rzyga; rzyga na żwir peronu, na opony przedniego koła, sobie na ręce, mnie na buty, rzyga w drgawkach podobnych do konwulsji tych, w jakich umierają tamci na szynach...

Reklama
Reklama

Żyd chciał przeskoczyć rampę, ranny w nogę padł na kolana i teraz słyszę wyraźnie i kolejno: płacz, strzał, rzężenie... Ach, a ten co r o b i?!!! Ten tam, obok, o czterdzieści kroków, nie dalej,

w czarnym mundurze! Co on chce zro... Rozkraczył nogi koło słupa, stanął ukosem, zamachnął się dwiema rękami...

Sekunda jeszcze... Co on ma w ręku?!

Co on ma w tych rękach?!!! Na rany Jezusa Chrystusa! na rany Boga! bęc głową dziecka o słup telegraficzny!... Aaaa! aaa! aaa! – zakrakał ktoś koło mnie, kto taki – nie wiem. A w niebie... nie w niebie, a na tle tylko nieba, zadrgały od uderzenia przewody drutów telegraficznych (...)

Mówiono później, że kilkudziesięciu Żydom udało się jednak uciec. Resztę odprowadzono na „bazę”. Mówiono dalej, że takich transportów przybyło w tym miesiącu około siedmiu. Mówiono też, że zastosowano specjalne środki konwojowe, które by zapobiegały na przyszłość podobnym wypadkom, którego ja byłem świadkiem”.

Katyń Gdy Mołotow i Ribbentrop podpisywali w sierpniu 1939 roku tajny protokół do paktu o nieagresji między Niemcami i Związkiem Sowieckim, kładący podwaliny pod rozbiór Polski, „nikt na szerokim świecie nie interesował się laskiem sosnowym, położonym na wzgórzu, nad urwistym brzegiem Dniepru, zwanym Kozie Góry, a stanowiącym część większego kompleksu leśnego Katynia w pobliżu Smoleńska – pisał w pierwszej książce o zbrodni katyńskiej, „The Katyn Wood Murders”, Józef Mackiewicz (polska edycja pod tytułem „Sprawa mordu katyńskiego. Ta książka była pierwsza”, Wydawnictwo Kontra, Londyn 2009). – Jakże niewspółmiernie małe było w tym czasie zdarzenie, które przytrafiło się Marfie, dziewczynie ze wsi Nowe Batioki. Uniosła ona drut kolczasty otaczający Kozie Góry, w poszukiwaniu grzybów, i napadł na nią wartownik, a później przybiegł wielki pies. A przecież winna wiedzieć, co wiedzieli wszyscy okoliczni mieszkańcy, że wstęp na teren ten jest zakazany przez NKWD, gdyż stanowi miejsce egzekucji ludzi podejrzanych o nieprzychylny stosunek do regime’u bolszewickiego”.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Reklama
Historia
Wielkie Muzeum Egipskie otwarte dla zwiedzających. Po 20 latach budowy
Materiał Promocyjny
Aneta Grzegorzewska, Gedeon Richter: Leki generyczne też mogą być innowacyjne
Historia
Kongres Przyszłości Narodowej
Historia
Prawdziwa historia agentki Krystyny Skarbek. Nie była polską agentką
Historia
Niezależne Zrzeszenie Studentów świętuje 45. rocznicę powstania
Materiał Promocyjny
Osiedle Zdrój – zielona inwestycja w sercu Milanówka i… Polski
Historia
Którędy Niemcy prowadzili Żydów na śmierć w Treblince
Reklama
Reklama