Stosunkowo wcześnie, bo już w końcu VII wieku, zaczęli też używać strzemion. Rzeczywiście wkład Bizancjum, Persji, ludów tureckich, a nawet Europejczyków jest aż nadto widoczny w uzbrojeniu arabskim, które ewoluowało w ciągu wieków. W początkowym okresie Arabowie dysponowali piechotą uzbrojoną w krótkie włócznie (harba), oszczepy (mizraq) i łuki; rekrutowano ją spośród osiadłej ludności. Natomiast Beduini stanowili trzon kawalerii, a zasadniczą bronią była długa włócznia/lanca zwana rumh, którą walczono, trzymając obiema rękoma. Miecz stanowił atrybut bogatych wojowników. Z biegiem czasu dzięki łupom, daninom i włączaniu w struktury armii ludności z podbijanych terytoriów, uzbrojenie stawało się coraz lepsze. Rozpowszechniły się perskie stożkowate segmentowe hełmy, pancerze kolcze i lamelkowe (szczególnie po zetknięciu się z ludami tureckimi), długie miecze. Oczywiście stopień opancerzenia nie był jednolity w całej armii. Dużą rolę odgrywał refleksyjny łuk, wykorzystywany raczej przez piechotę aniżeli jazdę. W działaniach oblężniczych stosowano środki masowego rażenia (substancje łatwo palne na bazie ropy naftowej). Wielbłądy uczyniły z arabskich armii siłę niezwykle mobilną, zdolną przemieszczać się na znaczne odległości w niekorzystnych warunkach (brak wody) znacznie szybciej niż przeciwnik. Stosowanie wielbłądów miało wymiar bardziej strategiczny niż taktyczny, bowiem traktowano je jako środek transportu, po dotarciu na miejsce walki jeźdźcy przeistaczali się w piechurów (jak XVII-wieczna dragonia).W podboju Hiszpanii niebagatelną rolę odegrali północnoafrykańscy Berberowie. O ich arsenale dowiadujemy się z wcześniejszych źródeł; Strabon podawał, że Maurowie walczą mieczami, krótkimi ciężkimi żelaznymi oszczepami i osłaniają się okrągłymi skórzanymi tarczami. Owe białe tarcze sporządzane były ze skóry i zwały się lamt. Chociaż Berberów najczęściej kojarzy się ze zwrotną kawalerią walczącą mieczami, włóczniami, to wiadomo też, że wykorzystywali piechotę. Stosowała szyk falangi, posługując się tarczami i długimi włóczniami, przydatnymi w przypadku ataku kawalerii.
Opierając się na źródłach pisanych i ikonograficznych, a także na zachowanych egzemplarzach, stwierdzić należy, iż w armiach islamskich od VII do XIII wieku zdecydowanie dominował prosty miecz, dopiero później zaczął on być stopniowo wypierany przez szablę. Miecze należały do wielu typów. Spotykamy głownie długie, szerokie i obosieczne o słabo zarysowanym sztychu, ale źródła pisane wspominają też, że charakterystyczny dla Arabów (zapewne piechurów) był miecz krótki w typie rzymskiego gladiusa. Obok obosiecznych używano też głowni z jednym ostrzem (np. miecz kalifa Uthmana).Już na samym początku ekspansji miecz uzyskał wyjątkowy status, a wiele egzemplarzy noszących imiona własne przypisywanych jest samemu Prorokowi. Najwspanialszą kolekcję arabskich mieczy ma Topkapi Saraj Muzeum w Stambule; są wśród nich okazy należące według tradycji do Mahometa, jego towarzyszy i pierwszych kalifów. Rzeczywiście ich głownie mogą pochodzić z VII wieku, natomiast oprawy rękojeści i inskrypcje są niewątpliwie późniejsze. Na podbitych przez Islamistów terytoriach tradycja związana z produkcją mieczniczą przetrwała, a nawet się rozwinęła. Rozwój handlu, który stanowił zawsze ważną dziedzinę gospodarki w świecie arabskim, sprzyjał importowi zarówno doskonałych głowni, jak i surowca do ich produkcji. Uwidoczniło się to w Damaszku, dokąd sprowadzano znakomitą indyjską stal (stal damasceńska). Importowano także broń z Chin, Jemenu, Cejlonu. O zaawansowanej wiedzy metalurgicznej świadczy choćby IX-wieczny traktat Abu Jusufa al Kindi; wymieniono tam wiele różnych typów mieczy i sklasyfikowano je pod względem surowca użytego w produkcji. Również hiszpańskie Toledo, będące znanym zagłębiem zbrojeniowym już w czasach rzymskich, kontynuowało tradycję pod rządami kalifów. Tamtejsze warsztaty zostały zreformowane i ujęte w ramy prawne przez Abd al Rahmana. Sławne toledańskie głownie stanowiły zawsze atrakcyjny podarunek, jedną z takich głowni otrzymał książę Nawarry Sanczo od kalifa Al Hakama w 865 roku.
Era arabskich podbojów kojarzy się z zastosowaniem jednego z najbardziej przerażających środków bojowych w dziejach – tzw. ognia greckiego. Posiadali go w swoim arsenale Bizantyjczycy, ale warto wspomnieć, że ropy naftowej, stanowiącej główny składnik tej zapalającej substancji, użyli w działaniach oblężniczych już Asyryjczycy. Jej śmiercionośnego działania doświadczyli na własnej skórze Rzymianie, prowadząc kampanie w Azji Mniejszej i na Bliskim Wschodzie. Wykorzystywano tam m.in. ceramiczne pojemniki wypełnione naftą, pełniące rolę współczesnych koktajli Mołotowa.Olej skalny, bo tak nazywano wówczas ropę naftową, stosowali również Arabowie już w początkowej fazie ekspansji; do miotania palnej substancji używali specjalnie skonstruowanych katapult zwanych mangonellami. Z czasem doszli do dużej doskonałości w posługiwaniu się tą niekonwencjonalną bronią; podczas oblężenia Akki w 1190 roku najpierw „zwilżyli” mury obronne płynem łatwo palnym, a następnie po jego wsiąknięciu podpalili za pomocą ognistego pocisku, wprawiając w przerażenie krzyżowców.Powstanie ognia greckiego było możliwe dzięki wielowiekowym eksperymentom z destylacją ropy naftowej i jej mieszania z innymi środkami. Ważne było pozbycie się palnych oparów, niebezpiecznych dla użytkownika, oraz ustabilizowanie ropy, co czyniono, dodając cięższe oleje i smołę. Ponieważ sposób produkcji ognia greckiego był jednym z największych sekretów cesarstwa bizantyjskiego, przeto nie wiemy nic pewnego o składnikach. Przypuszcza się, że do destylowanej i zagęszczonej żywicą lub woskiem ropy naftowej dodawano saletrę i siarkę. Urządzenie służące do jej miotania, zwane syfonem, tworzyło system rur, pomp, kotłów; mieszanka wyrzucana była na odległość pod wpływem powstającego na skutek spalania ciśnienia. Zarówno syfony/dysze, jak i samą substancję znacznie udoskonalił uciekinier z Damaszku Syryjczyk Kallinikos w połowie VII wieku. Wówczas zapewne w skład mieszanki włączono tlenek wapnia (wapno palone), który powodował zapłon w momencie zetknięcia z wodą (tzw. ogień bizantyjski). Ogień grecki/bizantyjski działał jak współczesny napalm, jego lepkość powodowała, że przywierał do powierzchni, nie dało się go także ugasić wodą; w zasadzie nie istniał żaden środek przeciwdziałający. Wielkie spustoszenie czynił we flotach przeciwników Bizancjum. Arabowie zostali dzięki niemu skutecznie odparci od murów Konstantynopola w początkach VIII wieku.
Michał Mackiewicz, pracownik naukowy Muzeum Wojska Polskiego