„W związku z założonym przez organizatorów żywiołowym charakterem imprezy liczyć należy się z prezentowaniem materiałów nieposiadających debitu komercyjnego, a tym samym istnieje możliwość powstania sytuacji nieprzewidzianych przez organizatorów, które mogą stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa i porządku publicznego. Sytuację powyższą pogłębić może specyficzny dobór widowni ukształtowany poprzez zamknięty system rozpowszechniania biletów na powyższą imprezę pośród członków „Solidarności” w zakładach pracy. Jednocześnie organizatorzy planują nagłośnienie na zewnątrz hali Olivia. W związku z tym należy brać pod uwagę możliwość prezentowania prowokacyjnych tekstów antypaństwowych i antyradzieckich, jak również kolportaż wrogich materiałów”.
Przegląd „zabezpieczały” następujące wydziały Komendy Wojewódzkiej MO: II, III, A, T i wydział paszportowy. Dziewięciu funkcjonariuszy nagrywało całość koncertów, dokumentując ekscesy antypaństwowe i antyradzieckie. Dokumentowali oni w ten sposób osoby, które prowokowały „negatywne zachowania publiczności”.
Szef SB w Gdańsku pisał: „większość przedstawionych utworów miała charakter ballad satyrycznych o dużym ładunku politycznym, powstałych spontanicznie w czasie wydarzeń grudniowych i sierpniowych. Swoistym mottem, którym rozpoczynano kolejne dni imprezy, była piosenka w wykonaniu Mieczysława Cholewy „Ballada o Janku z Gdyni” nawiązująca do wydarzeń grudniowych”.
W jednym z raportów czytamy, że: „W wielu tekstach podkreślano manipulowanie Polską przez Związek Radziecki, podkreślano, iż trzymilionowa organizacja uzurpuje sobie prawa do rządzenia trzydziestotrzymilionowym narodem, że IX Zjazd PZPR był marginesowym wydarzeniem w życiu narodu. Drwiono z opieszałości prac rządu, atakowano Mieczysława Rakowskiego i Wojciecha Jaruzelskiego”.
Wykonawcami, którzy w czasie koncertów najbardziej podpadli władzy, byli: Maciej Zembaty – za szydzenie z Sejmu i z Albina Siwaka; Zbigniew Sekulski – za popularyzację radzieckiego dysydenta Aleksandra Sołżenicyna („Idź oddaj pokłon polarnej zorzy w Cavendish Vermont”); Jerzy Klesyk, który powiedział ze sceny, że: „W Polsce istnieje jednostka prowokacji prasowej – Jerzy Urban, a jeden Urban równa się dwóm Siwakom”; Stanisław Klawe, który zaśpiewał: „Księżyc jak sierp na gardle, a serce wali jak młot”; Jan Tadeusz Stanisławski, który, rozważając ewentualną interwencję wojsk Związku Radzieckiego w Polsce, śpiewał: „Mówiła mi mama, bym się nie bał chama, bo cham to jest cham i boi się sam”; Aleksander Grodkowski, który kpił z Włodzimierza Lenina, i zespół Wały Jagiellońskie, który zaatakował gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Na szczególne potępienie władz zasłużył Jacek Fedorowicz, który mówił niezapomniany monolog o władzy.
Jacek Fedorowicz: – Dla mnie „Zakazane piosenki” okazały się wyjątkowo udane, bo tak się szczęśliwie złożyło, że akurat napisałem bardzo aktualny monolog i włożyłem go w usta ogromnie wówczas popularnej postaci – Kolegi Kierownika z audycji „60 minut na godzinę”, podobno najpopularniejszej audycji w historii Polskiego Radia. Kolega Kierownik opowiadał o zerwaniu rozmów Rakowskiego z „Solidarnością” i ta opowieść została przyjęta w Olivii z niesamowitym aplauzem. Tu ciekawostka: to był przez wiele lat tekst najpopularniejszy spośród wszystkich, jakie w życiu napisałem, a ciekawostka polega na tym, że był to jednocześnie jedyny mój tekst w owych latach nigdzie oficjalnie nieopublikowany. Popularność tego monologu przywoływałem zawsze jako dowód na ogromną siłę tzw. drugiego obiegu, czyli kultury niezależnej. Jeżeli jakiś młody człowiek dziwi się czasem, dlaczego Wałęsa czy inni starsi panowie mówią czasem, z lekkim przymrużeniem oka, nie „władza” tylko „waaadza”, to jest to reminiscencja właśnie tego monologu.