Grecy biją armię Mussoliniego

Pod koniec 1940 roku pochód Hitlera przez Europę zdawał się niepowstrzymany. W jego rękach znalazły się: Polska, Dania, Norwegia, Belgia, Holandia, Francja.

Publikacja: 05.06.2009 14:50

Wojska niemieckie przeprawiają się przez most pontonowy na Dunaju, kwiecień 1941 r.

Wojska niemieckie przeprawiają się przez most pontonowy na Dunaju, kwiecień 1941 r.

Foto: Archiwum „Mówią Wieki"

Red

Tylko Wielka Brytania zdołała się obronić. Następnym celem niemieckiego Blitzkriegu stały się Jugosławia i Grecja. I ta kampania przebiegła błyskawicznie, a jej finalnym akcentem był desant na Kretę.

W wojnę na Bałkanach wplątał Hitlera jego włoski przyjaciel i mentor Benito Mussolini, który w obliczu niemieckich triumfów poczuł się zmarginalizowany. A ambicje miał wielkie – w propagandzie faszystów Morze Śródziemne miało stać się wewnętrznym włoskim jeziorem. Po pokonaniu Abisynii i Albanii duce uznał armię włoską za doskonałe narzędzie zniszczenia i podboju. Następny cios spadł na Grecję, którą w Rzymie uznano za tak słabą, że „pod jednym uderzeniem zawali się jak domek z kart”.

W teorii Grecja nie miała szans się obronić. Ten mały i niezasobny kraj liczył zaledwie 8 mln mieszkańców. Do tego państwem od 1936 r. rządził twardą ręką gen. Joanis Metaksas, bardzo niepopularny wśród obywateli. Siły zbrojne Grecji opierały się na piechocie wspartej artylerią polową i górską. Artylerii ciężkiej, przeciwpancernej i przeciwlotniczej miały niewiele. Sił pancernych praktycznie nie było, a transport opierał się na koniach i mułach. Lotnictwo składało się przeważnie z samolotów starych typów. Jedynie marynarka była dość silna.

Tymczasem armia Mussoliniego była znacznie liczniejsza i nasycona nowoczesnym sprzętem. Włoskie lotnictwo i marynarka miały kolosalną przewagę nad swoimi greckimi odpowiednikami. Atak miał być wyprowadzony z Albanii. O tym, jak bardzo Włosi lekceważyli Greków, świadczą siły wyznaczone przez dowództwo włoskie do tej operacji. Gen. Visconti Prasca, stojący na czele Dowództwa Głównego Albanii, miał zaledwie osiem dywizji, w tym jedną pancerną, co razem dawało ok. 140 tys. żołnierzy. Atak wspierało ok. 300 samolotów, w tym 100 bombowców. Główne uderzenie miało spaść na nadmorski Epir, a po jego zajęciu planowano marsz na Ateny.

Przy tak skromnych siłach i trudnym, górzystym terenie walk ten plan nie był możliwy do zrealizowania. Zwłaszcza że agresywne zamiary Włochów nie były tajemnicą dla Greków. Na granicy albańskiej grecki Sztab Generalny rozmieścił osiem dywizji i dwie brygady piechoty. Siły na pierwszej linii były mniej więcej równe, przynajmniej jeśli chodzi o liczbę żołnierzy. Jednak napastnicy nie mieli odwodów, a Grecy dysponowali jeszcze siedmioma dywizjami piechoty i jedną kawalerii oraz mniejszymi jednostkami stacjonującymi na granicy bułgarskiej i w głębi kraju.

Włosi zaatakowali 28 października 1940 roku. O godz. 3 nad ranem w willi Metaksasa zjawił się włoski poseł Emmanuele Grazzi i wręczył generałowi ultimatum. Dokument nie pozostawiał wyboru – albo zgoda na włoską okupację, albo wojna. Grecki dyktator, choć wcześniej starał się nie prowokować Mussoliniego, stanowczo odmówił. O godz. 6 wojska napastników wkroczyły do Grecji – stałoby się tak niezależnie od decyzji Metaksasa. Wkrótce potem mieszkańców Aten obudziły syreny zwiastujące nalot.

Mussolini jednak nie docenił patriotyzmu i ducha walki Greków. Podzielone społeczeństwo zjednoczyło się, by dać odpór Włochom. Oddziały włoskie w centrum utknęły na umocnionej pozycji pod Kalpakion. Dywizja alpejska „Julia” obeszła wprawdzie tę pozycję, maszerując przez góry, ale niebawem została odcięta.

Z pomocą Grekom pospieszyli Brytyjczycy, wysyłając z Egiptu cztery dywizjony RAF i artylerię przeciwlotniczą. Od 31 października Flota Śródziemnomorska osłaniała Wyspy Jońskie przed ewentualnym desantem, zaczęto też organizować brytyjską bazę na Krecie.

1 listopada wylądował na niej pierwszy batalion piechoty.

Ciężki cios Włosi otrzymali w nocy z 11 na 12 listopada. Brytyjskie samoloty z lotniskowca „Illustrious” zaatakowały bazę włoskiej marynarki wojennej w Tarencie. Połowa ciężkich okrętów została poważnie uszkodzona.

Dwa dni później ruszyła grecka kontrofensywa, całkowicie zaskakując przeciwnika. Żołnierze włoscy byli źle przygotowani do walk w wysokich górach, szwankowało zaopatrzenie. Dlatego Grecy mimo skromnych sił i słabszego wyposażenia odnieśli duże sukcesy. Do końca roku odepchnęli Włochów 80 km w głąb Albanii.

[srodtytul]Hitler wkracza do gry[/srodtytul]

Włoski Blitzkrieg okazał się kompletną katastrofą. Zamiast zdobyć nowe tereny, utracono już zdobyte. Mussolini był wściekły, podobnie jak Hitler, który uważał, że bałkański blamaż głównego sojusznika Rzeszy uderza także w jej prestiż. 20 listopada wysłał do duce list, w którym bezpardonowo podsumował wynik greckiej awantury. Tydzień wcześniej wydał rozkaz rozpoczęcia przygotowań do operacji „Marita” – zajęcia Bułgarii i kontynentalnej Grecji. W Berlinie postanowiono też o zwieńczeniu operacji desantem spadochronowym na Kretę. Operacja „Marita” była nierozerwalnie związana z operacją „Barbarossa”. Atak na Bałkany miał zabezpieczyć tyły i prawą flankę wojsk niemieckich atakujących Związek Radziecki, a także osłonić rumuńskie pola naftowe w Ploeszti, będące w zasięgu brytyjskich samolotów startujących z lotnisk w Grecji.

W lutym 1941 roku greckie natarcie utknęło. Siły włoskie stale rosły i osiągnęły 350 tys. żołnierzy. Grecy nadludzkim wysiłkiem wystawili 250-tysięczną armię. Do tego zima była bardzo surowa: temperatura spadła do –20 °C, szalały zamiecie. Żołnierze greccy na pierwszej linii znaleźli się w skrajnej nędzy. W jednej dywizji z powodu odmrożeń dziennie ubywało średnio 45 ludzi. Amputacje były na porządku dziennym. Utrzymanie zaopatrzenia dla wojska spadło na grzbiety mułów, które ginęły tysiącami, i plecy greckich kobiet. Włosi, którzy wyciągnęli wnioski z wcześniejszych niepowodzeń i zadbali o dostawy dla armii, byli w trochę lepszej sytuacji. Mieli też potężnego sprzymierzeńca.

W styczniu 1941 roku założenia operacji „Marita” były gotowe. Do inwazji na Bałkany wyznaczono 12. Armię feldmarszałka Wilhelma Lista składającą się z 18 dywizji, w tym czterech pancernych. Z powietrza miał ją osłaniać 8. Korpus Lotniczy w sile 281 maszyn. W tym samym miesiącu na Sycylii znalazł się 10. Korpus Lotniczy z zadaniem zwalczania okrętów brytyjskich. Już 10 stycznia niemieccy piloci poważnie uszkodzili lotniskowiec „Illustrious”.

Niemcy rozpoczęli też rozgrywkę dyplomatyczną. Zależało im na tym, aby pozyskać sojuszników, nie wzbudzając podejrzeń Stalina, i jak najszybciej zakończyć operację „Marita”, bo już 15 maja miała się rozpocząć operacja „Barbarossa”. Trzeba było zneutralizować Turcję, nakłonić Rumunów do zwiększenia kontyngentu wojsk niemieckich stacjonujących na ich terytorium, a na Węgrach i Bułgarach wymusić zgodę na tranzyt tychże wojsk. Wszystkie problemy zostały rozwiązane. 1 marca premier Fiłow podpisał przystąpienie Bułgarii do paktu trzech (Węgry i Rumunia przystąpiły do niego w listopadzie ubiegłego roku). Już następnego dnia pierwsze oddziały niemieckie przekroczyły granicę rumuńsko-bułgarską i równo tydzień później znalazły się nad granicą grecką. Do połowy miesiąca 12. Armia w większości była skoncentrowana w Bułgarii. 17 marca Hitler wydał rozkaz do natarcia, wyznaczając termin na 1 kwietnia. Jednak greckiego pogranicza strzegły umocnienia linii Metaksasa. Z rozpoznania wynikało, że frontalny atak przyniesie Niemcom duże straty. Berlin spróbował więc dogadać się z władzami Jugosławii, aby obejść fortyfikacje przez jej terytorium. Jugosłowiański regent Paweł i premier Cvetković ugięli się pod presją Rzeszy i 25 marca Jugosławia przyłączyła się do państw osi. Ceremonia w Wiedniu przebiegła w tak ponurej atmosferze, że Hitler porównał ją do pogrzebu. Niemcy zobowiązały się respektować niektóre warunki Belgradu, m.in. nie żądać od Jugosławii pomocy wojskowej.

Przyjęcie niemieckiego dyktatu zostało wrogo przyjęte przez opinię publiczną, zwłaszcza przez Serbów. Nocą z 26 na 27 marca grupa oficerów dokonała bezkrwawego przewrotu. Władzę powierzono niepełnoletniemu królowi Piotrowi II Karadziordziewiciowi.

[srodtytul]Niemiecka furia spada na Jugosławię i Grecję[/srodtytul]

Zamach stanu w Jugosławii wywołał u Hitlera napad furii. Na naradzie w Kancelarii Rzeszy dyktator zażądał, aby „zbrojnie rozbić Jugosławię”. Przyjął ambasadorów Bułgarii i Węgier, proponując wspólny atak. Węgrzy wyrazili zgodę. W inwazji miały również wziąć udział siły włoskie. Duce nie trzeba było do tego zachęcać. Wydarzenia w Jugosławii miały też taki skutek, że Hitler postanowił odłożyć atak na ZSRR o cztery tygodnie, ponieważ trzeba było przerzucić na Bałkany kolejne jednostki – 2. Armię generała Maksymiliana von Weichsa w sile 12 dywizji, w tym dwóch pancernych, zmotoryzowanej i strzelców górskich.

Armia jugosłowiańska cieszyła się dobrą reputacją i była jedną z silniejszych w Europie. Na stopie wojennej miała liczyć 28 dywizji piechoty i trzy dywizje kawalerii. Gorzej było ze sprzętem pancernym i przeciwpancernym, którego było mało. Lotnictwo liczyło ok. 500 samolotów – co ciekawe, były wśród nich niemieckie messerschmitty Me-109. Jednak mobilizacja nie została zakończona i w chwili najazdu pod bronią znajdowało się ok. 500 tys. żołnierzy. Było to niewiele w obliczu połączonych sił niemiecko-włosko-węgierskich. Do tego możliwości obronne Jugosławii osłabiał separatyzm Chorwatów, którzy sympatyzowali z Niemcami, licząc, że z ich pomocą zbudują niepodległe państwo.

Plan inwazji na Grecję został zmodyfikowany, gdyż część 12. Armii brała udział w ataku na Jugosławię. Stworzyło to Grekom szansę na stawienie skutecznego oporu, zwłaszcza że ich siły wzmocniły jednostki brytyjskie przerzucone z Afryki. Była to tzw. W Force pod dowództwem gen. Wilsona, składająca się z brytyjskiej 1. Brygady Pancernej, australijskiej 6. Dywizji Piechoty i nowozelandzkiej 2. Dywizji Piechoty. W ramach „W Force” miała także walczyć polska Brygada Strzelców Karpackich, ale ostatecznie nie trafiła do Grecji.

Natarcie niemieckie rozpoczęło się w Niedzielę Palmową 6 kwietnia jednoczesnym uderzeniem na Belgrad i macedońskie Skopje. Stolica Jugosławii była bezlitośnie bombardowana przez dwa dni – zginęło 17 tys. mieszkańców. Dywizje chorwackie nie zamierzały walczyć z Niemcami – kraj pękał po szwach narodowościowych. 14 kwietnia rząd jugosłowiański poprosił o zawieszenie broni. Trzy dni później podpisał akt bezwarunkowej kapitulacji.

Grecja nie poszła w ślady Jugosławii i biła się mimo przewagi wrogów. Niemcy zaatakowali z terenów Bułgarii i Jugosławii, Włosi z Albanii. Już 12 kwietnia korpusowi brytyjskiemu zagroziło oskrzydlenie. Niemieckie samoloty panowały w powietrzu. 18 kwietnia Brytyjczycy wycofali się do Termopil, gdzie tylne straże miały powstrzymać wroga, by reszta wojska mogła się ewakuować. Royal Navy uratowała 50 tys. żołnierzy, ale do niewoli dostało się 10 tys. osłaniających odwrót. Prócz tego siły brytyjskie straciły 4 tys. zabitych i rannych.

Ateny upadły 27 kwietnia. Król i rząd Grecji wyjechali na Kretę, by stamtąd kontynuować walkę. Tam też skierowano większość ewakuowanych żołnierzy.

[srodtytul]Z powietrza i z morza[/srodtytul]

21 kwietnia 1941 roku gen. Kurt Student uzyskał audiencję u Hitlera, któremu przedstawił swój plan inwazji na Kretę. Dyktator zaaprobował pomysł śmiałej operacji powietrznodesantowej i 25 kwietnia wydał stosowną dyrektywę. Operacja otrzymała kryptonim „Merkury”. Desant z powietrza miało uzupełnić lądowanie z morza. Dla Hitlera wielkim atutem planu gen. Studenta było to, że opierał się na wojskach spadochronowych i nie wymagał zaangażowania dużych sił lądowych i powietrznych, co mogłoby zakłócić przygotowania do operacji „Barbarossa”. Dowodzenie operacją powierzył gen. Aleksandrowi Löhrowi, dowódcy 4. Floty Powietrznej, którego samoloty zrównały z ziemią Belgrad.

Do inwazji przeznaczono 7. Dywizję Spadochronową gen. Studenta oraz 5. Dywizję Górską. Obie jednostki uchodziły za elitę niemieckiej armii. Spadochroniarzy rekrutowano wyłącznie spośród ochotników, selekcję przechodzili tylko najsprawniejsi i najbardziej wytrzymali, inteligentni i twardzi. Średnia wieku w pododdziałach wynosiła 18 lat, sporej części żołnierzy wpojono nazistowski fanatyzm w organizacji młodzieżowej Hitlerjugend. Uczono ich skoków ze spadochronem, taktyki walki piechoty, sabotażu. Starsi stopniem skakali pierwsi, za nimi szeregowcy. Budowało to więź między oficerami i żołnierzami, którzy uważali się za wcielenia dawnych germańskich wojów.

W 5. Dywizji Górskiej służyli Austriacy i Bawarczycy, żołnierze obeznani z górami, którymi w dużej części pokryta jest Kreta. Wyspa ma ok. 260 km długości, 65 km szerokości. Wysokie góry zajmują jej południową część. Mieszkańcy zamieszkują północną równinę nadbrzeżną, na której znajdują się największe miasta: Kastelli Kisamos, stolica Chania, Suda, Rethymnon i Heraklion. W 1940 roku łączyła je jedyna na wyspie droga o utwardzonej nawierzchni. Pasmo wzniesień odchodzące od głównego łańcucha dzieliło równinę na pół. Do wojny jedyne lotnisko znajdowało się w Heraklionie, Brytyjczycy zdążyli wybudować kolejne: w Rethymnon i Maleme (ok. 30 km na zachód od Chanii), kilka kolejnych było w budowie. W Sudzie znajdowała się baza brytyjskiej floty.

Gen. Student musiał w pierwszej kolejności opanować lotniska, aby przyjąć posiłki, czyli żołnierzy dywizji górskiej. Spadochroniarzy było zbyt mało i byli za lekko uzbrojeni, by myśleć o samodzielnym zajęciu wyspy. Niemcy nie mieli też wystarczającej liczby samolotów transportowych, żeby desantować całą 7. Dywizję za jednym razem. W związku z tym spadochroniarze mieli być zrzuceni w dwóch etapach. Pierwszy miał uderzyć na lotnisko w Maleme, Chanię i Sudę. Osiem godzin później drugi rzut winien opanować aeroporty w Rethymnionie i Heraklionie. Ataki na Maleme i Heraklion miały wesprzeć przetransportowane drogą morską i lądujące na plażach dwa bataliony strzelców górskich.

[srodtytul]Krytpolodzy idą w sukurs obrońcom[/srodtytul]

Obronę Krety powierzono nowozelandzkiemu generałowi Bernardowi Freybergowi, który trzy lata później zasłynął z rozkazu zbombardowania klasztoru na Monte Cassino. Pod komendą miał żołnierzy brytyjskich, australijskich, nowozelandzkich i greckich. Jednostki nie miały ciężkiego sprzętu, który podczas ewakuacji pozostawiono na kontynencie. Obrońcom brakowało zwłaszcza dział polowych i moździerzy. Sytuacji nie ratowało kilkanaście zdezelowanych czołgów przysłanych z Egiptu. Nie było prawie lotnictwa, ponieważ siły RAF zostały zdziesiątkowane podczas kampanii greckiej, tracąc 209 samolotów i 150 pilotów.

Nieco lepiej wyglądała obrona przeciwlotnicza. Baterie dział miały korzystać z radarowego systemu ostrzegania – w kwietniu uruchomiono stację radarową w Maleme, kolejna w Heraklionie była już na ukończeniu.

Plany niemieckie nie były tajemnicą. Wszystkie depesze dotyczące operacji „Merkury” kodowano za pomocą Enigmy kodem Luftwaffe, który dzięki pomocy Polaków złamali brytyjscy kryptolodzy. Na początku maja odszyfrowano nawet datę zakończenia przygotowań oraz rozkazy operacyjne dotyczące inwazji.

Posiadając takie informacje, Freyberg podzielił swoje siły na cztery zgrupowania strzegące miejsc planowanego desantu spadochroniarzy. Były one jednak skazane na samodzielną walkę ze względu na ukształtowanie terenu, brak środków transportu i dominację przeciwnika w powietrzu. Oddziały miały być ukryte, by uniknąć nalotów, otworzyć ogień w ostatniej chwili i kontratakować, gdy tylko spadochroniarzom uda się wylądować. Żołnierze mogli też liczyć na pomoc ludności Krety szczerze nienawidzącej najeźdźców, o czym niegdyś przekonali się Turcy. Freyberg jednak zakazał wydawania cywilom broni. Nie sformowano nawet planowanych oddziałów milicji, choć broń dla nich leżała w magazynach (już po zdobyciu wyspy Niemcy znaleźli w Chanii tysiące nieużywanych karabinów). Słabe ogniwo w wojskach Freyberga stanowili żołnierze służb tyłowych przekształceni w piechotę oraz bataliony greckie, prawie całkowicie pozbawione środków bojowych. Zresztą jednostki brytyjskie też miały kłopoty z zaopatrzeniem w podstawowe wyposażenie. Zdarzało się, że stanowiska strzeleckie wykopywano hełmami, bo nie było saperek. Choć premier Churchill był zdecydowany bronić Krety za wszelką cenę, wydaje się, że brytyjskie dowództwo Obszaru Śródziemnomorskiego, zaabsorbowane walkami z Włochami, nie zrobiło wszystkiego, aby utrzymać ważny przyczółek u brzegów Grecji.

[srodtytul]„Merkury” spada z nieba[/srodtytul]

Inwazję poprzedziły intensywne naloty lotnicze. Samoloty nieustannie krążyły nad wyspą, atakując lotniska, stanowiska artylerii, statki, a także pojedynczych żołnierzy. Zatoka Suda wkrótce wyglądała jak cmentarzysko okrętów. Nieliczne samoloty brytyjskie nie były w stanie toczyć równorzędnej walki, niszczone na ziemi i w powietrzu. 18 maja zostało już tylko pięć myśliwców. Następnego dnia ewakuowano je do Egiptu. Personel naziemny z konieczności zamienił się w zwykłą piechotę. Co gorsza, dowództwo „Creforce” pozostawiło opuszczone lotniska w stanie nienaruszonym, choć wiedziało, że połowa sił przeciwnika przyleci samolotami. Wystarczyło zniszczyć pasy startowe, aby cała inwazja zakończyła się katastrofą.

Desant nastąpił 20 maja. Najpierw dwie fale myśliwców i bombowców zdewastowały okopy i stanowiska obrony przeciwlotniczej. Za nimi pojawiły się samoloty transportowe i punktualnie o 8.15 rano zaczęły lądować szybowce z trzema setkami spadochroniarzy na pokładach, którzy mieli unieszkodliwić obronę i zająć okolice lotniska. Desantem na Maleme dowodził gen. Eugen Meindl, dowódca Pułku Szturmowego, elity w ramach elitarnej 7. Dywizji Spadochronowej. Baterie przeciwlotnicze zostały szybko zniszczone, ponieważ kanonierzy nie mieli amunicji do karabinów. Mimo to żołnierze w szybowcach zostali zdziesiątkowani. Wiele z nich rozbiło się na skałach i w gajach oliwnych. Pozostałe natknęły się na zaciekłą obronę. Zginęli dowódcy wszystkich trzech grup szturmowych. Za to dwa bataliony lądujące 15 minut później na zachód od Maleme nie poniosły prawie żadnych strat i uderzyły na stanowiska Nowozelandczyków. Obrońcy nie dali się zepchnąć z zajmowanych pozycji. Ciężko ranny został gen. Meindl. Jeszcze gorzej poszło 3. Batalionowi Pułku Szturmowego, zrzuconemu na wschód od Maleme. Nie dość, że ich desant opóźnił się o 40 minut, to jeszcze lądowali na pozycjach dwóch batalionów nowozelandzkich. Nowozelandczycy strzelali do nich jak do kaczek. Dowódca jednego z batalionów płk Leckie zabił pięciu spadochroniarzy ze swojego stanowiska dowodzenia. 3. Batalion przestał istnieć – zginęło prawie 400 żołnierzy. Na ziemię dotarli nieliczni.

Wydzielony oddział tego pułku w sile 72 ludzi desantował się na Kastelli Kissamos, by zająć niedokończone lotnisko. Tamtejszy garnizon stanowił grecki 1. Pułk, który nie dał się zaskoczyć. Do walki włączyli się też kreteńscy cywile, atakując napastników nożami i tym, co było pod ręką. Przeżyło 17 spadochroniarzy ocalonych z rzezi przez nowozelandzkiego oficera.

Na odcinku centralnym wypadki przebiegły identycznie. Pierwszy rzut szybowcowy miał opanować stanowiska artylerii przeciwlotniczej. Za nimi skakał 3. Pułk Strzelców Spadochronowych z batalionem saperów – jego zadaniem było opanowanie Chanii. Zgrupowaniem dowodził dowódca 7. Dywizji gen. Wilhelm Süssmann, który jednak szybko zginął w rozbitym szybowcu. Podobny los spotkał wielu jego podkomendnych, których szybowce rozstrzaskały się o skały. Tylko 1. Batalion wylądował bezpiecznie na południe i wschód od Chanii. Z 2. Batalionu ok. 350 żołnierzy dotarło na ziemię, pozostali wylądowali w zbiorniku retencyjnym, gdzie utonęli, a jedną kompanię zniosło daleko od miasta. 3. Batalion uległ rozproszeniu: jedną kompanię wybili niemal do nogi żołnierze i miejscowi wieśniacy, druga wpadła w zasadzkę Nowozelandczyków. Batalion saperów wylądował w kaktusowych zaroślach, a kiedy z nich wyszedł, stanął naprzeciwko tłumu cywilów uzbrojonych w kije, noże i tasaki. Kreteńczycy przejęli też niemieckie zasobniki z bronią. Z drugiej strony zablokował ich grecki 8. Pułk.

Spadochroniarze próbowali opanować wyznaczone cele, ale ponosili ciężkie straty. Niemcom, którzy walczyli w tych samych uniformach co w mroźnej Norwegii, doskwierał kreteński upał, zaczęło brakować amunicji. Po południu było jasne, że zgrupowanie centralne nie zrealizowało zadań. Głównodowodzący po stronie brytyjskiej na tym odcinku planował kontratak trzech odwodowych batalionów nowozelandzkich. Ten manewr mógł doszczętnie zniszczyć spadochroniarzy.

[srodtytul]Druga fala desantu[/srodtytul]

Około godz. 16 rozpoczęła się druga tura inwazji. Znów niemieckie samoloty pojawiły się nad Kretą. Teraz celem były Rethymnion i Heraklion. Pierwszą z miejscowości zaatakował 2. Pułk Strzelców Spadochronowych bez jednego batalionu. Miasta i lotniska broniły jednak dwa bataliony australijskie i dwa greckie. Nastąpiła rzeź. Niemcy nie rozpoznali zamaskowanych stanowisk obrońców i samoloty leciały wprost przed nimi. Za cenę 400 poległych spadochroniarzom udało się opanować wzgórze górujące nad lotniskiem i zniszczyć baterię dział polowych. Część Niemców wylądowała na zachód od pozycji obrońców i podeszła do miasta. Tutaj zostali zatrzymani przez greckich żandarmów i uzbrojoną ludność cywilną.

Pod Heraklionem skakał 1. Pułk Strzelców Spadochronowych wsparty 2. Batalionem 2. Pułku. Pododdziały miały być zrzucone na wschód i zachód od lotniska, po czym opanować je jednoczesnym atakiem. Jednak Niemcom zabrakło samolotów i ponad 600 żołnierzy pozostało na lotniskach. Obrońcy dysponowali trzema batalionami brytyjskimi, trzema greckimi, jednym australijskim i batalionem spieszonych artylerzystów. Mieli też sześć lekkich i dwa ciężkie czołgi oraz silną artylerię przeciwlotniczą. Co ważniejsze, byli uprzedzeni o ataku. Nadlatujące junkersy Ju-52 powitał zmasowany ostrzał. Część maszyn rozpadła się w powietrzu, inne zapaliły się i próbowały lądować awaryjnie. Jeden z niemieckich batalionów w pół godziny przestał istnieć. Ocaleli spadochroniarze ruszyli na Heraklion, ale musieli się wycofać wobec furii greckich żołnierzy i cywilów.

Pod Maleme i w centrum walki trwały do zmroku. Obrońcy nie wykorzystali liczebnej przewagi i nie kontratakowali. Miało to fatalne konsekwencje, gdyż goniący ostatkiem sił i resztkami amunicji Niemcy zdołali utrzymać niewielkie przyczółki.

W sztabie w Atenach gen. Student przeżywał ciężkie chwile. Fiasko operacji oznaczałoby koniec jego kariery. Postanowił skupić wszystkie wysiłki na zdobyciu lotniska w Maleme. Wszyscy pozostali spadochroniarze (ok. 600 ludzi) rankiem następnego dnia mieli wzmocnić wyczerpanych kolegów. Generał przyznał później, że miał przy sobie nabity pistolet i był zdecydowany strzelić sobie w głowę, gdyby plan ratunkowy spalił na panewce.

[srodtytul]Gorzki triumf gen. Studenta[/srodtytul]

W Maleme spadochroniarze przed świtem 21 maja zajęli wzgórze sąsiadujące z lotniskiem. Broniące się dwie kompanie nowozelandzkie przez cały dzień nie doczekały się posiłków, mimo że obrońcy dysponowali silnymi odwodami, i wycofały na wschód. Ten kardynalny błąd przesądził o losach Krety. Po bitwie Niemcy przyznawali, że nie byliby w stanie odeprzeć ewentualnego kontrataku, gdyż żołnierze zasypiali na stojąco i odmawiali dalszej walki.

Rankiem 21 maja spadochroniarze zaczęli powoli zbliżać się do skraju lotniska. Ku swojemu zaskoczeniu nie napotkali oporu. Ok. godz. 11 rano pas startowy pod Maleme był już w ich rękach. Po południu nastąpił zrzut reszty spadochroniarzy. Powtórzył się scenariusz z dnia poprzedniego – dwie kompanie zostały zrzucone prosto na trzy nowozelandzkie bataliony i wybite. Kilkudziesięciu żołnierzy wiatr zniósł nad morze, w którym utonęli. Jednak połowa spadochroniarzy bezpiecznie wylądowała i wsparła zmęczonych żołnierzy Pułku Szturmowego. Alianci mogli kontratakować, ale przez cały dzień ograniczali się do obrony i ostrzału lotniska z dział.

Mimo ognia wczesnym wieczorem pod Maleme zaczęły lądować pierwsze samoloty ze strzelcami górskimi. Wkrótce wraki junkersów zablokowały pas startowy. Pozostałe lądowały na plażach i każdym skrawku płaskiego terenu. Dzięki temu do zmroku siły niemieckie zasiliło ponad 600 żołnierzy.

Niemcy odzyskali inicjatywę i ich sukces był tylko kwestią czasu. Jeszcze tylko Royal Navy nocą z 21 na 22 maja zatopiła większość desantu morskiego. Jednak przeciwnik, zasilany codziennie posiłkami i panujący w powietrzu, rozpoczął marsz z Maleme na wschód. Obrońcy stawiali momentami zażarty opór, lecz cofali się.

26 maja gen. Freyberg zarządził odwrót przez góry na południe. Nocą z 28 na 29 maja ewakuowano morzem garnizon Heraklionu. W dzień brytyjskie okręty przewożące wojsko zaatakowała Luftwaffe. Ponad 1/5 ewakuowanych zginęła lub odniosła rany. Cały garnizon Rethymnionu dostał się do niewoli. Resztki obrońców spłynęły do miejscowości Sfakion na południowym wybrzeżu Krety, skąd powoli byli przewożeni do Egiptu. Niemcy postępowali za nimi. 1 czerwca około godz. 3 nad ranem odpłynęły ostatnie okręty ewakuacyjne, pozostawiając na plaży tysiące żołnierzy, którzy dostali się do niewoli. Bitwa o Kretę była skończona.

Dla gen. Studenta był to gorzki triumf. Niemcy stracili 6698 żołnierzy, w tym 3352 zabitych. Spadochroniarzy zginęło 1653, w tym wielu doświadczonych oficerów. Stracono prawie dwieście samolotów transportowych. Hitler był zszokowany stratami. Powiedział Studentowi bez ogródek, że era operacji powietrznodesantowych dobiegła końca. Później niemieccy spadochroniarze walczyli już tylko jako elitarna piechota.

Historia
Krzysztof Kowalski: Heroizm zdegradowany
Historia
Cel nadrzędny: przetrwanie narodu
Historia
Zaprzeczał zbrodniom nazistów. Prokurator skierował akt oskarżenia
Historia
Krzysztof Kowalski: Kurz igrzysk paraolimpijskich opadł. Jak w przeszłości traktowano osoby niepełnosprawne
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Historia
Kim byli pierwsi polscy partyzanci?
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska