Specyficznie żydowskie poczucie humoru i jego ludowe tradycje, dobrotliwy sarkazm, będący często „śmiechem przez łzy”, ostrość widzenia aktualnych spraw życia codziennego i problemów społeczno-politycznych, wycisnęło piętno na żydowskiej prasie humorystycznej, której w międzywojniu ukazywało się co najmniej 80 tytułów, z tym że wiele miało charakter efemeryd. Przyczyną braku ustabilizowanego, ukazującego się dłuższy czas periodyku humorystycznego, była trudna do pokonania konkurencja kilku wielkich dzienników (m.in. „Hajnt”, „Moment”), prowadzących raz w tygodniu, w numerze piątkowo-sobotnim, całostronicową kolumnę humoru.
Jednym z tygodników humorystycznych, który przetrwał dłużej, był tygodnik poświęcony żartom, humorowi i satyrze – „Der Blofer” („Blagier”, 1926 – 1930) redagowany przez dziennikarza znanego z publicystyki satyrycznej Pinchasa Kaca. Winietę tytułową nad nazwą pisma zdobił napis: „Blagierzy wszystkich krajów – łączcie się!”. Swego rodzaju osobliwą „deklaracją ideową” tygodnika była opublikowana w jego 1. numerze odezwa, w której m.in. czytamy: „W czasach, kiedy cały świat blaguje bez litości, kiedy blagować, blagować nade wszystko – stało się hasłem połowy ludzkości [...] kiedy kłamstwo stało się sprawą honoru, kiedy kompromitacją jest być porządnym człowiekiem [...] w takich czasach ukazuje się dla was „Der Blofer” [...] jest to jedyny otwarty, szczery niezamaskowany blagier [...] nie każe siebie nazywać «Cadykiem», «Sprawiedliwym» [...] nie będzie się zajmować «ratowaniem ludzkości». Naszym zadaniem będzie przepędzenie beznadziejności [...] ciężkiego nastroju świata nudziarzy, wazeliniarzy, uczonych w Talmudzie...”
Chociaż nie brak było w „Bloferze” taniej kpiny, natury obyczajowej czy moralnej, czasami nawet otwartej erotyki, to jednak poważne miejsce zajmuje satyra polityczna – aktualna, ostra, osadzona w realiach życia tych lat, przede wszystkim sytuacji Żydów, ale także adekwatna do sytuacji w kraju, również społecznej, politycznej i obyczajowej, zjadliwa, wyraźnie aluzyjna. Redaktor nawiązywał do tradycyjnego żydowskiego poczucia humoru, parafrazując anegdoty na swój oryginalny sposób. Można to zauważyć w różnych działach, jak np. „Z żydowskiego skarbca humoru”, „W cukierni” (np.: – Co to za jegomość? – Działacz społeczny. – A ten drugi? – Także złodziejaszek. [...] – Ten to zdaje się recenzent teatralny, ale kto to jest ten obok? – To także obrzydliwiec [paskudniak]).
W latach wielkiego kryzysu, bankructw itd. można było znaleźć „ogłoszenie”: „Wczoraj w tramwaju linii nr 4 ukradziono mi portfel. Były w nim weksle płatne za tydzień na sumę 10 tysięcy złotych oraz 10 złotych gotówką. Szanownego pana złodzieja uprzejmie proszę o zwrot tych 10 złotych. Weksle może pan sobie zatrzymać. Dyskrecja zapewniona”. Dostawało się różnym instytucjom, także rządowym, kasie chorych, lekarzom (np. stażysta pyta profesora: „Co zrobić, jeżeli koniecznie trzeba u chorego wywołać poty?”. Profesor: „No ja po prostu mówię mu, ile ma mi zapłacić za wizytę”).
Sporo miejsca zajmowała satyra na antysemitów spod znaku endecji. Kiedy ukazała się w prasie wzmianka o pobiciu Adolfa Nowaczyńskiego, „Blofer” to skwitował rysunkiem z podpisem: „Tak, tak panie Nowaczyński, pana poturbowali pana właśni czytelnicy, myśląc po ciemku, że pan jest Żydem”.Były też „nekrologi” w rodzaju: „Sklep zamknięty z powodu śmierci ostatniego klienta”. W rubryce „Co kto mówi?”: „[...] Niemiec: – Praca czyni życie słodkim. Rosjanin: – Wolniej jedziesz, dalej zajedziesz. Polak: Pieniędzy nie mam, ale honor mam. Żyd: – Niech Pan Bóg da nam długie lata – curesów (zmartwień) nie zabraknie”.