W okresie nowych masowych ruchów migracyjnych ponownie bardzo ważną rolę w życiu polsko-żydowskim odegrali repatrianci z ZSRR. Pojedyncze osoby pojawiały się w kraju już w 1955 r. Łącznie do 1959 r. przyjechało ich 18 743. Większość repatriantów traktowała Polskę jako kraj etapowy, bardzo szybko podejmując starania o emigrację do Izraela. Dla około 13 tys. zabiegi emigracyjne zakończyły się powodzeniem jeszcze przed końcem dekady lat 50.
Dziennikarze prowadzący za granicą wywiady z emigrantami informowali, że ich rozmówcy najczęściej jako powód wyjazdu podawali przejawy antysemityzmu w Polsce. Upowszechniło się przekonanie, że władzom PRL zależy na wyjeździe Żydów i dlatego toleruje antysemitów w szeregach PZPR i nie podejmuje energicznych działań w celu zapobieżenia aktywności chuliganów atakujących Żydów w miejscach publicznych (np. na Dolnym Śląsku i w Szczecinie) czy niszczących ich mienie. W istocie bardziej zdecydowanie władze wystąpiły dopiero po uporaniu się z problemami uznanymi za poważniejsze. Na „ulicy żydowskiej” uważano, że tzw. kompresja etatów, w wyniku której dotychczasowe miejsca pracy utraciły tysiące osób, jest wykorzystywana do zwalniania Żydów. Miejscami tak było. Ale usuwano też osoby niekompetentne. Gorycz rozstania ze statusem „białego kołnierzyka” przeżyło wówczas wiele tysięcy innych współobywateli.
Przyczyn exodusu z PRL było oczywiście więcej. Korespondenci zagraniczni wspominali o bezrobociu, niskich pensjach, pragnieniu swobodnego realizowania aspiracji indywidualnych, rozczarowaniu sowieckim modelem realnego socjalizmu. Do wyjazdu wzywali krewni żyjący w Izraelu i na Zachodzie. Zachęcali do tego pracownicy instytucji żydowskich, przede wszystkim syjonistycznych, ale na pomoc instytucjonalną mogli liczyć i ci, którzy marzyli o życiu w Stanach Zjednoczonych bądź w innym kraju poza żelazną kurtyną.