Tom okazał się bogaty nie tylko tekstem czy litografiami. Jego cztery ostatnie (białe) strony wypełniają bowiem zapiski właściciela, Cypriana Pomaskiego, który w 1866 r. utrwalił wspomnienia swego przyjaciela, byłego oficera Legionów – Karpińskiego. Wśród uwag o ludziach i rzeczach jest i ta:
„Notkiewicz rzeczywiście nazywał się Notkie, a zapewne zdrobniale – Nuta i był wyznania mojżeszowego. Za odznaczenie w boju dostąpił stopnia officerskiego. Skromny, a przy tem oszczędny, często brany był na fundusz i wyzywany przez officerów na pojedynek, który zwykle kończył się poczęstunkiem z kieszeni Notkiewicza. Sprzykrzyło mu się to nareszcie. Wyzwany za jakąś bagatelną sprzeczkę przez kolegę, odpowiedział śmiało: „No kiedy chcesz, to ci i stanę”. Pojedynek miał się odbyć na pałasze. Karpiński sekundował Notkiewiczowi. Przyszło wreszcie do rozprawy. Przeciwnik wyzywający, twardo nacierany, począł ustępować tyłem coraz prędszym krokiem. Wówczas Notkiewicz zawołał: „No co ty sobie myślisz? Czy ja mam pocztę najmować, by za tobą gonić?”. Śmiech ogólny zakończył pojedynek, a wesoła biesiada – tą razą kosztem wyzywającego wyprawiona, długo w noc się przeciągnęła. Odtąd Notkiewicz wolny był od żarcików, bo poznano, że nie da sobie w kaszę dmuchać.
Notkiewicz rzeczywiście nazywał się Notkie, a zapewne zdrobniale – Nuta i był wyznania mojżeszowego. Za odznaczenie w boju dostąpił stopnia oficerskiego
Nie pamiętam, w jakim mieście we Włoszech, zdaje mi się w Mediolanie, w czasie parady niedzielnej jakiś Żyd starowina z sakwami przewieszonymi przez plecy podchodzi, gdzie generał Dąbrowski stał ze świtą i przemawia: „Z przeproszeniem WW Państwo, jestem z Polski”. Ucieszeni, że na obcej ziemi spotykają rodaka i mowę polską słyszą, mile go witają i pytają – co tu robi? „No przecież ja tu mam syna przy wojsku, Notkie”. Natychmiast wołają Notkiewicza, który ze łzami całował ręce Ojcowskie. Generał Dąbrowski na przyjęcie rodaka wyprawił świetną ucztę i sprosił wszystkich officerów. Podczas obiadu gość na pierwszym miejscu był posadzony – opowiadał wiadomości o Ojczyźnie, jak je widział i pojmował. W końcu generał Dąbrowski zaproponował składkę na wygodniejszy powrót do kraju starego Notki i ten za chwilę miał kilka tysięcy złotych w swoich sakwach”.
W tym, zapewne upiększonym, wspomnieniu (tysiące złotych w legionowych kieszeniach!) uderza braterski stosunek do oficera – Izraelity (jednak – tak jak Berek – prowokowanego często przez kolegów) oraz przyjęcie ojca przez legionistów jako rodaka. Dziesiątki lat dzielące wypadki od zapisanej już po powstaniu styczniowym opowieści weterana zrobiły swoje.Czy opowieści te mijają się jednak z prawdą? Nie, Notkiewicz istniał naprawdę. Według dokumentów Maciej (franc. Mathieu), syn Szymona i Marii-Anny, urodził się w 1776 r. w Warszawie. Tak jak Berek, w 1798 r. wstąpił jako podporucznik do Legionów, a kapitanem został już w stacjonującej na Śląsku Legii Polsko-Włoskiej (lato 1807 r.). Kawalerem Legii Honorowej zaś w grudniu 1809 r., służąc w Hiszpanii pod Chłopickim wraz z wyłonioną z poprzedniej formacji Legią Nadwiślańską. Gdy po upadku Napoleona potwierdzi swe zasługi, przeliczając odpowiednio kampanie, wpisze w stan służby 31 lat (efektywnie 14), cztery miesiące i 20 dni.