Reklama

Czas zatrzymał się na dziedzińcu UW

Okres był to dość dziwaczny. Terror lat bierutowskich ustał, to fakt, ale Gomułka nadal kazał inwigilować oraz szykanować niepokornych i o „niewłaściwych” życiorysach, walczyć z Kościołem, ograniczać prywatną przedsiębiorczość, tłumić krytykę i w ogóle wolną myśl.

Publikacja: 13.10.2008 10:46

Ludzie zarabiali mało, żyli w ciasnych klitkach, borykali się z niewyobrażalnymi dziś problemami, jak – dajmy na to – brak schabu lub wołowego z kością.

Przyczyn tej biedy i zacofania, o których kresie przestawali marzyć, upatrywali w grabieży ze strony Sowietów, w fatalnym ustroju i w wyjątkowej głupocie komunistycznych zarządców PRL, z I sekretarzem KC PZPR na czele. Było to, jak pamiętam, mniemanie powszechne, panujące zarówno wśród inteligencji (zwłaszcza o przedwojennym rodowodzie), jak i wśród ludzi prostych. Tyle że humor rodaków nie opuszczał, a młodzież miała już płyty Beatlesów oraz rodzimy rock’n’roll. Czy idea „socjalizmu z ludzką twarzą” – wysuwana przez tak zwanych przez władze „rewizjonistów” – byłaby nośna, nawet gdyby w ogóle docierała do szerszych kręgów społeczeństwa? Można wątpić.

Weźmy na przykład Polaków, których wiara i odwieczna tradycja wiązała z katolicyzmem, a świeża jeszcze pamięć – z mitem Komendanta, Rzecząpospolitą międzywojenną i z Armią Krajową. Takich było wielu, a dzieci przejmowały ich wzorce. To dzięki nim, ośmielam się twierdzić, trwała głównie narodowa tożsamość. Dla nich doktrynalne spory w łonie partii komunistycznej oznaczały rozgrywki w ramach jednej, za przeproszeniem, bandy. Moczarowskie hasła rozprawy z „syjonizmem” w aparacie partii i państwa tak też traktowano, a syndrom „żydokomuny”, panujący od czasów wojny z bolszewikami, zdawał się nadal sporo wyjaśniać.

Tak ówczesne położenie pamiętam i może taki wstęp – przypomnienie przyda się przed lekturą naukowych ustaleń.

Właściwe oblicze towarzysze Moczara ukazali, kiedy rozpętali nagonkę na dobre. Pamiętam tę gębę oprawcy o ubeckim rodowodzie i z czarnosecinnym światopoglądem. Ów rodzaj antysemityzmu najbardziej prymitywnego i odpychającego. Widać i słychać go było zarówno podczas żenujących masówek, jak i w spotkaniach oko w oko. Pierwszy raz ujrzałem to 8 marca 1968 roku na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego, kiedy do mnie i przyjaciela podbiegł rozjuszony ormowiec. Miałem włosy jasne, przyjaciel – ciemne. Ponury osobnik zatrzymał się na chwilę, popatrzył, w ślepiach błysnęło coś na kształt myśli i... No i zgadnij drogi czytelniku, kogo z całej siły kopnął?

Reklama
Reklama

Przyjaciel przyjechał niedawno w odwiedziny z Kopenhagi. Ożywiony wypytywał, czy w czytelni na Koszykowej zmieniono zielone lampy, czy Legia wygrała z Górnikiem, czy koleżanki z nowego rocznika znów zakochały się w znanym mediewiście. Jakby wtedy na dziedzińcu UW zatrzymał się chronometr mierzący upływ prawdziwego czasu.

Historia
Artefakty z Auschwitz znów na aukcji w Niemczech. Polski rząd tym razem nie reaguje
Historia
Julia Boyd: Po wojnie nikt nie zapytał Niemców: „Co wyście sobie myśleli?”
Historia
W Kijowie upamiętniono Jerzego Giedroycia
Historia
Pamiątki Pierwszego Narodu wracają do Kanady. Papież Leon XIV zakończył podróż Franciszka
Historia
Wielkie Muzeum Egipskie otwarte dla zwiedzających. Po 20 latach budowy
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama