Pierwszy Przegląd Piosenki Prawdziwej

Przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał / Wrogów poszukam sobie sam / Dlaczego kurwa mać, bez przerwy / Poucza ktoś, w co wierzyć mam? – z songu Andrzeja Garczarka

Publikacja: 04.02.2008 10:52

Red

Zaczęło się tak... Bard estrady, radiowiec, satyryk i dziennikarz Maciej Zembaty – wielki miłośnik czarnego humoru i największy polski fan Leonarda Cohena – zajrzał do swojej szuflady, gdzie spoczywały utwory nigdy nieopublikowane. Ale oto po strajkach i po podpisaniu porozumień sierpniowych wszystko się odmieniło. Jacek Kleyff napisał do tekstów muzykę i tak zaopatrzony autor udał się na początku 1981 roku z recitalami w Polskę.

W Krakowie Andrzej Wajda zachęcił swojego gościa, aby stworzył ze swoich tekstów formę większą, a także – aby zaprosił do udziału w przedsięwzięciu innych artystów. Zaproponował też, by tytuł takiego koncertu brzmiał tak, jak tytuł starego filmu Leonarda Buczkowskiego – „Zakazane piosenki”.

Miesiące wolności po Sierpniu obnażyły obrzydliwy infantylizm polskich mediów. Istniały sprawy dużo ważniejsze w życiu narodu i utwory pisane do szuflad o nich właśnie mówiły. Te teksty były oczywiście wykonywane, ale w wąskim gronie przyjaciół i znajomych – na prywatkach albo przy wódce. Nagrywano je na taśmy magnetofonowe, jedni przegrywali od drugich i tak krążyły po kraju.

Mniej więcej miesiąc po wizycie u Wajdy po koncercie w Katowicach Maciej Zembaty razem ze swoim menedżerem Wojciechem Łyżwą znalazł się w mieszkaniu Andrzeja Czeczota, gdzie przebywał akurat Jacek Kuroń. Nie wiadomo, ile wypili uczestnicy tego spotkania, ale doszli do wniosku, że należy zorganizować duży przegląd piosenki najzupełniej wolnej, który mógł mieć miejsce tylko w Gdańsku. Wkrótce udali się do Gdańska i zainteresowali swoim pomysłem Lecha Wałęsę.

Pierwszy Przegląd Piosenki Prawdziwej trwał trzy dni, po pięć godzin każdego dnia (20 – 22 sierpnia 1981 r.). Reżyseria nie była chyba specjalnie skomplikowana dla Macieja Karpińskiego, ponieważ, mówiąc slangiem estradowym, było śpiewane, gadane, śpiewane, gadane – na przemian.

Andrzej Czeczot, główny scenograf przeglądu, umieścił na czerwonym tle wizerunek stoczniowca, który patrzył na zwisającą z dźwigu pętlę wyglądającą jak stryczek. Po bokach wisiały nad sceną powiększone karykatury żyjących i nieżyjących przywódców partyjnych. Wisieli więc: Bolesław Bierut, Józef Cyrankiewicz, Władysław Gomułka, Piotr Jaroszewicz i Edward Gierek. Jedno miejsce obok nich było wolne, udekorowane kirem. Nie trzeba się było specjalnie domyślać, że czeka na Wojciecha Jaruzelskiego. Oprócz tego przed rozpoczęciem pierwszego koncertu na podłodze hali Olivia rozrzucono dużą ilość prasy czechosłowackiej i enerdowskiej (zwłaszcza znienawidzone „Rude Pravo” i równie znienawidzone „Neues Deutschland”), aby widzowie mogli po niej stąpać.

Andrzej Rosiewicz: – Kiedy wyszedłem na scenę i znalazłem się pod wiszącymi portretami, powitałem publiczność takim zdaniem: – Cieszę się, że mogę wystąpić teraz dla państwa na tle wiernych kolędników gwiazdy pięcioramiennej… Aplauz był niesamowity.

Każdy z dni festiwalu rozpoczynała „Ballada o Janku Wiśniewskim” – piosenka, która powstała właściwie w Grudniu, ale dopiero teraz stała się znana publicznie.

Każdy z laureatów otrzymał w formie nagrody Złoty, Srebrny lub Brązowy Knebel.

Ewa Dałkowska: – Towarzyszyłam Piotrowi Szczepanikowi. Obserwowałam to wszystko z zachwytem. Była w nas, wykonawcach, jakaś Schadenfreude, jakiś straceńczy humor. Myśleliśmy – zamkną nas. Trudno. Niech zamkną. To wtedy zrodziła się moja miłość do piosenek Marka Grechuty. On już wiedział, że chwila jest dziejowa. Oczywiście czekało się na Jacka Fedorowicza. Jego niesamowita odwaga rosła z koncertu na koncert. Chwila była tak wyjątkowa, że Andrzej Rosiewicz zrezygnował ze swojego zwykłego zespołu i po prostu usiadł na proscenium z gitarką i zaśpiewał swoje.

Ciekawe są opinie i wnioski, jakie Służba Bezpieczeństwa przekazywała swoim przełożonym. Możemy się tego dowiedzieć z artykułu Sławomira Cenckiewicza opublikowanego przez OBEP IPN w Gdańsku. We wstępnym raporcie do przełożonych napisano:

„W związku z założonym przez organizatorów żywiołowym charakterem imprezy liczyć należy się z prezentowaniem materiałów nieposiadających debitu komercyjnego, a tym samym istnieje możliwość powstania sytuacji nieprzewidzianych przez organizatorów, które mogą stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa i porządku publicznego. Sytuację powyższą pogłębić może specyficzny dobór widowni ukształtowany poprzez zamknięty system rozpowszechniania biletów na powyższą imprezę pośród członków „Solidarności” w zakładach pracy. Jednocześnie organizatorzy planują nagłośnienie na zewnątrz hali Olivia. W związku z tym należy brać pod uwagę możliwość prezentowania prowokacyjnych tekstów antypaństwowych i antyradzieckich, jak również kolportaż wrogich materiałów”.

Przegląd „zabezpieczały” następujące wydziały Komendy Wojewódzkiej MO: II, III, A, T i wydział paszportowy. Dziewięciu funkcjonariuszy nagrywało całość koncertów, dokumentując ekscesy antypaństwowe i antyradzieckie. Dokumentowali oni w ten sposób osoby, które prowokowały „negatywne zachowania publiczności”.

Szef SB w Gdańsku pisał: „większość przedstawionych utworów miała charakter ballad satyrycznych o dużym ładunku politycznym, powstałych spontanicznie w czasie wydarzeń grudniowych i sierpniowych. Swoistym mottem, którym rozpoczynano kolejne dni imprezy, była piosenka w wykonaniu Mieczysława Cholewy „Ballada o Janku z Gdyni” nawiązująca do wydarzeń grudniowych”.

W jednym z raportów czytamy, że: „W wielu tekstach podkreślano manipulowanie Polską przez Związek Radziecki, podkreślano, iż trzymilionowa organizacja uzurpuje sobie prawa do rządzenia trzydziestotrzymilionowym narodem, że IX Zjazd PZPR był marginesowym wydarzeniem w życiu narodu. Drwiono z opieszałości prac rządu, atakowano Mieczysława Rakowskiego i Wojciecha Jaruzelskiego”.

Wykonawcami, którzy w czasie koncertów najbardziej podpadli władzy, byli: Maciej Zembaty – za szydzenie z Sejmu i z Albina Siwaka; Zbigniew Sekulski – za popularyzację radzieckiego dysydenta Aleksandra Sołżenicyna („Idź oddaj pokłon polarnej zorzy w Cavendish Vermont”); Jerzy Klesyk, który powiedział ze sceny, że: „W Polsce istnieje jednostka prowokacji prasowej – Jerzy Urban, a jeden Urban równa się dwóm Siwakom”; Stanisław Klawe, który zaśpiewał: „Księżyc jak sierp na gardle, a serce wali jak młot”; Jan Tadeusz Stanisławski, który, rozważając ewentualną interwencję wojsk Związku Radzieckiego w Polsce, śpiewał: „Mówiła mi mama, bym się nie bał chama, bo cham to jest cham i boi się sam”; Aleksander Grodkowski, który kpił z Włodzimierza Lenina, i zespół Wały Jagiellońskie, który zaatakował gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Na szczególne potępienie władz zasłużył Jacek Fedorowicz, który mówił niezapomniany monolog o władzy.

Jacek Fedorowicz: – Dla mnie „Zakazane piosenki” okazały się wyjątkowo udane, bo tak się szczęśliwie złożyło, że akurat napisałem bardzo aktualny monolog i włożyłem go w usta ogromnie wówczas popularnej postaci – Kolegi Kierownika z audycji „60 minut na godzinę”, podobno najpopularniejszej audycji w historii Polskiego Radia. Kolega Kierownik opowiadał o zerwaniu rozmów Rakowskiego z „Solidarnością” i ta opowieść została przyjęta w Olivii z niesamowitym aplauzem. Tu ciekawostka: to był przez wiele lat tekst najpopularniejszy spośród wszystkich, jakie w życiu napisałem, a ciekawostka polega na tym, że był to jednocześnie jedyny mój tekst w owych latach nigdzie oficjalnie nieopublikowany. Popularność tego monologu przywoływałem zawsze jako dowód na ogromną siłę tzw. drugiego obiegu, czyli kultury niezależnej. Jeżeli jakiś młody człowiek dziwi się czasem, dlaczego Wałęsa czy inni starsi panowie mówią czasem, z lekkim przymrużeniem oka, nie „władza” tylko „waaadza”, to jest to reminiscencja właśnie tego monologu.

Służba Bezpieczeństwa miała oczywiście w zanadrzu różne działania specjalne, które miały – jeżeli nie odwrócić uwagę od przeglądu, to przynajmniej ją stępić. Oto w raporcie do swoich przełożonych któryś z funkcjonariuszy napisał:

„Przez trzy kolejne dni rozkolportowano wśród uczestników przeglądu łącznie 14 tys. różnego rodzaju wierszy satyrycznych i plakatów stanowiących swego rodzaju przeciwwagę dla utworów zgłoszonych na Przegląd Piosenki Prawdziwej. Z posiadanego rozpoznania wynika, że kolportowane materiały budziły zainteresowanie publiczności, były przyjmowane z dużą dozą humoru, a także wpływały na kształtowanie nastroju widzów”.

Szef SB w Gdańsku w swoim raporcie podsumował I Przegląd Piosenki Prawdziwej dość lekceważąco:

„Z naszego rozpoznania wynika, że mimo dużego zainteresowania przeglądem przed jego rozpoczęciem, już po pierwszym dniu, a także w kolejnych dniach jego trwania, uwidoczniło się rozczarowanie publiczności i malejące z dnia na dzień zainteresowanie. Praktycznie poza osobami, które nabyły bilety, impreza ta nie wzbudziła większego zainteresowania i nie wywołała rezonansu społecznego, na który liczyli organizatorzy. Szczególnie dużo krytycznych opinii wywołała ona w środowisku inteligenckim, artystycznym, a nawet robotniczym”.

Jacek Fedorowicz: – Jako jeden z tych, co odbierali oklaski, ryki śmiechu i wiwaty, muszę powiedzieć, że największe wrażenie zrobiła na mnie siła i powszechność niezgody na komunizm. Niby o tym wiedziałem, ale tu mogłem to zobaczyć i usłyszeć w formie skondensowanej. A z drugiej strony rampy wyraźnie odczuwalna była przeogromna satysfakcja wykonawców, że wreszcie mogą dać publiczności to, za czym tęskniła od dziesięcioleci.

W 2001 roku postanowiono powtórzyć tamten sukces. Bilety były po 60 zł, czyli po 15 dolarów. W lipcu Waldemar Banasik i Maciej Zembaty opracowali założenia programowe II Przeglądu. Napisali w nim: „Nonkonformizm jest postawą krytyczną wobec rzeczywistości. Zależy nam na udziale w II PPPP artystów krytykujących obecną rzeczywistość. Chcemy zobaczyć również, co się stało z naszym językiem. Czy aby na języku raz zniewolonym nie pozostało na zawsze piętno niewolnika?”.

Prezydium Komisji Krajowej „Solidarności” zakwestionowało dwa utwory Macieja Zembatego – pt. „Nebraska” i „Maleńki rynek”. W „Nebrasce” pojawił się następujący dwuwiersz:

Nie wierzę papieżowi,

bo zbyt surowy jest

Na starość zapomina,

że człowiek kocha grzech.

Natomiast w „Maleńkim rynku” – taka zwrotka:

(...) Bo maleńki jest rynek w Jedwabnem

Kościółek i synagoga... itd.

Gdy część Żydków skwierczała w stodole

Bo nie dało się wszystkich tam upchać

Wzięli Ryfkę chłopaki na pole

I gwałcili normalnie i w usta

Ona szybko pobladła jak chusta

I umarła od polskiej siekiery

Odrąbali jej główkę prześliczną

zagrali nią w nogę na miedzy... .

Organizatorzy II Przeglądu byli oburzeni. Stwierdzili, że decyzja związku zagraża wolnej wypowiedzi. Czy jednak wolność wypowiedzi oznacza całkowity brak odpowiedzialności? I tak to wolność przyniosła pytania, których 20 lat wcześniej – w dobie wolności ograniczonej – nie zadawano...

Igor Sawin, autor słuchowisk teatralnych i artysta estradowy

Zaczęło się tak... Bard estrady, radiowiec, satyryk i dziennikarz Maciej Zembaty – wielki miłośnik czarnego humoru i największy polski fan Leonarda Cohena – zajrzał do swojej szuflady, gdzie spoczywały utwory nigdy nieopublikowane. Ale oto po strajkach i po podpisaniu porozumień sierpniowych wszystko się odmieniło. Jacek Kleyff napisał do tekstów muzykę i tak zaopatrzony autor udał się na początku 1981 roku z recitalami w Polskę.

W Krakowie Andrzej Wajda zachęcił swojego gościa, aby stworzył ze swoich tekstów formę większą, a także – aby zaprosił do udziału w przedsięwzięciu innych artystów. Zaproponował też, by tytuł takiego koncertu brzmiał tak, jak tytuł starego filmu Leonarda Buczkowskiego – „Zakazane piosenki”.

Pozostało 94% artykułu
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy