Przed uniwersytetem i kościołem św. Anny gromadziły się grupki ludzi, którzy wymieniali miedzy sobą informacje o aresztowanych. 1 września 1982 roku na tarasie między kościołem a wieżą grupa około 150 osób ułoży krzyż z kwiatów, pod którym przez całe lata 80. spotykać się będą ludzie na modlitwach i wymianie informacji. Ale tego pierwszego dnia nikt nic nie wiedział na pewno, więc pojawiały się wersje wydarzeń, które mówiły więcej o naszych mitach narodowych niż o rzeczywistych represjach. Opowiadano o wywózkach na Sybir całej Komisji Krajowej „Solidarności”, o samobójstwach działaczy, którzy nie chcieli się oddać w ręce władz, o tysiącach ludzi spędzanych na stadiony (tu chyba zadziałała pamięć o puczu Pinocheta w Chile), przerzucano się nazwiskami bohaterów, którzy uciekli przed wywózką, sławiono postawę żołnierzy rozstrzelanych za odmowę wykonania rozkazu.
Zamieszanie w głowach ludzi potęgowała komunistyczna propaganda. Wychodziły tylko dwie ogólnopolskie gazety „Trybuna Ludu” i „Żołnierz Wolności”, które publikowały głównie wypowiedzi zatroskanych powagą sytuacji przywódców partii i głosy „zwykłych ludzi” uradowanych „przywróceniem w kraju spokoju”. „Żołnierz Wolności” pisał o bojówkach „Solidarności” organizowanych „na modłę faszystowską, składających się w większości z opłacanych kryminalistów i osobników marginesu społecznego”. Telewizja pokazywała na przemian reportaże wyjaśniające powody wprowadzenia stanu wojennego (przygotowania „ekstremy” „Solidarności” do powstania antysocjalistycznego, rzekome składy broni w zakładach pracy itd.) i radosne relacje ukazujące normalizację życia w Polsce.
Godzina milicyjna obowiązywała początkowo od 22 do 6 rano, jednak wkrótce się okazało, że uniemożliwia to milionom Polaków dotarcie do pracy na 6, więc skrócono zakaz opuszczania domów i obowiązywał on od 23 do 5. Zanotowano wówczas znaczący wzrost liczby roznosicieli mleka, którym władze udzielały przepustek całonocnych. Osoba złapana przez patrol ZOMO bez przepustki po godzinie policyjnej zawsze mogła liczyć na spałowanie, a w przypadku posiadania przy sobie wartościowych rzeczy również na obrabowanie.
Dotyczyło to zresztą nie tylko Polaków, ale również obcokrajowców. W czerwcu 1982 roku sekcja teatralna Instytutu Anglistyki UW wystawiła w Starej Prochowni spektakl Davida Mammeta „Sexual Perversity in Chicago”, po którym odbyła się impreza alkoholowa u reżysera na Sadybie. Był nim amerykański wykładowca z anglistyki. Gospodarz się upił, a następnie postanowił dokupić alkoholu na pobliskiej mecie. Po wyjściu z domu został natychmiast przechwycony przez patrol ZOMO, dotkliwie pobity, obrabowany z pieniędzy i odstawiony do ambasady. Przez wiele następnych dni wykładowca ów chwalił się na spotkaniach towarzyskich swoimi ranami, a pikanterii całej sprawie dodawał fakt, że przyjechał on do Polski, podobnie zresztą jak większość jego kolegów z USA uczących na UW, jako zapalony zwolennik socjalizmu.
Psy, suki i lole
Po wprowadzeniu stanu wojennego w okolicach uniwersytetu, zwłaszcza pod pomnikiem Kopernika, dochodziło do starć studentów z milicją, które kończyły się zwykle pobiciem i wywiezieniem najbardziej zapalczywych na komisariaty, gdzie bito ich dalej. Wywożono w nyskach milicyjnych zwanych sukami (najprawdopodobniej dlatego, że na milicjantów mówiono psy), a bito pałką, na którą mówiono lola. Pałka była koloru białego i składała się z pręta metalowego oblanego gumą. Występowała w dwóch długościach: 40 i 61 cm. Bijąc, zomowcy raczej unikali twarzy, koncentrując się na plecach, a zwłaszcza stopach, na których nie widać było śladów. Oczywiście dotyczy to wyłącznie bicia na komisariatach, bo podczas zadym ulicznych bito, gdzie popadnie.
Tuż po wprowadzeniu stanu wojennego pojawiło się hasło: „Zima wasza, wiosna nasza”. W dużych miastach wiosna nadeszła wraz z majowymi świętami. 1, a zwłaszcza 3 maja w wielu miastach odbyły się wielotysięczne demonstracje zakończone interwencjami ZOMO. W Warszawie przez całe popołudnie i wieczór zablokowane było Stare Miasto, ludzie budowali barykady i rzucali kamieniami w ZOMO. Milicja odpowiadała gazem i szarżami na demonstrantów. Praktycznie przez całe lata 80. w wielu polskich miastach manifestacje antykomunistyczne odbywały się 8 marca (na pamiątkę represji 1968 roku), 1 i 3 maja, 31 sierpnia (na pamiątkę podpisania porozumień gdańskich), 11 listopada, a potem 13 i 17 grudnia (rocznica masakry na Wybrzeżu w 1970 roku). Wraz z upływem lat zdecydowanie malała liczba uczestników manifestacji.