Erudyta w „ziemi Meszki”

Ibrahim ibn Jakub. Niejednemu z tych, co nie obijali się na lekcjach historii, coś zamigocze. Zarabizowany Żyd z Andaluzji pozostawił opis Polski za panowania Mieszka I, którą nazywał ziemią Meszki.

Aktualizacja: 20.03.2008 16:06 Publikacja: 20.03.2008 12:00

Erudyta w „ziemi Meszki”

Foto: Archiwum „Mówią Wieki"

Red

Praca Ibrahima niestety zaginęła. Na szczęście zachowały się późniejsze kompilacje jego dzieła cytowane przez arabskich geografów i historyków. Nasz kraj to „państwo w krainach Słowian nad morzem wśród gęstych lasów, przez które wojskom trudno się przedzierać […]”. Kraj dziki, ale dostatni: „[…] obfituje on w żywność, mięso, miód i rolę orną”, mieszkańcy zaś „[…] sieją w dwóch porach roku, późnym latem i na wiosnę i zbierają dwa zbiory, jedzą mięso krowie i gęsie, bo to im służy, a ich wina i napoje upajające to miód”. Ludność płaci władcy daninę, a ten opłaca z niej swe siły zbrojne. „Ma on 3000 pancernych podzielonych na oddziały, a setka ich znaczy tyle co dziesięć secin innych wojowników. Daje on tym mężom odzież, konie, broń i wszystko, czego tylko potrzebują”. Tak, bylibyśmy potęgą, gdyby nie swary… „Na ogół Słowianie są skorzy do zaczepki i gwałtowni i gdyby nie ich niezgody, mnogość rozwidleń ich gałęzi i podziałów na szczepy, żaden lud nie zdołałby im sprostać w sile”. Jest czego żałować...

Ibrahim nie miał chyba jednak informacji z pierwszej ręki. Napisał to, co zasłyszał w jednym z jutlandzkich portów. Przewijało się tam wielu żeglarzy i kupców z Norwegii, Brytanii, Fryzji, Rusi oraz Słowian. Każdego pewnie wypytywał skąd pochodzi, jak wygląda jego kraj, jak mu się żyje. Na ziemie polskie sam najprawdopodobniej nigdy nie dotarł. Po powrocie wszystko, co zasłyszał, skrupulatnie wszakże spisał. Na szczęście.

Sympatyczne opisy, ale powiedzmy sobie szczerze: na barbarzyńską północ przyjechał człowiek z zupełnie innego świata. Ze świata bibliotek, uczonych ksiąg i dysput naukowych. Przyjechał tam, gdzie ludzie nie zaprzątali sobie raczej głowy rozważaniami o naturze wszechrzeczy. Wcześniej naczytał się o nich w bibliotece, a potem konfrontował z tym, co usłyszał.

Ibrahim żył w czasach panowania dwóch sławnych kalifów z andaluzyjskiej gałęzi dynastii Omajjadów w Kordobie: Abd ar Rahmana III (912 – 961) i Al Hakama II (961 – 976). Nie tylko żył w ich czasach, ale i bywał na ich dworze. Mimo swego pochodzenia miał całkiem spore szanse, żeby brać udział w wielu dyskusjach, a jeśli nie, to przynajmniej przysłuchiwać się sporom naukowym, elektryzującym uczone głowy tego okresu. W czasie jednej z wizyt na dworze kalifa Abd ar Rahmana III Ibrahim mógł też słyszeć podniecone okrzyki uczonych przewracających stronice dopiero co nadesłanego z Bizancjum ilustrowanego manuskryptu Dioskoridesa, greckiego lekarza z Cylicji żyjącego w czasach Nerona, pod tytułem „O materii lekarskiej” – podarunku od cesarza Konstatyna VII. – Na Allaha, ile tam ziół leczniczych! – musieli się zachwycać uczeni w Kordobie, chwytając się z ukontentowania za brody.

Cywilizacja islamu, czerpiąc obficie z dorobku innych cywilizacji, przeżywała okres intelektualnego rozkwitu. Pojawiali się tam ludzie chłonni wiedzy, o otwartych umysłach i niebywale ciekawi świata. Przed medycyną, farmakologią i chemią otwierał się zupełnie nowy rozdział w dziejach.

Uznano go za największego wolnomyśliciela wśród uczonych muzułmańskich. Nazywano największym lekarzem świata islamu i europejskiego średniowiecza, a biuletyn Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) z maja 1970 roku wyraża uznanie dla jego rozważań o odrze i ospie, pracę poświęconą chorobom zakaźnym określa zaś mianem pierwszego naukowego traktatu na ten temat. Alchemiczna „Księga sekretów” jego autorstwa wywrze ogromny wpływ na słynnego Paracelsusa. Portret tego człowieka zdobi dziś hall Wydziału Medycyny Uniwersytetu Paryskiego. W Teheranie jest instytut jego imienia, zaś w Kermanszahu – uniwersytet.

Abu Bakr Muhammad ben Zakarijja al Razi, znany w Europie jako Razes albo Rhazes, urodził się prawdopodobnie około 850 roku, a zmarł w roku 925 lub 935. Przyszedł na świat w starożytnym mieście perskim Raj niedaleko Teheranu (Rej, Rajj, gr. Rhagae), gdzie po podbojach islamskich osiedlały się południowoarabskie plemiona o sympatiach szyickich. Sam jednak był Persem, a panowanie nowej dynastii Abbasydów stwarzało przed jego nacją nowe możliwości. Razi z nich skorzystał. Można powiedzieć nawet, że zrobił karierę. Dworzanin, uczony i lekarz, a swego czasu także – jak by się dziś powiedziało – „ordynator” szpitala w rodzinnym Raju i Bagdadzie. Jako „ordynator” chodził po swym szpitalu otoczony gronem studentów, doglądał pacjentów, analizował i opisywał symptomy choroby, po czym zapisywał odpowiednią kurację. Ponoć miejsce pod budowę szpitala w Bagdadzie Razi wybrał w następujący sposób: kazał rozsypać w różnych częściach miasta kawałki świeżego mięsa. Jakiś czas później dokonał wizytacji wszystkich tych miejsc. Szpital stanął tam, gdzie mięso najmniej zgniło.

O jego życiu, a zwłaszcza młodości, niewiele wiadomo. Za młodu miał być jubilerem i prowadzić kantor wymiany pieniędzy. Inni mówią, że grał na lutni, po czym przerzucił się na alchemię, co wydaje się bardziej prawdopodobne. Wskutek eksperymentów alchemicznych miał zachorować na oczy, co zakończyło jego przygodę z poszukiwaniem kamienia filozoficznego, a skierowało zainteresowania w stronę medycyny. Ale trudno sobie wyobrazić, by od tej chwili dniem i nocą ślęczał nad księgami medycznymi. A zatem jak miał cokolwiek studiować? Inni powiadają, że powodem problemów ze wzrokiem było u Raziego objadanie się bobem. Gdy na oku zrobiła mu się katarakta i oślepł, odrzucił ponoć leczenie, mówiąc, iż „widział za dużo na tym świecie i jest zmęczony”.

Na świecie musiał rzeczywiście dużo widzieć. Doskonale obeznany z myślicielami greckimi, sam ponoć władał tym językiem. W odróżnieniu od Awicenny (zm. 1037), niewolniczo trzymającego się autorytetów, Razi krytycznie czytał dzieła starożytnych Greków, niezależnie od tego, czy w oryginale, czy w przekładzie. Zwłaszcza Galena, któremu nie szczędził słów krytyki za teorię „humorów” i czterech elementów, otwierając tym samym furtkę empiryzmowi. Zupełne przeciwieństwo późniejszego o sto lat i zupełnie niezasłużenie słynniejszego Awicenny. Owszem, oddajmy Awicennie, że jako pierwszy zdiagnozował zapalenie opłucnej i odkrył, że gruźlica to choroba zakaźna. Tyle że nie mogąc zrozumieć „Metafizyki” Arystotelesa, Awicenna nauczył się jej po prostu na pamięć. Potem dziesiątki studentów medres będą wkuwać na pamięć Awicennę i cywilizacja muzułmańska stanie w miejscu. Żadnych nowinek! Wyłącznie opanowywanie, wers za wersem, Koranu i mędrców sprzed stuleci. Raziego w medresach raczej nie wkuwano.W świecie muzułmańskim Razi przez swoje wolnomyślicielskie poglądy był na cenzurowanym. Jego dzieł nie kopiowano i znane są one głównie z cytatów w innych pracach. Wiemy, że napisał księgę o „oszustwach proroków” Koranu, którą późniejszy komentator bał się nawet wymienić, przerażony, że „mogłaby ona zbrukać serca, oddalić religię, pozbawić męstwa i skierować nienawiść ku prorokom”. Razi konsekwentnie zaprzeczał możliwości pogodzenia danych rozumu i nauki z treścią Objawienia, przekazem koranicznym i twierdzeniami uczonych muzułmańskich. Lekarz z Raju interpretował materialistycznie atomizm Demokryta. Za wieczne i niezmienne podłoże wszystkiego uznawał czas i przestrzeń, zarówno w wersji „względnej”, jak i „absolutnej”. Zmienny był wszechświat w swym stawaniu się i wszystko, co materialne oraz duchowe. Jego zdaniem w Koranie nie ma nic wiecznego i absolutnego. Takie tezy nie mogły się podobać w świecie islamu.

Poza rozważaniami o naturze wszechrzeczy Razi zajmował się sprawami bardziej przyziemnymi: kamieniami nerkowymi, pęcherzykiem żółciowym i bólami zębów, sprzeciwiając się ich usuwaniu. Starał się natomiast przeniknąć ich konstrukcję: „Rozetrzyj korzeń kolokwinty w bardzo mocnym occie, wyczyść zęby i 3 – 4 dni pocieraj je tą mieszanką, a zęby pękną. Jeżeli użyjesz saletry, zęby pękną po 3 dniach; jeżeli rozpuścisz dobrze roztartą saletrę w bardzo mocnym occie, i tę mieszankę przyłożysz na ząb przez godzinę lub dwie, pękną korzenie zębów. Trzeba tylko zabezpieczyć się powlekając sąsiednie zęby woskiem” – radził w jednym ze swych traktatów. To jednak dopiero Awicenna stulecie później zalecać będzie regularne mycie zębów jako środek prewencyjny. Lecz nie powtarzanie – broń Boże – „przesadnie” tej czynności.

Razi jest też autorem pierwszej w dziejach rozprawy o leczeniu ospy. Był także pionierem w dziedzinie pediatrii, oftalmologii i położnictwa. Mało tego. Jako jeden z niewielu doceniał znaczenie odpowiedniej diety i czynników psychologicznych dla zdrowia. Dieta? Jest Razi heroldem wielkiej zmiany menu, jaka dokonała się na Bliskim Wschodzie, choć być może bez jego udziału. Radził on bowiem pić mleko owcze i jeść baraninę, mięso wołowe uważał zaś za trujące. To oczywiste – powie ktoś – przecież muzułmanie jedzą baraninę, a często brzydzą się wołowiną. Ale w czasach Raziego takie oczywiste to nie było. Na podmokłych obszarach Mezopotamii, być może także w Syrii, hodowano bawoły i jadano ich mięso. Dziś byłoby to już nie do pomyślenia. Razi więc wygrał. Czynniki psychologiczne? Pacjent nie powinien wychodzić od lekarza rozdygotany, zestresowany bądź przerażony. Krótko mówiąc: bądźcie lekarze mili dla swych pacjentów! Zalecał też Razi przeprowadzanie dokładnych wywiadów chorobowych z pacjentami, a im z kolei, by nie odwiedzali lekarzy wątpliwej reputacji, ale wybrali sobie jednego zaufanego. W tamtych czasach było to prawdziwe nowatorstwo!

Był Razi wprawnym chirurgiem, a dla znieczulenia przy operacjach zalecał stosować opium. Jako pierwszy używał też alkoholu w celach medycznych. Nie wynalazł go. Pierwszej historycznie poświadczonej destylacji alkoholu dokonał na przełomie IV i V wieku n.e. gnostycki alchemik Zosimos z Panopolis w Egipcie. Jego prace musiały być popularne w muzułmańskiej Persji. Przekład tekstów Zosimosa odnaleziono w 1995 roku pośród kopii ksiąg „Klucze miłosierdzia” i „Sekrety mądrości” autorstwa perskiego alchemika Ibn al Hassana Ibn al Tugra'ia. Innej funkcji alkoholu poza medyczną Razi i jego współcześni jednak nie znali. Wolnomyślicielstwo tak, pijaństwo nie. Do Europy znajomość alkoholu przywieźli ze sobą dopiero krzyżowcy, ale oni odkryli i tę drugą, dobrze nam znaną jego funkcję. Tak narodziła się m.in. włoska grappa. Propagował także Razi wypróbowywanie leków najpierw na zwierzętach. Bohaterem ekologów zapewne nie będzie. Niemniej tak się dokonywał postęp w medycynie.Razi położył również podwaliny pod współczesną naukę chemii, choć był raczej – przynajmniej w naszym rozumieniu – alchemikiem. Tu słówko komentarza. Nauka, którą uprawiał, nazywała się al kimija, czyli po arabsku „chemia”. Stąd europejski termin „alchemia”. Alchemia, czyli poszukiwanie „kamienia filozoficznego” i „eliksiru życia’ („eliksir” to też słowo pochodzenia arabskiego – al iksir, „kamień filozoficzny”, być może od greckiego ks?rion, „środek wysuszający”). Tak rodziła się powoli naukowa chemia. Wtedy jeszcze pełna mistyki, oparta na alegorycznym pojmowaniu życia, ale próbująca również wyjaśnić budowę materii i zachodzące w niej procesy. To właśnie wielki wkład owej „alchemii” uczonych muzułmańskich: dochodzenie prawdy metodami doświadczalnymi. Razi był przecież „chemikiem laboratoryjnym”, dokonywał wielu naukowych klasyfikacji. Wolnomyśliciel z Raju założył pierwsze znane w dziejach laboratorium chemiczne, wykorzystując w nim około 20 przyrządów, z których większość używa się po dziś dzień. Tygiel, kolba destylacyjna, piece, rurki – wszystko, co w potocznych wyobrażeniach kojarzy się nam z szalonym chemikiem w fartuchu pogrążonym w swych dziwacznych eksperymentach.

I Raziego fascynowały różnorodne procesy chemiczne. Zajmował się destylacją, rozpuszczalnością, krystalizacją, sublimacją, krzepnięciem i amalgamacją substancji. Na przykład w „Księdze tajemnic” Razi opisywał, jak destylować naftę: „Weź jej ile chcesz, zagotuj z taką samą ilością wody i dodaj trochę białej glinki, aż jedna trzecia wody wyparuje. Następnie odsącz ją od reszty wody i glinki, po czym zmień wodę i glinkę, powtarzając czynność dziesięć razy. Następnie zrób to w kolbie i dosyp do tego wapna gaszonego w takiej ilości, żeby zrobił się z tego rzadki roztwór. Uczyń tak kilkakrotnie, byle nie zapłonął płomień, nim to wyjmiesz”. Ciekawe, czy czytał te zdania nasz Ignacy Łukasiewicz.

Jak wyjaśnić to nagłe pojawienie się umysłu tak jasnego i to do tego eksperymentatora pośród masy pogrążonych w mistycyzmie alchemików, jacy go poprzedzili i przyszli po nim? – pytał jeden z historyków zajmujących się dziejami nauki muzułmańskiej. Samorodny talent czy pojętny uczeń? Chyba i jedno, i drugie. Sam Razi powołuje się w swych dziełach na wielkich, a niekiedy legendarnych poprzedników: Galena (Dżalinusa), Arystotelesa (Aristatalisa), Hermesa (Hurmusa), Apolloniusza z Tyany (Balinusa), Platona (Aflatuna), Pitagorasa (Fisagurasa), Hipokratesa (Bukrata), Zosimosa (Rusama), wreszcie Chalida ibn Jazyda i Dżabira bin Hajjana, także Persa, jak on sam, którego nazywa swoim Mistrzem.

A zatem bez wątpienia przede wszystkim dziedzictwo greckie. Traktowane przez Raziego krytycznie, a nie niewolniczo naśladowane. Tak naprawdę nie wiadomo, czy Razi znał grekę. Ale nawet gdyby znał, to tak czy inaczej musiał korzystać też i z arabskich przekładów. Tu wielka rola chrześcijańskich, nestoriańskich tłumaczy. Bez nich Arabowie i Persowie nie obcowaliby z dziełami Greków w takim stopniu. Wyróżniał się pod tym względem Hunajn ibn Iszak (zm. 873), nadworny lekarz jednego z abbasydzkich kalifów. Porównywał on bez wytchnienia stare syryjskie przekłady, powstałe jeszcze w czasach Justyniana, z tekstami greckimi. To dzięki niemu, jego synowi i bratankowi wśród uczonych arabskich i perskich pojawiło się zatrzęsienie przekładów prac Galena, Hipokratesa, Ptolemeusza i Euklidesa.

Jednak żaden nestoriański tłumacz nie miałby do swojej dyspozycji dzieł Greków, gdyby kalifowie abbasydzcy nie kazali ich sprowadzać z Bizancjum. Pisał o tym wybitny XIV-wieczny myśliciel arabski z Maghrebu Ibn Chaldun: „[muzułmanie] poczuli tęsknotę za tymi naukami rozumowymi, o których już nieco słyszeli od współczesnych duchownych i biskupów i ku którym sama przez się wyrywa się myśl ludzka. Tedy posłał Abu Dżafar al Mansur [drugi kalif z dynastii Abbasydów (754–775), założyciel Bagdadu – J. R.] poselstwa do królów Rumu [cesarzy bizantyjskich – J. R.], z prośbą, aby mu użyczył ksiąg naukowych w tłumaczeniu. Ten posłał mu księgę Euklidesa i niektóre pisma przyrodnicze. Muzułmanie przeczytali je, zgłębili ich treść i nabrali tym większej ochoty, by posiąść ich resztę”. Dodajmy, że Arabowie zdobyli w 642 roku imponującą bibliotekę w Aleksandrii. A tam były nie tylko księgi, lecz także uczeni, którzy potrafili w nich niejedno wyczytać. Ogromny zastrzyk wiedzy już na samym cywilizacyjnym starcie.

Cywilizacja islamu swój rozkwit zawdzięcza jednak nie tylko Grekom i ich nestoriańskim tłumaczom. Niektórzy twierdzą, że nauczycielem Raziego był Ali ibn Rabban al Tabari, lekarz i filozof z Merwu, żydowski konwertyta i syn uczonego w piśmie, autor pierwszego napisanego po arabsku traktatu medycznego. Inni dopatrują się w pracach Raziego wpływu Sabejczyków z Harranu, elitarnej sekty ostatnich pogan – wyznawców mezopotamskich kultów astralnych pomieszanych z wierzeniami hellenistycznymi i szkołami religijno-filozoficznymi późnego antyku, których przedstawicielem był wybitny medyk i matematyk Thabit ibn Kurra. Jeszcze inni wskazują na Indie jako ewentualne źródło inspiracji naszego autora. Ich oponenci twierdzą wprawdzie, że to Arabowie i Persowie nauczyli Hindusów alchemii, ale wydaje się to mało prawdopodobne. Niektóre teksty buddyjskie wspominają bowiem już między II i V wiekiem n.e. o transmutacji rud metali w złoto, a wyobrażenia alchemiczne spotykamy też wcześniej w jodze tantrycznej. Nie wprowadzili też Arabowie w Indiach znajomości rtęci, bo już we wcześniejszych traktatach sanskryckich pojawia się ona jako „nasienie Śiwy”. Miał też Razi ponoć studiować księgi manichejczyków. I to możliwe. Gdyby nawet to wszystko było prawdą, to chwała Raziemu, że nie zamykał się na dorobek innych i chłonął wiedzę ze wszystkich dostępnych sobie źródeł.

Nie zapominajmy też o wpływach perskich. Wszak Razi był Persem. A Arabowie, podbijając Persję, zdobyli miasto Dżundiszapur na południowym zachodzie kraju, gdzie znajdował się największy w tej części świata ośrodek naukowy i medyczny, założony pod koniec III wieku n.e. przez perską dynastię Sassanidów. Pod jej opieką schronili się tam prześladowani w Bizancjum za herezję uczeni nestoriańscy, a także wykładowcy zamkniętej przez cesarza Justyniana w 529 roku pogańskiej Akademii Ateńskiej.

No i wreszcie nauczyciele muzułmańscy, poprzednicy Raziego. Raczej nie Chalid ibn Jazyd (zm. 704), postać na poły legendarna, syn kalifa z rodu Omajjadów, który, utraciwszy szanse na tron, miał się poświęcić alchemii, wprowadzony w jej tajniki przez bizantyjskiego mnicha Marianosa. To przede wszystkim Dżabbar bin Hajjan, ów „Mistrz”, nadworny alchemik kalifa Haruna arRaszida, który z czasem popadł w jego niełaskę, w Europie znany jako „Geber”, inspiracja najsłynniejszych średniowiecznych uczonych zajmujących się alchemią: Rogera Bacona, Alberta Wielkiego i Rajmunda Lullusa. Niewiele wiemy, co prawda, o tej postaci, owszem, na pewno istniała, ale był to chyba w dużej mierze zbiorowy pseudonim wielu anonimowych autorów dzieł z dziedziny alchemii. Wszak napisanie w ciągu jednego życia około 3 tys. prac jest niemożliwe! Można więc powiedzieć, że Razi był spadkobiercą „szkoły Dżebera”. Szkoły, która pragnęła posiąść tajemnice metali, która uznała siarkę i rtęć za „rodziców” wszystkich metali i chciała je za wszelką cenę transmutować, by uzyskać złoto, do czego był jej potrzebny „kamień filozoficzny”. Szkoła ta wychodziła z założenia, że powstawanie metali ma związek z oddziaływaniem gwiazd, co łączyło ją z Sabejczykami. Każdy z siedmiu znanych wówczas metali miał podlegać jednej ze sfer planetarnych. To odpowiednie planety oddziaływały na święte zaślubiny rtęci z siarką w głębi ziemi, wpływały na to, czy metal będzie „męski”, jak żelazo, ołów i złoto, czy też żeński, jak srebro, miedź i cyna. Rtęć miała bowiem naturę hermafrodyty. Widoczne są też tu wpływy ezoteryki szyickiej. Odkrywanie w każdym ciele związku pomiędzy tym, co objawione, i tym, co odkryte, bardzo przypomina naczelny postulat egzegezy Koranu sekt szyickich. Zresztą wielu autorów sygnujących swoje prace nazwiskiem Dżabara ibn Hajjana związanych było najprawdopodobniej z szyicką herezją ismailitów. Zawiła, ezoteryczna doktryna tej sekty w klasycznej wersji (tej dla oświeconych, a nie dla profanów) zawierała wiele elementów neoplatonizmu. Bóstwo miało się objawić w siedmiu wcieleniach nazywanych rzecznikami lub głosicielami (są to: Adam, Noe, Abraham, Mojżesz, Jezus, Mahomet i Ismail). Po każdym rzeczniku przychodził imam (i tak Mahomet był najpierw imamem Jezusa, a dopiero potem został rzecznikiem). Każdemu rzecznikowi towarzyszyła także opoka, którą byli m.in. Set, Sem, Izmael, Aaron, Szymon-Piotr i Ali.Jakże bogata i różnorodna była cywilizacja islamu w okresie swojego rozkwitu! Była…

Skoro kiedyś było tak dobrze, dlaczego później było tak źle? – spierają się historycy. Dlaczego nauka w świecie islamu przestała się rozwijać? Dlaczego nie pojawił się już nowy Razi? Awicenny przecież za wszystko winić nie można.

Może to sam islam odpowiada za ten upadek nauk? Koran zachęca co prawda wiernych do obserwacji natury i studiowania znaków, które Bóg poprzez nią zsyła (3,190-191), ale też obfituje w różne cuda i cudeńka. Islam zabrania sekcji zwłok, co niewątpliwie hamowało rozwój badań anatomicznych, ale trafiali się śmiałkowie, którzy zakaz ten obchodzili. Wszystko zależy od tego, kto Księgę intepretuje i z jakim nastawieniem. Niektórzy obwiniają też muzułmańską ortodoksję. Że fanatyczna, wroga wolnomyślicielstwu i własnym dociekaniom prawdy. Ale uczonych wspierał zarówno sprzyjający racjonalistycznym mutazylitom kalif Al Ma’mun (813 – 833), jak i oddany ortodoksji Al Mutawakkil (847 – 861). Zgoda, niech badają boskie znaki, byle nie bluźnili prorokom. Jego Usztywnienie teologiczne było reakcją na racjonalistyczną teologię mutazylitów, pyszałków, którzy chlubili się tym, że „wyrzekli się pogrążonej w głupocie i błędniowierstwie większości, by dojść do rozumowego poznania istoty Boga”.

Zatem jeśli nie islam, to może kryzys państwa, sponsora nauk? Nauki upadły przecież, kiedy świat islamu przeżywał polityczną degrengoladę i nie miał ich kto wspierać. Ale dlaczego w takim razie doszło do upadku politycznego? Nie da się wskazać jednej konkretnej przyczyny. Wiadomo jedno: upadek struktur państwowych miał tu konsekwencje o wiele bardziej dalekosiężne niż w Europie. Kiedy państwo islamu było silne, troszczyło się o irygację. To ona decydowała o być albo nie być tego świata oaz i żyznych dolin otoczonych przez pustynie. Pojedynczy ludzie czy małe wspólnoty niewiele tu mogli zdziałać. Ale w XIII wieku przyszli Mongołowie, zniszczyli kanały i kalifat. Państwo było już za słabe, by wszkrzesić system nawadniania. Do oaz zaczęła się wdzierać pustynia i coraz śmielej poczynający sobie nomadowie. Wyludniły się zdewastowane miasta, ośrodki cywilizacji islamu. To, czego nie zrobili Mongołowie, dokonały klęski żywiołowe. W 968 roku obniżył się poziom Nilu, efekt: 600 tys. ofiar. Potem kolejne wybuchy głodu: w 1066 i 1202 roku, aż wreszcie w 1347 roku przychodzi znana Europejczykom czarna śmierć – życie traci około jednej trzeciej populacji Egiptu, Syrii i Iraku.

W okresie 1363 – 1515 w Egipcie wybucha 16 epidemii, a w Syrii – 15. Medycy byli bezsilni. Do tego dochodził olbrzymi wysiłek, by odeprzeć krzyżowców. Potem Kolumb odkrył Amerykę i wielki handel zaczął omijać Bliski Wschód oraz Jedwabny Szlak. Pytanie jednak, dlaczego pod panowaniem ottomańskim, a przecież państwo to przeżywało lata świetności i było potęgą, przed którą drżały europejskie dwory, nie doszło do odrodzenia nauk. Medycyna miała się natomiast całkiem dobrze w sąsiedniej, słabszej Persji na początku panowania szyickiej dynastii Safawidów (1501 – 1722), ale i tam w końcu nauki upadły. Dlaczego?

Równocześnie coraz lepiej poczynała sobie na tym polu Europa. Nie zaczynała od absolutnego zera. Medycyna i inne nauki we wczesnośredniowiecznej Europie nie giną. Germańscy najeźdźcy też chcieli się leczyć u fachowców. To dlatego po zdobyciu Rzymu w 410 roku Wizygoci uprowadzają do siebie pewnego diakona-lekarza. Na dworze Teodoryka (493 – 526) w Rawennie i wiecznie chorego papieża Grzegorza Wielkiego (590 – 604) w Rzymie są także wykształceni medycy, otoczeni powszechnym szacunkiem. Sam papież usiłuje nawet wyjaśniać niektóre „dolegliwości”, jak nocne polucje czy przepuklina. We wczesnym, germańskim średniowieczu tłumaczy się nadal z greki dzieła medyczne. Tyle że już coraz mniej ktokolwiek przejmuje się ich treścią. Znany VI-wieczny filozof, historyk i polityk Kasjodor zaleca na przykład lekarzom, by nie odkładali ksiąg po ukończeniu studiów medycznych i brali sobie do serca nauki starożytnych. Powoli robią się one jednak „za mądre”. Także metody leczenia stają się coraz prostsze. Wody lecznicze, zdrowe powietrze, czasem jakieś rośliny lecznicze. W wizygockiej Hiszpanii w VII wieku wciąż jednak spotyka się medyków, może poza chirurgami. Wiedzę medyczną przekazuje się z mistrza na ucznia. Coraz mniej w tym teorii, coraz więcej praktyki. Krążą jeszcze cały czas jakieś podręczniki medyczne. Tradycja antyczna, choć w ograniczonym zakresie, jakoś przetrwała i niewykluczone, że skorzystają z niej też Arabowie. Nie wszystko przywieźli tu ze sobą. Jednak w pozostałych częściach Europy nauki stają się coraz bardziej elitarne. Takie „sekrety mnichów”.

Do ponownego ożywienia nauk, a raczej ich upowszechnienia, przyczynią się z jednej strony dzieła arabskie, w tym i prace Raziego, z drugiej – mądrzy władcy i biskupi. Za panowania Normanów (XI wiek) w południowych Włoszech pod wpływem myśli arabskiej sławę zdobywa szkoła medyczna z Salerno, nazwanego potem „miastem Hipokratesa”. Wielkie zasługi położył tu mnich benedyktyński z Kartaginy Konstantyn Afrykańczyk, który przybył do klasztoru na Monte Cassino i zajął się przekładami z arabskiego na łacinę wielu antycznych dzieł z zakresu medycyny. Traktaty Raziego zajmowały wśród nich poczesne miejsce. Gdy o Konstantynie stało się głośno, do Salerno zaprosił go tamtejszy arcybiskup Alfano I. Około 1050 roku w szkole salerneńskiej powstaje pierwszy podręcznik medycyny dla studentów. Z czasem Europę pokryje sieć uniwersytetów. To oczywiście nie jest zasługa uczonych muzułmańskich, tylko efekt rozwoju społeczno-gospodarczego samej Europy. Tyle że na uniwersytetach potrzebne były jeszcze podręczniki. To właśnie dzieła Raziego wypełnią w dużym stopniu to zapotrzebowanie.

Jego dorobek obejmujący ponad 200 ksiąg lepiej znany jest zresztą, paradoksalnie, w Europie niż w świecie muzułmańskim. Trzy dzieła Raziego, dwa medyczne i jedno chemiczne, przełożył XII-wieczny tłumacz prawie 90 prac arabskich Gerard z Kremony, a jego wielki traktat „Al Hawi” (Księga kompletna) przetłumaczył w 1279 roku żydowski lekarz Faradż ben Salim (Farraguth) z Sycylii. Ten ostatni przekład w 1486 roku ukazał się drukiem w Brescii pod łacińskim tytułem „De continens” i wespół z „Traktatem o ospie, odrze i cholerze” Raziego stanowił podstawę studiów medycznych w Europie aż do XVII wieku.

Ten postęp wiedzy niósł za sobą wszakże pewne pułapki. Na przykład król Fryderyk II (1296 – 1337) zakazał w pewnym momencie wykonywania praktyki medycznej w Królestwie Neapolu bez uzyskania certyfikatu autorytetów z Salerno. Rodziła się więc, jak widać, korporacyjność i elitarność zawodu: jeśli szacowne grono nie wystawi dobrej opinii, nie można leczyć. Tak, eliminuje to szarlatanów, ale przed członkami komisji otwiera się pokusa przyjmowania podarunków w zamian za pozytywną opinię. A warto było w siebie „zainwestować”, bo dyplom w przyszłości mógł przynosić poważne dochody. Ta świecka profesjonalizacja nauk przyrodniczych to bez wątpienia także wpływ świata islamu.

Wpływ Raziego, „al-chemika”, „ordynatora” i wolnomyśliciela z perskiego Raju. Czy dobry? Chyba po prostu nieuchronny.

Powiedzieliśmy już w naszej księdze, że są dwie grupy przyrządów: jedne do topienia metali, drugie zaś do postępowania z [innymi] substancjami.

Przyrządy do topienia są znane. Są one następujące: piec do wytapiania, miech kowalski, tygiel, młot kowalski, szczypce kowalskie, podwójny tygiel, nożyce do blachy i łom. Można je wszystkie znaleźć u złotników, z wyjątkiem podwójnego tygla, którego nie mają. Podwójny tygiel składa się z jednego tygla na górze i na dole, przy czym na górze są dwa albo trzy otwory […]

Nie jest konieczne, by piec do przetapiania miał dobrze przylegające przykrycie ani pasujący i dobrze nałożony ruszt w swym wnętrzu. Nie musisz też tygla powlekać ze wszystkich stron węglem. […]

Co się tyczy przyrządów do postępowania z niemetalami, to są to kolba, odbieralniki […] czerpaki, flaszki, fiolki, tarki, piece, alembiki, retorty, skrzynie, kule i tym podobne, czego tylko potrzeba.

Kolby, alembiki i odbieralniki stosuje się do destylacji wody. Tajemnicą jest tu, żeby kolba była duża i grubościenna, bez rysy na dnie, a na ścianach nie było żadnych bąbli. […]

Są cztery typy alembików: z szeroką rurką, stosuje się go do destylowania czernidła z wapna […] dalej alembik z bardzo szeroką rurką, stosuje się go do destylowania esencji i nieczystości z barwników […] potem jest alembik z węższą rurką, używa się go do destylowania kamienia na początku pracy, i wreszcie alembik z bardzo wąską rurką, ma on zastosowanie przy odparowywaniu i oczyszczaniu wody.

[…] Przyrządy te wyrabia się ze szkła, gliny garncarskiej, żelaza i glinianych tygli, przy żadnym nie może jednak brakować ceramiki.Przekład z niemieckiego: J. Rohoziński; źródło: Julius Ruska, Al R?zi’s Buch Geheimnis der Geheimnisse, Berlin 1937

Praca Ibrahima niestety zaginęła. Na szczęście zachowały się późniejsze kompilacje jego dzieła cytowane przez arabskich geografów i historyków. Nasz kraj to „państwo w krainach Słowian nad morzem wśród gęstych lasów, przez które wojskom trudno się przedzierać […]”. Kraj dziki, ale dostatni: „[…] obfituje on w żywność, mięso, miód i rolę orną”, mieszkańcy zaś „[…] sieją w dwóch porach roku, późnym latem i na wiosnę i zbierają dwa zbiory, jedzą mięso krowie i gęsie, bo to im służy, a ich wina i napoje upajające to miód”. Ludność płaci władcy daninę, a ten opłaca z niej swe siły zbrojne. „Ma on 3000 pancernych podzielonych na oddziały, a setka ich znaczy tyle co dziesięć secin innych wojowników. Daje on tym mężom odzież, konie, broń i wszystko, czego tylko potrzebują”. Tak, bylibyśmy potęgą, gdyby nie swary… „Na ogół Słowianie są skorzy do zaczepki i gwałtowni i gdyby nie ich niezgody, mnogość rozwidleń ich gałęzi i podziałów na szczepy, żaden lud nie zdołałby im sprostać w sile”. Jest czego żałować...

Pozostało 96% artykułu
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy