Kontynent europejski budził ciekawość, ale wkrótce stał się regionem przechodnim na imperialnym szlaku do Egiptu i do Indii. Flaga imperium witała wówczas Brytyjczyka wszędzie po drodze: w Gibraltarze, na Malcie, na Korfu (wkrótce także na Cyprze), w Aleksandrii i Suezie. Gdy statek opływał Europę, przewodnik przypominał mu wielkie chwile z przeszłości: oto z lewej przylądek La Hogue, gdzie 19 maja 1602 roku hrabia Oxford pokonał francuskiego admirała de Tourville, paląc mu 16 okrętów.
Uzyskanie wiarygodnych danych na temat warunków podróżowania w XIX stuleciu jest możliwe dzięki kolejnym wydaniom przewodników turystycznych. Dostarczały one informacji ścisłych i interesujących odbiorców, a ludzie nauczyli się na nich polegać. Konkurencja zresztą nie spała i np. Karl Baedeker potrafił wytknąć Johnowi Murrayowi, w czym się myli. Podręcznik dla podróżujących – „Handbook for Travellers”, a takiej nazwy używano powszechnie – może być dla historyka nieoczekiwanym i cennym uzupełnieniem tradycyjnych podręczników.
By sięgnąć po dawne przewodniki, miałem też powód osobisty. Oto w sierpniu 1944 roku, jako młodociany żołnierz 146. powstańczego plutonu VI Zgrupowania Armii Krajowej, stałem kwaterą w domu nr 10 przy ul. Noakowskiego. Tam wycofaliśmy się po utracie Politechniki i tam właśnie, w jednym z frontowych – w pełnym tego słowa znaczeniu – pokojów jakiegoś profesorskiego mieszkania znalazłem fascynujący tomik francuskiego przewodnika z początku XX wieku „Guide Jouanna. De Paris a Constantinople”. Wkrótce musiałem odstawić go na miejsce, jednak lektura przy strzelnicy w oknie I piętra zabarykadowanym skrzynią z piaskiem, obok balii z wodą przeciwpożarową, ale w skórzanym, klubowym fotelu, z przedwojennym polskim mauzerem na kolanach, tworzyła dodatkowy efekt surrealistyczny. Przede wszystkim jednak odrywała na chwilę od narastającego koszmaru, z którego zresztą nie zdawałem sobie jeszcze w pełni sprawy. Tu co krok barykada, a tam Orient Express z Gare de l’Est nad Bosfor! Lektura przewodników po ponad stu latach przybliża czasy, kiedy optymizmowi nie stawiano granic.