Pochwała szczeciny

Któryś z francuskich sztabowców wybełkotał w osłupieniu: – Boże, odsłaniają nam flankę... I tak ruszyła maszyna „cudu na Marną”. A że to był cud, rzecz pewna

Publikacja: 12.12.2008 07:37

Bitwa nad Marną – epizod w Courtacon. Litografia francuska z 1916 roku

Bitwa nad Marną – epizod w Courtacon. Litografia francuska z 1916 roku

Foto: AKG/East News

Cud to był jak się patrzy, cud duchowy, bo pisze się często (ja pamiętam to z pięknej książki Meysztowicza), że znów rozbłysło „elan vital”, cokolwiek tajemnicza siła ducha, która od dawna miała napędzać naród francuski, a zwłaszcza szeregi dzielnych poilus. Poilu znaczy tyle, co owłosiony czy szczeciniasty. „Każdy Francuz wie – pisał Andrzej Nieuważny w znakomitym tekście opublikowanym niegdyś w „Mówią wieki” – że pod tym słowem kryje się nieogolony piechur, który obronił Verdun i ojczyznę, a potem wygrał Wielką Wojnę”.

Dodajmy, piechur umęczony i często źle dowodzony, albowiem między Marną a Verdun ludzkim mięsem szafowano bez miary i miłosierdzia. Śpiewali więc poilus o swych wodzach, że zjadł nas Mangin (od manger – jeść), zniwelował nas Nivelle (nie trzeba tłumaczyć), a Joffre nas śmierci oferował… Bo śmierć była wszę- dzie w liczbach osłupiających.

Nie tylko na froncie francuskim. Skala ofiar spod Verdun jest ogólnie znana, ale w „Mówią wieki” ukaże się niedługo artykuł Michała Janika o walkach nad Isonzo, czyli Soczą w dzisiejszej Słowenii. Z nieprawdo- podobnym samozaparciem mordowały się tam armie włoskie i habsburskie. Efekt – 800 tys. ofiar między czerwcem 1915 a listopadem 1917 r. Podczas jednego ze szturmów na górską redutę włoskim wojakom przygrywała orkiestra pod batutą… Arturo Toscaniniego. I niech ktoś tylko spróbuje nazwać Włochów tchórzami.

Co zaś do Francuzów, to ich postawa w wielkiej wojnie sytuuje taką obelgę w kategorii czystego idiotyzmu. Prawda, w drugiej wojnie było dużo gorzej, ale trzeba pamiętać, że społeczeństwo francuskie weszło w nią ciężko poranione tą pierwszą. Było też dramatycznie podzielone wielkimi sporami politycznymi. Bo kto tak naprawdę kochał wtedy republikę? Nienawidzono jej i z prawa, i z lewa. W takich razach gorzko jest umierać za ojczyznę. Wielkie wojny wygrywa cały naród.

Nad Marną Francja była jak zaciśnięta pięść. Słynna jest anegdota, jak to paryscy taksówkarze dowozili na bliski już front ostatnie pułki armii gen. Manoury’ego. I „szczeciniaści” poilus dali sobie radę. W ostatecznym efekcie nie tylko dla Francji.

Dawno, dawno temu, na samym początku V wieku n.e., pewien uczony neoplatonik, niejaki Synezjusz z Cyreny, napisał retoryczny traktacik perełkę „Pochwała łysiny”. No to niech ten tekst, dużo mniej błyskotliwy, nazywa się „Pochwała szczeciny”.

Cud to był jak się patrzy, cud duchowy, bo pisze się często (ja pamiętam to z pięknej książki Meysztowicza), że znów rozbłysło „elan vital”, cokolwiek tajemnicza siła ducha, która od dawna miała napędzać naród francuski, a zwłaszcza szeregi dzielnych poilus. Poilu znaczy tyle, co owłosiony czy szczeciniasty. „Każdy Francuz wie – pisał Andrzej Nieuważny w znakomitym tekście opublikowanym niegdyś w „Mówią wieki” – że pod tym słowem kryje się nieogolony piechur, który obronił Verdun i ojczyznę, a potem wygrał Wielką Wojnę”.

Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem