Z „Dziennika” Jana Lechonia wiadomo jednak np., że „na krótko przed śmiercią owładnął nim (Piłsudskim – przyp. K. M.) znowu nałóg i całymi dniami czytał, zamknięty w swym pokoju w Inspektoracie. Kiedy wybuchnęła heca w prasie z powodu »Wspólnego pokoju« Uniłowskiego, Stary kazał sobie dostarczyć tę książkę, przeczytał ją od deski do deski i powiedział: »Nie rozumiem, o co im chodzi. Nic tam złego nie widzę«».
Nie mogło się to wydarzyć „na krótko przed śmiercią” Marszałka, gdyż „heca” wywołana publikacją „Wspólnego pokoju” miała miejsce tuż po wydaniu powieści Zbigniewa Uniłowskiego, w 1932 roku. Młodemu (ur. 1909) autorowi zarzucono totalną negację wszystkiego, przeczernioną ocenę polskiej rzeczywistości, nihilizm. Lechoń też zresztą w innym miejscu „Dziennika” nazwał Uniłowskiego „zupełnym cynikiem”, co jednak nie przeszkodziło mu uznać – w grudniu 1952 r. – „Wspólny pokój” za jeden z 12 najlepszych tomów polskiej prozy „przełomu (stuleci – przyp. K. M.) i naszego wieku”, obok m.in. „Chłopów” Reymonta, „Popiołów” Żeromskiego, „W pustyni i w puszczy” Sienkiewicza.
Ocena Piłsudskiego: „nic tam złego nie widzę”, świadczy o zrozumieniu przez niego głębszej warstwy „Wspólnego pokoju”, niebędącego ani paszkwilem na cyganerię artystyczną, ani jej apoteozą, lecz ciekawą i w istocie odosobnioną w dwudziestoleciu międzywojennym „spowiedzią dziecięcia wieku”. A że pesymistyczną? Takie były doświadczenia pokolenia Uniłowskiego, a pisarz ten – chętnie wspierający się autobiografią – był przede wszystkim pisarzem bezpośredniego doświadczenia. Stąd brało się jego upodobanie do naturalistycznych technik literackich i niechęć do wszelkiej abstrakcji.
Dwa lata po „Wspólnym pokoju” pisarz popełnił jednak czyn, który musiał się Piłsudskiemu jawić jako bez mała świętokradztwo. 11 listopada 1934 r. „Wiadomości Literackie” wydrukowały jego opowiadanie, niesłusznie nazywane reportażem – „Dzień rekruta”, uznany za manifestacyjny wyraz antypaństwowej postawy. Autorowi, za karę, skrócono wówczas pobyt w Brazylii, gdzie przebywał na stypendium Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Prasa wojskowa zatrzęsła się z oburzenia, m.in. to pacyfistyczne opowiadanie ostro skrytykował generał Wieniawa-Długoszowski.
Kim był Uniłowski? Literackim naturszczykiem, niemającym żadnego wykształcenia pikolakiem w warszawskiej Astorii, gdzie zakochał się w nim Karol Szymanowski. Kompozytor wprowadził chłopca w świat artystyczny (często przebywał w towarzystwie Hanny Mortkowicz-Olczakowej i Jarosława Iwaszkiewicza), pomógł mu finansowo, zapewnił leczenie w Zakopanem nadwątlonych płuc.