Rodzice Feliksa, Aaron i Genia Zandmanie, wiedli względnie spokojne życie w Grodnie. Syn Feliks urodził się im w 1927 roku. Przed wojną mieszkało w Grodnie prawie 29 tysięcy Żydów, po zakończeniu tego piekła przeżyło może stu z nich. Wspomina on swoje dzieciństwo ze wzruszeniem mieszającym się z goryczą. Już od najmłodszych lat wypominano mu na ulicy jego pochodzenie. Do dziś nie jest w stanie zapomnieć wielu bójek, w jakie bywał wciągany przez polskich chłopców, którzy mieli zwyczaj zaczajać się na niego koło synagogi.
Rodzina Zandmanów posiadała domy w samym Grodnie oraz poza miastem, którymi opiekowały się zatrudniane przez Zandmanów polskie gosposie. Osobą, która koordynowała życie rodzinne, była babcia Tema, jedna z najważniejszych i najukochańszych osób z otoczenia Feliksa. Babcia była instytucją i skarbnicą życiowych mądrości. Zawsze powtarzała, że w życiu nie tylko należy brać, ważne jest, aby także dawać i czynić dobro.
Pewnego dnia do drzwi domu babci Temy zastukała nerwowo jedna z gospoś – pani Anna Puchalska. Przybiegła tuż przed porodem z prośbą o pomoc, gdyż w tej dramatycznie ważnej chwili była zdana tylko na siebie z powodu choroby męża. Babcia szybko zorganizowała transport do szpitala, opłaciła lekarzy, a po szczęśliwym porodzie ofiarowała gosposi na dobry początek 5 złotych. Wierzyła, że uczynione dobro powraca.
Kiedy wybucha wojna, Feliks Zandman wraz z rodziną ucieka z domu. Ukrywa się w piwnicach. Nigdzie nie może być spokojny o swoje życie. W styczniu 1943 r. zaczynają się masowe wywózki Żydów z Grodna do Auschwitz i do Treblinki. Podczas jednej z łapanek Zandmanowie postanawiają ukryć się w domu w specjalnie do tego przygotowanym pomieszczeniu. Niestety, rodzina była zmuszona dokonać tragicznego wyboru. Troje dzieci pozostało w domu bez opieki z obawy, że ich płacz może zdekonspirować kryjówkę.
Wśród ukrywających się jest dziadek Feliksa – Nachum Frajdowicz. Poświęcając swoje życie, postanawia wyjść z kryjówki i zaczekać razem z wnuczętami na nieuchronne. Później ktoś mówił, ze widział dziadzia, jak z wnuczętami na rękach prowadzono go do bydlęcego wagonu.