No już naprawdę pisać hadko o kolejnej klęsce nieroztropnego rycerstwa, choć w tym wypadku należy pisać raczej o nieroztropnym rycerzu, bo przecież książę Burgundii Karol Śmiały był rycerzem całą gębą (skądinąd niezbyt sympatyczną). Aleksander Socha, autor kompetentnego szkicu na dalszych stronach, woli go zresztą nazywać Zuchwałym. Ja bym – felietoniście wolno więcej – poszedł dalej. Dla mnie był to Karol Narwany czy zgoła Postrzelony.
Co mógł, poprzegrywał, głównie na skutek braku umiejętności posługiwania się rozumem w materiach wojskowych. Zresztą jako władca potężnej domeny burgundzkiej okazał się równie beznadziejny – jego wielki a przemyślny rywal, król Francji Ludwik XI (nie bez racji zwany Pająkiem), kiwał go, jak chciał, mimo że długo miał o wiele mniejsze możliwości militarno--gospodarcze. Po śmierci Karola z przyjemnością zagarnął jego piękne władztwo, znów awansując Francję do rangi europejskiej potęgi. Karol znalazł śmierć zgodnie z upodobaniem: w roku 1477 na krwawym polu pod Nancy Szwajcarzy zrobili placek z jego dumnej armii. I był to już placek trzeci – po Grandson i Murten.
Można podziwiać Karolową niechęć do nauki, jednakże obiektywnie trzeba przyznać, że przeciwnik był bardzo mocny, a w potrzebie wprost straszny. Zbrojna w piki, halabardy, jakieś straszne młoty lucerneńskie i broń palną armia Starych Kantonów szła w bój nieulękle, otrąbiana ponurym rykiem bojowych rogów, z których najsłynniejsze – „byk” i „krowa” – jasno deklarowały ulubione zajęcia ich właścicieli. Tu sąsiad wspierał w walce sąsiada, lecz gdy któryś zachwiał się w boju, ziomkowie zabijali go bez żadnego ale. Jeńcom z zasady nie dawano pardonu, wybijając wszystkich w pień – może na halach było dość pasterzy? Aby zwalczyć wojsko owiane takim duchem, trzeba było pójść do głowy po jakiś dobry pomysł taktyczny. Ale, pardon, gdzie miał pójść książę Karol? Niestety, szedł do swojej.
Dobrych kilkadziesiąt lat trwała dominacja Szwajcarów na krwawych polach, niekoniecznie leżących w ich dzisiejszych „granicach etnicznych”. Nancy to stolica Lotaryngii, a Marignano leży niedaleko Mediolanu.
Tam w 1515 roku armaty króla Francji Franciszka I w krwawej masakrze zmiażdżyły dzielną armię ziomali (mówiąc po młodzieżowemu).