Plany niemieckie nie były tajemnicą. Wszystkie depesze dotyczące operacji „Merkury” kodowano za pomocą Enigmy kodem Luftwaffe, który dzięki pomocy Polaków złamali brytyjscy kryptolodzy. Na początku maja odszyfrowano nawet datę zakończenia przygotowań oraz rozkazy operacyjne dotyczące inwazji.
Posiadając takie informacje, Freyberg podzielił swoje siły na cztery zgrupowania strzegące miejsc planowanego desantu spadochroniarzy. Były one jednak skazane na samodzielną walkę ze względu na ukształtowanie terenu, brak środków transportu i dominację przeciwnika w powietrzu. Oddziały miały być ukryte, by uniknąć nalotów, otworzyć ogień w ostatniej chwili i kontratakować, gdy tylko spadochroniarzom uda się wylądować. Żołnierze mogli też liczyć na pomoc ludności Krety szczerze nienawidzącej najeźdźców, o czym niegdyś przekonali się Turcy. Freyberg jednak zakazał wydawania cywilom broni. Nie sformowano nawet planowanych oddziałów milicji, choć broń dla nich leżała w magazynach (już po zdobyciu wyspy Niemcy znaleźli w Chanii tysiące nieużywanych karabinów). Słabe ogniwo w wojskach Freyberga stanowili żołnierze służb tyłowych przekształceni w piechotę oraz bataliony greckie, prawie całkowicie pozbawione środków bojowych. Zresztą jednostki brytyjskie też miały kłopoty z zaopatrzeniem w podstawowe wyposażenie. Zdarzało się, że stanowiska strzeleckie wykopywano hełmami, bo nie było saperek. Choć premier Churchill był zdecydowany bronić Krety za wszelką cenę, wydaje się, że brytyjskie dowództwo Obszaru Śródziemnomorskiego, zaabsorbowane walkami z Włochami, nie zrobiło wszystkiego, aby utrzymać ważny przyczółek u brzegów Grecji.
[srodtytul]„Merkury” spada z nieba[/srodtytul]
Inwazję poprzedziły intensywne naloty lotnicze. Samoloty nieustannie krążyły nad wyspą, atakując lotniska, stanowiska artylerii, statki, a także pojedynczych żołnierzy. Zatoka Suda wkrótce wyglądała jak cmentarzysko okrętów. Nieliczne samoloty brytyjskie nie były w stanie toczyć równorzędnej walki, niszczone na ziemi i w powietrzu. 18 maja zostało już tylko pięć myśliwców. Następnego dnia ewakuowano je do Egiptu. Personel naziemny z konieczności zamienił się w zwykłą piechotę. Co gorsza, dowództwo „Creforce” pozostawiło opuszczone lotniska w stanie nienaruszonym, choć wiedziało, że połowa sił przeciwnika przyleci samolotami. Wystarczyło zniszczyć pasy startowe, aby cała inwazja zakończyła się katastrofą.
Desant nastąpił 20 maja. Najpierw dwie fale myśliwców i bombowców zdewastowały okopy i stanowiska obrony przeciwlotniczej. Za nimi pojawiły się samoloty transportowe i punktualnie o 8.15 rano zaczęły lądować szybowce z trzema setkami spadochroniarzy na pokładach, którzy mieli unieszkodliwić obronę i zająć okolice lotniska. Desantem na Maleme dowodził gen. Eugen Meindl, dowódca Pułku Szturmowego, elity w ramach elitarnej 7. Dywizji Spadochronowej. Baterie przeciwlotnicze zostały szybko zniszczone, ponieważ kanonierzy nie mieli amunicji do karabinów. Mimo to żołnierze w szybowcach zostali zdziesiątkowani. Wiele z nich rozbiło się na skałach i w gajach oliwnych. Pozostałe natknęły się na zaciekłą obronę. Zginęli dowódcy wszystkich trzech grup szturmowych. Za to dwa bataliony lądujące 15 minut później na zachód od Maleme nie poniosły prawie żadnych strat i uderzyły na stanowiska Nowozelandczyków. Obrońcy nie dali się zepchnąć z zajmowanych pozycji. Ciężko ranny został gen. Meindl. Jeszcze gorzej poszło 3. Batalionowi Pułku Szturmowego, zrzuconemu na wschód od Maleme. Nie dość, że ich desant opóźnił się o 40 minut, to jeszcze lądowali na pozycjach dwóch batalionów nowozelandzkich. Nowozelandczycy strzelali do nich jak do kaczek. Dowódca jednego z batalionów płk Leckie zabił pięciu spadochroniarzy ze swojego stanowiska dowodzenia. 3. Batalion przestał istnieć – zginęło prawie 400 żołnierzy. Na ziemię dotarli nieliczni.
Wydzielony oddział tego pułku w sile 72 ludzi desantował się na Kastelli Kissamos, by zająć niedokończone lotnisko. Tamtejszy garnizon stanowił grecki 1. Pułk, który nie dał się zaskoczyć. Do walki włączyli się też kreteńscy cywile, atakując napastników nożami i tym, co było pod ręką. Przeżyło 17 spadochroniarzy ocalonych z rzezi przez nowozelandzkiego oficera.
Na odcinku centralnym wypadki przebiegły identycznie. Pierwszy rzut szybowcowy miał opanować stanowiska artylerii przeciwlotniczej. Za nimi skakał 3. Pułk Strzelców Spadochronowych z batalionem saperów – jego zadaniem było opanowanie Chanii. Zgrupowaniem dowodził dowódca 7. Dywizji gen. Wilhelm Süssmann, który jednak szybko zginął w rozbitym szybowcu. Podobny los spotkał wielu jego podkomendnych, których szybowce rozstrzaskały się o skały. Tylko 1. Batalion wylądował bezpiecznie na południe i wschód od Chanii. Z 2. Batalionu ok. 350 żołnierzy dotarło na ziemię, pozostali wylądowali w zbiorniku retencyjnym, gdzie utonęli, a jedną kompanię zniosło daleko od miasta. 3. Batalion uległ rozproszeniu: jedną kompanię wybili niemal do nogi żołnierze i miejscowi wieśniacy, druga wpadła w zasadzkę Nowozelandczyków. Batalion saperów wylądował w kaktusowych zaroślach, a kiedy z nich wyszedł, stanął naprzeciwko tłumu cywilów uzbrojonych w kije, noże i tasaki. Kreteńczycy przejęli też niemieckie zasobniki z bronią. Z drugiej strony zablokował ich grecki 8. Pułk.
Spadochroniarze próbowali opanować wyznaczone cele, ale ponosili ciężkie straty. Niemcom, którzy walczyli w tych samych uniformach co w mroźnej Norwegii, doskwierał kreteński upał, zaczęło brakować amunicji. Po południu było jasne, że zgrupowanie centralne nie zrealizowało zadań. Głównodowodzący po stronie brytyjskiej na tym odcinku planował kontratak trzech odwodowych batalionów nowozelandzkich. Ten manewr mógł doszczętnie zniszczyć spadochroniarzy.
[srodtytul]Druga fala desantu[/srodtytul]
Około godz. 16 rozpoczęła się druga tura inwazji. Znów niemieckie samoloty pojawiły się nad Kretą. Teraz celem były Rethymnion i Heraklion. Pierwszą z miejscowości zaatakował 2. Pułk Strzelców Spadochronowych bez jednego batalionu. Miasta i lotniska broniły jednak dwa bataliony australijskie i dwa greckie. Nastąpiła rzeź. Niemcy nie rozpoznali zamaskowanych stanowisk obrońców i samoloty leciały wprost przed nimi. Za cenę 400 poległych spadochroniarzom udało się opanować wzgórze górujące nad lotniskiem i zniszczyć baterię dział polowych. Część Niemców wylądowała na zachód od pozycji obrońców i podeszła do miasta. Tutaj zostali zatrzymani przez greckich żandarmów i uzbrojoną ludność cywilną.
Pod Heraklionem skakał 1. Pułk Strzelców Spadochronowych wsparty 2. Batalionem 2. Pułku. Pododdziały miały być zrzucone na wschód i zachód od lotniska, po czym opanować je jednoczesnym atakiem. Jednak Niemcom zabrakło samolotów i ponad 600 żołnierzy pozostało na lotniskach. Obrońcy dysponowali trzema batalionami brytyjskimi, trzema greckimi, jednym australijskim i batalionem spieszonych artylerzystów. Mieli też sześć lekkich i dwa ciężkie czołgi oraz silną artylerię przeciwlotniczą. Co ważniejsze, byli uprzedzeni o ataku. Nadlatujące junkersy Ju-52 powitał zmasowany ostrzał. Część maszyn rozpadła się w powietrzu, inne zapaliły się i próbowały lądować awaryjnie. Jeden z niemieckich batalionów w pół godziny przestał istnieć. Ocaleli spadochroniarze ruszyli na Heraklion, ale musieli się wycofać wobec furii greckich żołnierzy i cywilów.
Pod Maleme i w centrum walki trwały do zmroku. Obrońcy nie wykorzystali liczebnej przewagi i nie kontratakowali. Miało to fatalne konsekwencje, gdyż goniący ostatkiem sił i resztkami amunicji Niemcy zdołali utrzymać niewielkie przyczółki.
W sztabie w Atenach gen. Student przeżywał ciężkie chwile. Fiasko operacji oznaczałoby koniec jego kariery. Postanowił skupić wszystkie wysiłki na zdobyciu lotniska w Maleme. Wszyscy pozostali spadochroniarze (ok. 600 ludzi) rankiem następnego dnia mieli wzmocnić wyczerpanych kolegów. Generał przyznał później, że miał przy sobie nabity pistolet i był zdecydowany strzelić sobie w głowę, gdyby plan ratunkowy spalił na panewce.
[srodtytul]Gorzki triumf gen. Studenta[/srodtytul]
W Maleme spadochroniarze przed świtem 21 maja zajęli wzgórze sąsiadujące z lotniskiem. Broniące się dwie kompanie nowozelandzkie przez cały dzień nie doczekały się posiłków, mimo że obrońcy dysponowali silnymi odwodami, i wycofały na wschód. Ten kardynalny błąd przesądził o losach Krety. Po bitwie Niemcy przyznawali, że nie byliby w stanie odeprzeć ewentualnego kontrataku, gdyż żołnierze zasypiali na stojąco i odmawiali dalszej walki.
Rankiem 21 maja spadochroniarze zaczęli powoli zbliżać się do skraju lotniska. Ku swojemu zaskoczeniu nie napotkali oporu. Ok. godz. 11 rano pas startowy pod Maleme był już w ich rękach. Po południu nastąpił zrzut reszty spadochroniarzy. Powtórzył się scenariusz z dnia poprzedniego – dwie kompanie zostały zrzucone prosto na trzy nowozelandzkie bataliony i wybite. Kilkudziesięciu żołnierzy wiatr zniósł nad morze, w którym utonęli. Jednak połowa spadochroniarzy bezpiecznie wylądowała i wsparła zmęczonych żołnierzy Pułku Szturmowego. Alianci mogli kontratakować, ale przez cały dzień ograniczali się do obrony i ostrzału lotniska z dział.
Mimo ognia wczesnym wieczorem pod Maleme zaczęły lądować pierwsze samoloty ze strzelcami górskimi. Wkrótce wraki junkersów zablokowały pas startowy. Pozostałe lądowały na plażach i każdym skrawku płaskiego terenu. Dzięki temu do zmroku siły niemieckie zasiliło ponad 600 żołnierzy.
Niemcy odzyskali inicjatywę i ich sukces był tylko kwestią czasu. Jeszcze tylko Royal Navy nocą z 21 na 22 maja zatopiła większość desantu morskiego. Jednak przeciwnik, zasilany codziennie posiłkami i panujący w powietrzu, rozpoczął marsz z Maleme na wschód. Obrońcy stawiali momentami zażarty opór, lecz cofali się.
26 maja gen. Freyberg zarządził odwrót przez góry na południe. Nocą z 28 na 29 maja ewakuowano morzem garnizon Heraklionu. W dzień brytyjskie okręty przewożące wojsko zaatakowała Luftwaffe. Ponad 1/5 ewakuowanych zginęła lub odniosła rany. Cały garnizon Rethymnionu dostał się do niewoli. Resztki obrońców spłynęły do miejscowości Sfakion na południowym wybrzeżu Krety, skąd powoli byli przewożeni do Egiptu. Niemcy postępowali za nimi. 1 czerwca około godz. 3 nad ranem odpłynęły ostatnie okręty ewakuacyjne, pozostawiając na plaży tysiące żołnierzy, którzy dostali się do niewoli. Bitwa o Kretę była skończona.
Dla gen. Studenta był to gorzki triumf. Niemcy stracili 6698 żołnierzy, w tym 3352 zabitych. Spadochroniarzy zginęło 1653, w tym wielu doświadczonych oficerów. Stracono prawie dwieście samolotów transportowych. Hitler był zszokowany stratami. Powiedział Studentowi bez ogródek, że era operacji powietrznodesantowych dobiegła końca. Później niemieccy spadochroniarze walczyli już tylko jako elitarna piechota.