Skąd znamy taką sytuację? Oto Polacy zdobywają długo oczekiwaną wolność. Ogarnia ich entuzjazm tym większy, im większe przeciwieństwa losu udało się im pokonać i im większe nadzieje wiążą z niezawisłym państwem. Oczekują zwłaszcza, że politycy – ministrowie i posłowie – zajmą się tym, czego się podjęli: służbą dla kraju. Że będą dążyć do umocnienia międzynarodowej pozycji Polski, rozwoju gospodarczego i pomnożenia dobrobytu, poprawy doli najciężej pracujących. Że będą współdziałać ze sobą, wspierać wzajemnie, bo przecież cel jest wspólny i nadrzędny dla wszystkich członków naszej wspólnoty, a już dla jej przedstawicieli najbardziej.
Ludzie oczekują, że ustanie wszelkie pieniactwo, bezrozumne kłótnie, oczernianie się polityków z różnych partii, prywata, marnotrawienie i kradzież publicznego grosza, a w wolnej nareszcie prasie polskiej i w ogóle w życiu publicznym zapanują cywilizowane formy sporów i polemik. I oto wszelkie te jak najbardziej uzasadnione oczekiwania biorą w łeb niemal natychmiast po ziszczeniu się cudu wolności... Polaków ogarnia zniechęcenie, czasem bezsilny gniew, a naturalne różnice politycznych upodobań zamieniają się w zapiekłą nienawiść dzielącą społeczeństwo. W efekcie niepokojąco spada i akceptacja dla państwa w ogóle.
Skąd my to znamy? Oczywiście – z własnych przeżyć po 1989 roku, a z POPiSów ostatnich lat szczególnie.
Ale okazuje się, że w zbliżonej formie to wszystko już było za tak zwanej pierwszej niepodległości.
Janusz Cisek dokładnie opisuje dziś, jak doszło do kryzysu rządowego po wejściu w życie konstytucji nowego państwa, jak przebiegał, jaka atmosfera mu towarzyszyła. To smutny zeszyt. I z tragicznym zakończeniem – mordem Gabriela Narutowicza. Tego, Bogu dzięki, nie musieliśmy przeżywać w obecnej dobie. Ani grozy Rapallo...