Zapis ponurej epoki

Na początku stanu wojennego świeża pamięć o śmiertelnych ofiarach z kopalni Wujek powodowała, że tak swobodnie mówiono wtedy o potrzebie odwetu, nawet z bronią w ręku – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 11.12.2007 01:19

Po raz pierwszy w polskim teatrze ktoś przypomniał atmosferę pierwszych tygodni po wprowadzeniu stanu wojennego – pomyślałem, oglądając „Oskarżonych”, opowieść o grupie młodych antykomunistycznych konspiratorów z początku stanu wojennego. Chodzi o chłopców, którzy podjęli próbę rozbrojenia sierżanta MO Zdzisława Karosa. Postrzelony wówczas milicjant poniósł śmierć.

Miałem wtedy 16 lat i pamiętam upiorną zimę przełomu 1981 i 1982 roku. Wieczory naznaczone godziną milicyjną zachęcały do wielogodzinnych spotkań, podczas których przy litrach mocnej herbaty (kawy w sklepach brakowało) młodzi odreagowywali upokorzenie stanu wojennego. Zastanawiali się, jak walczyć. Świeża pamięć o śmiertelnych ofiarach z kopalni Wujek powodowała, że tak swobodnie mówiono o potrzebie odwetu – nawet z bronią w ręku. To na takie spotkania – jak we wczorajszym przedstawieniu – wkraczały matki, by raz błagać na kolanach, innym razem w histerycznym tonie wykrzykiwać, by nie wciągać ich synów „w cokolwiek”.

Tę atmosferę „Oskarżeni” oddają bardzo wiernie. Pomysły na konspirację rodziły się wówczas bardzo różne – mogły kończyć się na założeniu własnej podziemnej gazetki, a mogły – i tak stało się w Grodzisku – iść w kierunku tworzenia grup oporu na wzór Armii Krajowej. Młodzi byli zdani do siebie, bo w tych upiornych miesiącach znikli działacze „Solidarności” i przedsierpniowej opozycji. Jedni trafili do obozów internowania, inni do więzień, jeszcze inni się ukrywali.

Poczucie upokorzenia i chęć odwetu towarzyszyły w tamtych miesiącach wielu Polakom, niezależnie od wieku. Ale tylko młodzi – po trosze z powodu braku wyobraźni – tak łatwo mogli wpaść na pomysł, aby podjąć walkę z bronią w ręku. W sytuacji braku dorosłych opozycyjnych autorytetów liderem nastoletnich działaczy podziemia mógł zostać byle ambitny student, który otarł się o KPN (tak było w Grodzisku). Konspiracja ułatwiała wiarę, że podobnych grup bojowych są w Polsce dziesiątki, a wiosną będzie można odbić więzienia i rzucić władzę WRON na kolana.

Ten surrealizm licealnej konspiracji jest obecny w sztuce Stanisława Kuźnika. Dziewczęta uczestniczą w tajnych naradach, bo traktują je jako okazję do poderwania upatrzonego chłopaka. Otrzymując tajemnicze pseudonimy i cierpliwie wysłuchując planów akcji rozbrajania ZOMO, marzą raczej o pocałunkach. Romansowy wątek przedstawienia prowadzi jednak czasem także na manowce. Pomysł, aby jeden z uczestników konspiracji zmagał się z miłością do córki partyjnego naczelnika i aby drżał z niepokoju, gdy pojawi się plan zamachu na jej ojca, robi wrażenie chwytu dość taniego.

Do najważniejszych autorytetów pokolenia ówczesnej młodzieży należeli księża i doskonale widać to w „Oskarżonych”. W przypadku grupy z Grodziska zaufanym młodzieży jest ks. Sylwester Zych, stylizowany w sztuce Kuźnika na poprzednika ks. Jerzego Popiełuszki. Kapłan szarpie się, miota między apelami swoich kościelnych zwierzchników o ostrożność, lojalnością wobec młodych konspiratorów a chęcią uratowania ich od popełnienia jakiegoś szalonego czynu.

Autorzy spektaklu starają się jak najmniej osądzać swoich bohaterów. Pokazują raczej atmosferę, w jakiej mogło dojść do tragedii. W przypadku grupy z Grodziska sen o konspiracji zakończył się śmiercią milicjanta.Późniejsze śledztwo, podczas którego milicja poszukiwała sprawców zabójstwa sierżanta, było niezwykle brutalne. Resort mścił się za śmierć „jednego ze swoich”. Nastolatków podczas przesłuchań katowano bez skrupułów, a proces był pokazówką, której celem miało być z jednej strony zastraszenie innych kandydatów do roli akowców, z drugiej – uderzenie w księży broniących w swoich kazaniach „Solidarności”.

W sztuce jest scena, podczas której aresztowanemu księdzu śledczy mówią, że udziału w zabójstwie „swoich” resort nikomu nie odpuści. Istotnie ks. Sylwester Zych zginął w lipcu 1989 roku w nigdy niewyjaśnionym wypadku. Słowa jego testamentu kończą widowisko. Spektakl, dzięki któremu młodsi widzowie na chwilę mogli się wczuć w atmosferę terroru i rozpaczy, pchającą niektórych do prób naśladowania konspiracji z czasów ostatniej wojny.

Po raz pierwszy w polskim teatrze ktoś przypomniał atmosferę pierwszych tygodni po wprowadzeniu stanu wojennego – pomyślałem, oglądając „Oskarżonych”, opowieść o grupie młodych antykomunistycznych konspiratorów z początku stanu wojennego. Chodzi o chłopców, którzy podjęli próbę rozbrojenia sierżanta MO Zdzisława Karosa. Postrzelony wówczas milicjant poniósł śmierć.

Miałem wtedy 16 lat i pamiętam upiorną zimę przełomu 1981 i 1982 roku. Wieczory naznaczone godziną milicyjną zachęcały do wielogodzinnych spotkań, podczas których przy litrach mocnej herbaty (kawy w sklepach brakowało) młodzi odreagowywali upokorzenie stanu wojennego. Zastanawiali się, jak walczyć. Świeża pamięć o śmiertelnych ofiarach z kopalni Wujek powodowała, że tak swobodnie mówiono o potrzebie odwetu – nawet z bronią w ręku. To na takie spotkania – jak we wczorajszym przedstawieniu – wkraczały matki, by raz błagać na kolanach, innym razem w histerycznym tonie wykrzykiwać, by nie wciągać ich synów „w cokolwiek”.

Historia
Co naprawdę ustalono na konferencji w Jałcie
Historia
Ten mały Biały Dom. Co kryje się pod siedzibą prezydenta USA?
Historia
Dlaczego we Francji zakazano publicznych egzekucji
Historia
Most powietrzny Alaska–Syberia. Jak Amerykanie dostarczyli Sowietom samoloty
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Historia
Tolek Banan i esbecy
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń