Te dwie grupy nigdy się z sobą nie zintegrowały. Separacja miała odbicie w dualizmie prawnym: jednych obowiązywało prawo wizygockie, drugich – rzymskie. Do 652 roku, gdy król Receswinta rozciągnął prawo wizygockie na całą ludność swego państwa, zabronione było też zawieranie małżeństw między zdobywcami a pokonanymi. Zromanizowani autochtoni przyjęli to wrogo, bo podlegając narzuconemu, cudzemu prawu, nie przestali być obywatelami drugiej kategorii.
Nie lepiej wyglądała sytuacja w sferze gospodarczej. Germanie, nazywający siebie ludźmi puszcz, nie byli w stanie utrzymać dziedzictwa rzymskiego. Opuszczone stały kopalnie metali, tak nęcące Wandalów i Swebów na początku V wieku. Skąd Wizygoci mieli metal? Jak byśmy dziś powiedzieli – z recyclingu. Z łupów i tego, co zostało. Nie potrafili utrzymać w przyzwoitym stanie dróg, mostów, kanałów irygacyjnych, jakie zostawili im Rzymianie, przez co zamarł m.in. transport kołowy. Wozy coraz częściej ustępowały miejsca mułom. Musa ibn Nusajr złapał się ponoć za głowę, gdy zobaczył zniszczony most w Kordobie i zapuszczone kanały. Arabowie mieli tu dużo roboty. Zapyta ktoś: a Izydor z Sewilli? Ten wielki erudyta był encyklopedystą, a nie wynalazcą. Kolekcjonował dorobek poprzednich pokoleń, ale sam nic nowego nie wymyślił.
Jakby tego było mało, jak dowodzi hiszpański historyk Ignacio Olagüe Videla, od III wieku Półwysep Iberyjski doświadczał poważnych zmian klimatycznych, które osiągnęły apogeum właśnie w przeddzień inwazji arabsko-berberyjskiej. Klimat stawał się coraz bardziej suchy i gorący, a z nim przyszły klęski nieurodzaju i głodu. To nie było dobre miejsce nie tylko dla ludzi puszcz, ale nawet dla Berberów. Wielka susza i głód w 750 roku zmusiły osiedlonych w Galicji górali z Atlasu do opuszczenia Półwyspu Iberyjskiego. W tych warunkach najlepiej czuli się synowie pustyni – Arabowie, którzy przyswoili sobie wspaniałe techniki irygacyjne starożytnego Wschodu.