Królewska duma

Bywa tak w historii, że klęska wojenna i polityczna staje się impulsem reformy i zaczynem przyszłej potęgi. Podczas nieszczęśliwej dla Francji, prowadzącej do utraty Kanady, wojny siedmioletniej, oficerowie marynarki królewskiej (zwanej La Royale) z zawiścią obserwowali działania skoncentrowanej i dobrze dowodzonej Royal Navy.

Aktualizacja: 15.05.2008 20:14 Publikacja: 14.05.2008 13:15

Portret Louisa-Antoine’a de Bougainville’a (staloryt)

Portret Louisa-Antoine’a de Bougainville’a (staloryt)

Foto: bridgeman art library

Anglicy zdołali odciąć od metropolii zarówno walczące w Quebecu wojska Montcalma jak siły działające w Indiach. Nadto udało im się zorganizować w północnych Niemczech desant korpusu ekspedycyjnego, który pobił armię francuską.

Paryska refleksja nad klęską prowadziła do wniosku, że silna demograficznie Francja (zwana Chinami Europy) musi skutecznie walczyć z Prusami na lądzie, z Anglią zaś na morzu. W początkach lat 70. XVIII wieku Francuzi przeszli prawdziwą „rewolucję wojskową”, a budżet floty przekroczył wydatki na wojska lądowe.

Ten ogromny wysiłek pozwoli Francji prowadzić operacje na kilku kontynentach i wesprzeć skutecznie bunt amerykańskich kolonistów, a jego ukoronowaniem będzie przewiezienie do Ameryki (w 1781 roku) korpusu generała Rochambeau. Resztki tej floty powiozą jeszcze Bonapartego do Egiptu, choć z zapuszczonych w czasach Republiki okrętów (duża część przywiązanych do króla oficerów marynarki wyemigrowała) trzeba będzie, w obawie przed zatonięciem, zrzucać do morza działa. Ten pełen chwały rozdział dziejów francuskiej marynarki zakończy pod Abukirem i Trafalgarem Horatio Nelson.

Zapowiedzią nowych nurtów w myśleniu o morskiej roli Francji był rejs dookoła świata podjęty przez weterana wojny siedmioletniej Louisa-Antoine’a de Bougainville’a, założyciela kolonii na Falklandach-Malwinach. Do wypływającej w listopadzie 1766 roku z Nantes fregaty „La Boudeuse” (Nadąsana) dołączy „l’Étoile” (Gwiazda) i choć zatrzymają je formalności związane z oddaniem Falklandów Hiszpanom, 15 listopada 1767 roku obie ruszą ku Cieśninie Magellana.

W tamtych czasach przebycie tej drogi zabierało 52 dni.

Wyjąwszy drugą wyprawę służącego Rosji Duńczyka Vitusa Beringa (1741), francuska ekspedycja była pierwszym świadomym przedsięwzięciem badawczym w takiej skali. Jej sukces zależał od zaprzyjaźnionego z Wolterem i Bougainvillem przyrodnika Philiberta Commersona (który przemycił na okręt kochankę w... męskim stroju), eksperymentującego z pomiarami astronoma Pierre-Antoine’a Vérona (określi szerokość Oceanu Spokojnego pod- czas zachodu lipcowego słońca w 1768 roku) oraz kartografa i rysownika Charles’a Routiera de Romainville’a. Droga wiodła przez archipelag Tuamotu do odkrytej po raz trzeci Tahiti, gdzie Francuzów (2 kwietnia 1768 roku) życzliwie przyjęli tubylcy.

Kolejne etapy to Wyspy Samoa oraz Nowe Hebrydy, nazwane przez Bougainville’a Wielkimi Cykladami. Szczęśliwe przebycie Cieśniny Torresa i dotarcie do Wysp Salomona (początek lipca 1768 roku), do których Europejczyk nie zawinął od dwóch wieków, nie oznaczało jeszcze sukcesu. Zachwyt nad pięknem przyrody nie równoważył chorób załogi, głodu oraz ataków wrogich tubylców. Dopiero na Molukach Holendrzy poratowali nieszczęsnych żeglarzy. Postój w Batavii był ostatnim przed osiągnięciem Mauritiusa (Francuzi zwali go wówczas Ile de France), gdzie wysiadł Commerson z ubraną już w suknię Jeanne Barret oraz Véron i Romainville. Kolejne cztery lata życia przyrodnik spędzi na opisywaniu roślin zebranych na wyspie oraz na Madagaskarze i wyspie Reunion. Przybyłe po latach do Paryża efekty badań wzbogacą herbaria o 37 nowych gatunków.

Sam Bougainville wrócił (przez Zielony Przylądek) do Saint-Malo 15 marca 1769 roku. Wprawdzie nie miał sensacyjnych wieści o nowych lądach, lecz mógł się pochwalić znaczącym materiałem dla badaczy. Podczas wyprawy zginęło ledwie dziewięciu członków załogi – w owych czasach były to straty wyjątkowo niskie. Imieniem podróżnika nazwano największą wyspę archipelagu Salomona, cieśninę w archipelagu Nowe Hebrydy, a przyjaźń z Commersonem zaowo- cowała nazwą kwiecisto-różowej bougenvilli (Bougainvillea).

Przyroda Tahiti oczarowała Francuzów, oni zaś zachwycili młodego tubylca – Aoturu (ponoć syna jednego z wodzów), który wyprosił u kapitana przyjęcie na „La Boudeuse”. Przybycie Tahitańczyka do Europy stało się sensacją: był pierwszym człowiekiem Pacyfiku na Starym Kontynencie. Relacje podróżników zapoczątkują mit polinezyjskich „vahiné” (w XIX wieku odrodzą go obrazy Gauguina) i tamtejszej krainy szczęśliwości. Umocnią też bliski Rousseau mit ukształtowanego wyłącznie przez naturę człowieka nieskalanej czystości i niewinności. Pewnie i dziś znajdą się Europejczycy skłonni uwierzyć, że biblijny grzech pierworodny ominął Tahiti...

Dodajmy, że sam Bougainville szybko otrząsnął się z wiary we wrodzoną dobroć „dzikich”, a opowieści Aoturu przekonały go, że obyczaje jego ludu nie ustępują okrucieństwem temu, co poznał w czasie „wojen białego człowieka”.

Znamy też zmagania marynarzy w walce ze szkorbutem i ich odkrycia: kapustę kiszoną oraz zastosowaną nieco później (choć chętniej!) – mieszankę soku cytrynowego z... brandy. Mimo masowego spożycia cytryn szkorbut będzie prześladować załogi brytyjskich okrętów jeszcze podczas wojny krymskiej (1854 – 1856). Równie dramatyczny w skutkach był dotkliwy podczas długich wypraw brak wody pitnej. „La Boudeuse” zabrała na pokład niemal półmetrowy aparat destylacyjny (ze względu na dziwaczną formę zwany cucurbite – cukinia), zbudowany przez lekarza marynarki, Pierre’a Poissoniera. Korzystano zeń podczas dłuższych międzylądowań na Pacyfiku, jednak aparat zżerał tak dużo cennego drewna opałowego, że dalsze próby zarzucono.

Przykład Bougainville’a zachęcił nowych kandydatów na odkrywców. Nad Francuzami zawisło jednak fatum: żeglujący z Indii Jean-Franćois de Surville utonął przy próbie dobicia łodzią do wybrzeża Peru, a Nicolasa Mariona-Dufresne’a zjedli nowozelandzcy Maorysi, oburzeni brakiem szacunku dla ich totemów.

Do innego gatunku zaliczyć możemy dramat bretońskiego kapitana Yves’a Josepha de Kerguelen-Trémareca. Wywalczona przezeń w Wersalu wyprawa w poszukiwaniu mitycznego Lądu Południowego, rozpoczęta z Mauritiusa 15 stycznia 1772 roku, po miesiącu żeglugi dotarła do położonej na południu kamienistej wysepki (ochrzczonej Ile de Fortune – Wyspą Szczęścia). Zmuszony do odwrotu chorobami załogi Kerguelen uznał ją za zapowiedź lądu, a raport złożony gubernatorowi Mauritiusa opisywał niegościnną wyspę jako żyzną krainę. Powrót do Brestu zamienił się w triumf, a żądna sukcesu Francja obsypała zaszczytami zmyślającego nawet przed królem żeglarza. Również za kanałem odkrycie robiło wrażenie, skoro brytyjska prasa donosiła iż „w stolicy Francji nie mówi się o niczym innym, jak tylko o Lądzie Południowym odkrytym przez pana de Kerguelena. Kraj ten ma być gęsto zaludniony, jego mieszkańcy kochający sztuki i cywilizowani. Według pana de Kerguelena będzie rzeczą łatwą i wysoce zyskowną nawiązanie kontaktów handlowych z tym lądem”.

Do wyprzedzenia Anglików w wyścigu do Lądu Południowego i jego kolonizacji pod znakiem burbońskich lilii niezbędna była kolejna wyprawa, jednak powolność biurokracji pozwoliła rozpocząć ją dopiero w marcu 1774 roku. Z Brestu wypłynęły dwa okręty: „Roland” i „l’Oiseau” (Ptak). Również i tej wyprawie towarzyszyła grupa naukowców, niecierpliwie oczekujących lądowania na owej ziemi obiecanej. Fatum (i szkorbut) nie opuszczało jednak Francuzów: nieopodal Przylądka Dobrej Nadziei na dno poszedł „Roland”. Mimo dotarcia do tego, co miało być Lądem Południowym, pogoda uniemożliwiła lądowanie i jedynie kapitan „l’Oiseau” zdołał umieścić na nim butelkę z wieścią o odkryciu. Znajdzie ją dwa lata później James Cook.

Drugi powrót nie był już triumfalny. Śmierć 30 ludzi rozwiązała języki ocalałym i Kerguelen nie zdołał stłumić zarzutów, że wspaniały Ląd Południowy to jedynie archipelag kilku skalistych i nieurodzajnych wysp. Odwet na nieszczęsnym kapitanie mierzyć trzeba miarą zawiedzionych nadziei: czekał go proces przed królewskim trybunałem (i sześć lat twierdzy, z których przesiedzi trzy), degradacja i pozbawienie zaszczytów. Chęć do odkryć nie minie mu jednak nawet po podjęciu kariery korsarza walczącego na francuskim statku za wolność amerykańskich kolonii. Przygotowania do podróży dookoła świata przerwie angielska niewola. Kerguelena pocieszy dopiero dokonana za Republiki rehabilitacja (jako ofiary burbońskiej tyranii) i przywrócenie stopnia. Powierzono mu dowództwo wyprawy do Indii: na jego nieszczęście, ekspedycja nie doszła do skutku, a on sam umarł w Breście jako kontradmirał Republiki.

Dziś kapitana fantastę przypomina tylko, pochodząca od bretońskiego nazwiska, nazwa „jego” wysp. Chodzący po nich w 1776 r. angielski odkrywca James Cook lepiej zrozumiał ich miejsce na globusie, nazywając je Desolation Islands – Zapomnianymi Wyspami. Po „wpadce” Kerguelena francusko-angielski wyścig do Lądu Południowego (Cook opisze go słusznie jako „ziemię mało zaludnioną i stosunkowo mało pociągającą”) oraz do przejścia z Pacyfiku na Atlantyk zdawał się mieć już tylko jednego zawodnika. Był nim niespożyty Anglik.

1 października 1780 roku okręty „Discovery” i „Resolution” przywiozły wprawdzie do Anglii wieść o śmierci Cooka pod ciosami haitańskich pałek, ale też dalsze bezcenne informacje o odległych morzach i lądach. Przez 11 lat żeglowania Cook wniósł do wiedzy o geografii Pacyfiku więcej niż wszyscy poprzednicy razem. Najcenniejszym spadkiem po jego trzech wyprawach były dokładne mapy oraz odkrycia przyrodnicze i etnograficzne. Jednak było jeszcze co odkrywać, a wiele wcześniejszych obserwacji i map wymagało badań i potwierdzenia. Zadanie to przypadło w udziale nie synowi Albionu, ale urodzonemu daleko od morza Francuzowi Jeanowi-Francois de Galaupowi, późniejszemu hrabiemu de La Pérouse.

Urodził się on w 1740 roku w zamożnej rodzinie urzędniczej i prawniczej, od wieków budującej pozycję i majątek w słynącym z gotyckiej architektury i średniowiecznych herezji Albi. Rodzina de Galaup nie miała bliższych związków z morzem, ale za radą zaprzyjaźnionego oficera marynarki 15-letni Jean-Francois zamienił jezuickie kolegium na marynarską szkołę w Breście, gdzie zgłębiał podstawy matematyki, astronomii oraz nawigacji, chłonąc też wiedzę o konstrukcji okrętów i zawodzie marynarza.

Tocząca się w latach 1756 – 1763 na trzech kontynentach i morzach wojna między Francją a Anglią sprawiła, że nauka przyszłego żeglarza przerywana była okresową służbą na okrętach pływających pod znakiem złotych lilii. Odznaczył się w walce z Anglikami na Antylach, a zwłaszcza wspaniałym dowodzeniem w Zatoce Hudsona (1782) i zdobyciem Fort Prince of Wales.

Pochylony nad wielką mapą Pacyfiku Ludwik XVI oddawał się marzeniom o wielkości. Pragnął odebrać Anglii monopol na odkrycia nowych lądów, i tak już osłabiony po śmierci Cooka. Co prawda na mapach szybko przybywało odkrytych lądów, ale wciąż pozostawała ogromna biała plama, ciągnąca się od Filipin po Kamczatkę. Do tego w pobliżu Australii nie brakowało wysp pominiętych przez Bougainville’a, którego głód zmusił do przeprowadzenia pobieżnych tylko badań.

Zagadką pozostawała też możliwość przepłynięcia na Pacyfik bez opływania Ameryki Południowej; Cook nie zbadał wszak wybrzeży amerykańskich na południe od Cieśniny Nootka. Równą ciekawość budziły zagadki naukowe, nie bez znaczenia były też ewentualne korzyści materialne. Futra przewiezione z Ameryki Północnej na Makau mogły przynieść potężny dochód...

Słowem, Francja Ludwika XVI postanowiła dołączyć do wyścigu, przygotowując czteroletnią wyprawę prowadzącą od jej wybrzeży na Wyspy Kanaryjskie, przylądek Horn i Wyspę Wielkanocną. Stamtąd droga wiodła na północ – wzdłuż amerykańskiego wybrzeża okręty miały dotrzeć do Alaski, by znów zejść na południe przy brzegu Japonii oraz Chin i – zawinąwszy wcześniej na Filipiny – dotrzeć do Australii. Droga powrotna do ojczyzny wiodła przez Moluki, Ile de France i Przylądek Dobrej Nadziei.

Król zażądał listy oficerów zdolnych poprowadzić tak prestiżową ekspedycję. Jego palec zatrzymał się przy nazwisku de La Pérouse... Na wyborze zaważył ponoć incydent z wojny amerykańskiej: gdy po wzięciu fortu York część poddającej się angielskiej załogi uszła w okoliczne lasy, La Pérouse nie tylko powstrzymał pościg, ale i dostarczył uciekinierom żywność i broń. Protestującemu otoczeniu rzec zaś miał: „gdyby król tu był, pochwaliłby moje postępowanie”.

Do wykonania królewskiej misji La Pérouse otrzymał dwie nowoczesne fregaty. „La Boussole”(Busola) i dowodzona przez przyjaciela dowódcy, Pierre’a Fleuriota de Langle, „Astrolabe” (Astrolabium) przypominały „Étoile” Bougainville’a: 36 metrów długości, dziewięć metrów szerokości. Podróż została starannie przygotowana, żywność obliczono na cztery lata żeglugi, zabrano też wszystko, co mogło obniżyć ryzyko szkorbutu. 1 sierpnia 1785 roku oba okręty opuściły Brest, wioząc na czteroletnią przygodę 226 śmiałków. Któż mógł przypuszczać, że do Francji powróci ledwie dwóch?

Przygotowanie naukowe tak prestiżowej wyprawy musiało być bez zarzutu. Na okrętach znalazło się pięć chronometrów, a astronomowie Lepaute d’Agelet i Louis Monge (brat słynnego matematyka Gasparda) mieli do dyspozycji przenośne obserwatorium oraz instrumenty wypożyczone z londyńskiej Board of Longitudes (Komisji Długości Geograficznej). Towarzystwo uzupełniał mineralog i lekarz Lamanon, przyrodnicy La Martiniere i ojciec Laurent Receveur oraz inżynierowie: Monneron i Bernizet. Trzech rysowników miało uwieczniać „stroje, pejzaże oraz generalnie wszystko to, czego często nie sposób opisać”. Na pokładzie znalazł się też syn konsula w Petersburgu – Lessepsa.

Po 96 dniach od wyruszenia z Brestu wyprawa dotarła do wybrzeży Ameryki Południowej. Wszystko szło znakomicie, a o duchu załogi świadczą wieczorne tańce zarządzone przez dowódcę. Po okrążeniu przylądka Horn 25 lutego okręty rzuciły kotwicę na redzie chilijskiego Concepcion, którego mieszkańcy przyjęli Francuzów bardzo życzliwie. Ci odwdzięczyli się balem i wypuszczeniem zachwycającego miejscowych papierowego balonu. Dalej droga wiodła do osiągniętej 8 kwietnia 1786 roku Wyspy Wielkanocnej, której ogromne, kamienne posągi zrobiły wrażenie na rysownikach, ale nie na żeglarzach. Inaczej niż mieszkańcy, których La Pérouse starannie opisał, próbując nawet zrozumieć zdumiewające jego ludzi złodziejstwo i stręczycielstwo.

Przypomnijmy, że kierował się charakterystycznymi dla epoki, pełnymi wiary w „szlachetnego dzikusa” królewskimi instrukcjami. Miał uprzedzić załogę, „by żyła w zgodzie z tubylcami [...] i zabronić pod groźbą najsurowszych kar użycia siły dla odebrania mieszkańcom tego, czego nie chcieliby oddać dobrowolnie [...], a także zająć się gorliwie i z zainteresowaniem wszystkim, co mogłoby poprawić ich byt, przekazując ich krajowi warzywa, owoce i rośliny pożyteczne w Europie oraz ucząc ich zasad siewu i uprawy. [...] Bronią posłużyć się może jedynie w skrajnej ostateczności, tylko dla obrony własnej i w sytuacji, gdzie brak stanowczości zagroziłby wprost powierzonemu mu bezpieczeństwu okrętów i życiu Francuzów. [...] Jego Królewska Mość uważałaby za najwspanialszy sukces zakończenie ekspedycji bez straty choćby jednego ludzkiego życia”.

Opuszczając wyspę, Francuzi wypełnili co do joty wolę monarchy, rozdając przywiezione z Chile nasiona roślin uprawnych i zwierzęta.

19 maja „La Boussole” i „L’Astrolabe” zakotwiczyły u nieznanej Anglikom wyspy Mowee. Obyczajem epoki (przypomnianym niedawno przy rosyjskiej próbie objęcia szelfu Arktyki) ekspedycja powinna objąć ją, tak jak wyspy sąsiednie, w posiadanie króla Francji. Jednak dowódca odżegnał się od ceremoniału, a to w imię dobra tubylców...

Płynąca teraz w stronę Alaski załoga była wciąż w doskonałym stanie (ani jednego chorego!). Szczęście odwróciło się jednak od niej w końcu czerwca, w okolicy Góry św. Eliasza. Co prawda Indianie sprzedali sporo futer, jednak nie udało się znaleźć spodziewanego przez La Pérouse’a przejścia do rejonu amerykańskich Wielkich Jezior. Do tego wiry spowodowane zderzeniem odpływu i przypływu zniszczyły dwie badające wybrzeże szalupy, topiąc 21 oficerów i marynarzy. Towarzysze uczcili ich pamięć pomnikiem, a miejsce nazwano Port-aux-Franćais.

W lipcu wyprawa podjęła ruch wzdłuż wybrzeży Ameryki, a wysłaną do Francji mapę dowódca mógł z dumą nazwać „z całą pewnością najdokładniejszą z dotąd sporządzonych”. Dwutygodniowy (12 – 24 września) postój w bliskim San Francisco hiszpańskim Monterrey, w którym rezydował gubernator Kalifornii, pozwolił La Pérouse’owi sporządzić raport o opłacalności handlu futrami oraz przesłać (wraz z mapą) dziennik, który trafi do niecierpliwych rąk Ludwika XVI w lutym 1787 roku.

Idąc śladem galeonów, które już dwa wieki wcześniej łączyły hiszpańskie posiadłości na Filipinach z Ameryką Północną, francuska wyprawa ruszyła ku chińskim wybrzeżom. 3 stycznia 1787 roku oba okręty stanęły na redzie portu Makau, gdzie La Pérouse wręczył kolejny opis podróży kapitanowi francuskiej fregaty; dotrze on do Wersalu w październiku.

Po niezbędnych naprawach i uzupełnieniu załóg nastąpił bogaty w obserwacje o życiu hiszpańskiej kolonii wypad do Manili, gdzie dotarła wieść o penetrującej chińskie morza eskadrze kontradmirała d’Entrecasteaux. 9 kwietnia „La Boussole” i „L’Astrolabe” ruszyły na eksplorację przybrzeżnych wód Chin i Japonii, „jedynej części globu, która umknęła niezmordowanej aktywności kapitana Cooka”. Po dwóch miesiącach La Pérouse mógł oglądać mapę tego regionu i skierować się ku brzegom Kraju Nadamurskiego, zwanego wciąż Tatarią. Od życzliwych mieszkańców Sachalinu Francuzi dowiedzieli się o 40-kilometrowej cieśninie oddzielającej rosyjską wyspę od japońskiego Hokkaido, a łączącej Morze Japońskie z Morzem Ochockim. Otrzyma ona później miano Cieśniny La Pérouse’a... W goszczącym gubernatora Kamczatki Pietropawłowsku dotarła do żeglarzy poczta z Francji (w tym nominacja dowódcy na wiceadmirała), tu też kończył podróż młody Lesseps, który wróci do Europy przez Syberię, ocaliwszy (co za szczęśliwy los!) mapy La Pérouse’a i... siebie samego. On i niejaki Mong, wysadzony na ląd z powodu choroby, byli jedynymi ocalałymi.

Trzeci rok ekspedycji wypełnić miały, według paryskich jeszcze planów, badania Oceanii, toteż w październiku 1787 roku Francuzi ruszyli z gościnnej Kamczatki na południe. Postój na poznanych już przez Bougainville’a wyspach Samoa z pewnością umiliły żeglarzom kobiety oferujące w zamian za paciorki owoce, kury i... siebie. Dowódca mógł tylko obserwować zbiorowy amok swych ludzi.

21 listopada, podczas wyprawy po wodę, nieoczekiwanie zaatakowali tubylcy. Pomny królewskich instrukcji Fleuriot de Langle zwlekał z otwarciem ognia („padł ofiarą swej dobroci” – napisze o przyjacielu zatroskany La Pérouse), co skończyło się masakrą Francuzów. Zginął de Lange, Lamanona i dziesięciu innych żeglarzy; ciężko ranny ojciec Receveur umarł po kilku tygodniach. Zatroskany o sprawiedliwość wobec nieświadomych wagi czynu „dzikich”, dowódca wyprawy poniechał zemsty, a w końcu stycznia uspokajał kolonistów znad australijskiego Botany Bay, przestraszonych wizją burbońskiej inwazji. Właśnie stamtąd 7 lutego 1788 roku wypłynął do Wersalu ostatni list francuskiego podróżnika.

Potwierdzał on program i harmonogram najbliższych badań: wyspy Tonga, Nowa Kaledonia, Santa-Cruz de Mendana, Wyspy Salomona, wybrzeża Nowej Gwinei i Australii... Wszystko zakończyć się miało grudniowym przybiciem do wybrzeży Mauritiusa, a stamtąd wszystkie (bezpieczne) szlaki prowadzić mogły do Francji. Nie poprowadziły... Fatum ciążące nad Francuzami nie dało szans „La Boussole” i „L’Astrolabe”, zatopionym na podwodnych rafach wyspy Vanikoro, należącej do archipelagu Santa-Cruz. To wiemy jednak dziś. Dla współczesnych obie fregaty po prostu zniknęły. I to na czterdzieści lat.

Już w 1791 roku Zgromadzenie Narodowe podjęło uchwałę o wysłaniu wyprawy mającej na celu „odszukanie pana de La Pérouse zgodnie z otrzymanymi dokumentami, instrukcjami i jednocześnie przeprowadzenie badań w zakresie wiedzy i handlu w taki sposób, by niezależnie od poszukiwań pana de La Pérouse i nawet po jego odszukaniu lub uzyskaniu wiadomości o nim wyprawa ta przyniosła korzyści i pożytek nawigacji, geografii, handlowi, sztuce i nauce”. Wysłana we wrześniu tego roku śladem La Pérouse’a ekspedycja kontradmirała d’Entrecasteaux nie natrafiła jednak na żaden ślad, a 20 lipca 1792 roku zmarł jej dowódca. Nie można więc było zaspokoić ciekawości (i wyrzutów sumienia) obalonego we wrześniu Ludwika XVI, który ponoć idąc na ścięcie, pytał jeszcze strażników o La Pérouse’a.

Ważnym śladem był pozostawiony w Australii dziennik pokładowy zabrany przez Anglików.

W 1827 roku irlandzki kapitan Peter Dillon rozpoznał u mieszkańca wyspy Tikopia srebrną rękojeść szpady, która mogła należeć do francuskiego oficera. Dowiedział się wówczas, że tak jak inne przedmioty pochodzi ona z sąsiedniej wyspy Vanikoro, której tajemnicy nie domyślił się odwiedzający ją d’Entrecasteaux. Nasłuchawszy się o katastrofie okrętu i zjedzeniu załogi przez tubylców oraz o próbach ratowania się drugiej, Dillon odnalazł resztki fregaty (nie mógł jednak określić której), w tym odlany w 1785 roku dzwon z gmerkiem ludwisarni z Brestu oraz kotwice. Przewiezienie tych żeglarskich relikwii do Francji zapewniło mu deszcz nagród ze strony Karola X, z Legią Honorową włącznie. Należąca do samego La Pérouse’a rękojeść szpady znajduje się dziś w paryskim Muzeum Marynarki.

Z odkryciami Dilliona rozminął się Jean-Sébastien-César Dumont d’Urville, zwany chartem mórz. 25 kwietnia 1826 roku ruszył on korwetą „Astrolabe” szukać śladów La Pérouse’a i zarazem badać Polinezję. Dopiero z przeczytanej na Tasmanii gazety dowiedział się o Dillonie, ale już nie o jego wizycie na Vanikoro. Badania przybrzeżnych wód fatalnej wyspy (luty 1828 roku) pozwoliły podnieść z dna jedno działo i kotwicę. Miejsce katastrofy Dumont upamiętnił prowizorycznym pomnikiem.

O ile dzieło naukowe jego wyprawy było imponujące (doskonałe mapy, sukcesy w odróżnieniu ludów polinezyjskich i melanezyjskich oraz ich języków, 1600 roślin i 900 próbek skalnych), o tyle wtórne wobec sukcesu Dillona efekty „sprawy La Pérouse’a” mocno rozczarowały Dumonta. Pocieszyć go mogły jedynie nowe wyprawy, zakończone w 1840 roku awansem na kontradmirała i odkryciem lądu, nazwanego na cześć żony Ziemią Adeli. Los nie pozwolił żeglarzowi, który trzykrotnie opłynął świat, umrzeć we własnym łóżku. Fatum ciążące nad francuskimi odkrywcami zadziałało znów 8 maja 1842 roku, czyniąc z podróżnika, jego ukochanej Adeli oraz ich syna ofiary jednej z pierwszych francuskich katastrof kolejowych.

Badania na Vanikoro wznowiono w latach 50. ubiegłego wieku, a płetwonurkowie wyłowili w 1959 roku... przywiezionego z Kamczatki rosyjskiego rubla. Kolejne badania potwierdziły opowieści tubylców o ocaleniu części rozbitków. W 1999 roku archeolodzy odnaleźli resztki ceramiki i ślady obozowiska dla pięćdziesiątki rozbitków używających przedmiotów niezamoczonych w morzu. Pięć lat temu nurkowie wydobyli szkielet trzydziestoletniego Europejczyka... Długo nie udało się jednak zidentyfikować wraków fregat. Dopiero w 2005 roku 130-osobowa ekipa (z lekarzem anatomopatologiem, geofizykiem, lingwistą oraz archeologami), działająca z transportowca wojskowego „Jacques Cartier” i za pomocą podwodnego robota, zdołała wydobyć ponad 400 przedmiotów, w tym działo z „L’Astrolabe”. Decydujące okazało się odnalezienie sekstantu z nazwiskiem Merciera. Wiadomo bowiem, że jedyny taki instrument (była to testowana nowość) płynął na „La Boussole”, a pedantyczna ręka dopisała w inwentarzu: „wykonany przez sieur Merciera”. Rychło potem odnaleziony został kwadrant astronoma z „La Boussole” Lepaute’a d’Angleta.

Co w ekipie robił lingwista? W języku miejscowych zachowało się np. słowo „Kassulé”, sugerujące pochodzenie od francuskiej potrawy cassoulet, a zachowany w legendzie szef Francuzów nazywać się miał Pilo, co może dowodzić ocalenia pilota. Wedle lokalnej tradycji rozbitkowie opuścili wyspę na łodziach, pozostawiwszy dwóch niezdolnych do drogi towarzyszy. Grób ostatniego Europejczyka (zmarł ok. 1800 roku) został pochłonięty przez zarośla i nie sposób go odnaleźć.

Andrzej Nieuważny, historyk z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku

Historia
Krzysztof Kowalski: Heroizm zdegradowany
Historia
Cel nadrzędny: przetrwanie narodu
Historia
Zaprzeczał zbrodniom nazistów. Prokurator skierował akt oskarżenia
Historia
Krzysztof Kowalski: Kurz igrzysk paraolimpijskich opadł. Jak w przeszłości traktowano osoby niepełnosprawne
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Historia
Kim byli pierwsi polscy partyzanci?
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska