Po raz pierwszy w polskim teatrze ktoś przypomniał atmosferę pierwszych tygodni po wprowadzeniu stanu wojennego – pomyślałem, oglądając „Oskarżonych”, opowieść o grupie młodych antykomunistycznych konspiratorów z początku stanu wojennego. Chodzi o chłopców, którzy podjęli próbę rozbrojenia sierżanta MO Zdzisława Karosa. Postrzelony wówczas milicjant poniósł śmierć.
Miałem wtedy 16 lat i pamiętam upiorną zimę przełomu 1981 i 1982 roku. Wieczory naznaczone godziną milicyjną zachęcały do wielogodzinnych spotkań, podczas których przy litrach mocnej herbaty (kawy w sklepach brakowało) młodzi odreagowywali upokorzenie stanu wojennego. Zastanawiali się, jak walczyć. Świeża pamięć o śmiertelnych ofiarach z kopalni Wujek powodowała, że tak swobodnie mówiono o potrzebie odwetu – nawet z bronią w ręku. To na takie spotkania – jak we wczorajszym przedstawieniu – wkraczały matki, by raz błagać na kolanach, innym razem w histerycznym tonie wykrzykiwać, by nie wciągać ich synów „w cokolwiek”.
Tę atmosferę „Oskarżeni” oddają bardzo wiernie. Pomysły na konspirację rodziły się wówczas bardzo różne – mogły kończyć się na założeniu własnej podziemnej gazetki, a mogły – i tak stało się w Grodzisku – iść w kierunku tworzenia grup oporu na wzór Armii Krajowej. Młodzi byli zdani do siebie, bo w tych upiornych miesiącach znikli działacze „Solidarności” i przedsierpniowej opozycji. Jedni trafili do obozów internowania, inni do więzień, jeszcze inni się ukrywali.
Poczucie upokorzenia i chęć odwetu towarzyszyły w tamtych miesiącach wielu Polakom, niezależnie od wieku. Ale tylko młodzi – po trosze z powodu braku wyobraźni – tak łatwo mogli wpaść na pomysł, aby podjąć walkę z bronią w ręku. W sytuacji braku dorosłych opozycyjnych autorytetów liderem nastoletnich działaczy podziemia mógł zostać byle ambitny student, który otarł się o KPN (tak było w Grodzisku). Konspiracja ułatwiała wiarę, że podobnych grup bojowych są w Polsce dziesiątki, a wiosną będzie można odbić więzienia i rzucić władzę WRON na kolana.
Ten surrealizm licealnej konspiracji jest obecny w sztuce Stanisława Kuźnika. Dziewczęta uczestniczą w tajnych naradach, bo traktują je jako okazję do poderwania upatrzonego chłopaka. Otrzymując tajemnicze pseudonimy i cierpliwie wysłuchując planów akcji rozbrajania ZOMO, marzą raczej o pocałunkach. Romansowy wątek przedstawienia prowadzi jednak czasem także na manowce. Pomysł, aby jeden z uczestników konspiracji zmagał się z miłością do córki partyjnego naczelnika i aby drżał z niepokoju, gdy pojawi się plan zamachu na jej ojca, robi wrażenie chwytu dość taniego.