Bogate życie obozowe po części miało służyć również zachowaniu dyscypliny i uniknięciu rozprzężenia w szeregach legionistów. Nie udało się jednak uniknąć rozłamu. Wpłynęła na to nie tylko nasilająca się propaganda niemiecka nawołująca do składania przysięgi i wstępowania do Polskiej Siły Zbrojnej. Trudne warunki pobytu oraz dłuższy, niż się to wielu żołnierzom wydawało, czas internowania powodowały utratę wiary w sens protestu. Do dramatycznych wydarzeń doszło 19 października 1917 roku, kiedy to do obozu przyjechała komisja werbunkowa z PSZ. Zgłosiło się wówczas około tysiąca jeńców, zaprzysiężono 513 osób. Zaskakująca masowość zgłoszeń spowodowała gwałtowną reakcję pozostałych internowanych. W stronę opuszczających obóz oprócz obelg leciały kamienie. Doszło do rękoczynów, kilku żołnierzom zdarto z mundurów dystynkcje i orzełki. Szczególnie silną postawą antyprzysięgową wykazali się „beliniacy”.
Pozytywnym rezultatem zajść był wzrost poczucia solidarności wśród pozostałych w obozie legionistów. Zostali oni poddani zaostrzonemu rygorowi: m.in. zablokowano pomoc żywnościową dla obozu, uniemożliwiono korespondencję, wstrzymano indywidualne zwolnienia. Kilka tygodni później doszło do kolejnego konfliktu. Władze niemieckie nakazały legionistom naszycie na mundury numerów jenieckich. Polacy w poczuciu szczególnego upokorzenia odmówili. W tej sytuacji na teren obozu wkroczyła kompania piechoty z bronią gotową do użycia. Niemcy przystąpili do naszywania numerów, jednak Polacy zaczęli je natychmiast zdzierać.
Reakcją był zakaz opuszczania baraków bez naszytych numerów, co w istocie wykluczało korzystanie z tak podstawowych potrzeb, jak kuchnia czy toalety. Zdesperowani legioniści rozpoczęli trwającą od 14 do 18 listopada głodówkę. Ponieważ większość żołnierzy była i tak osłabiona pobytem w obozie, wkrótce kilkaset osób trafiło do obozowego szpitala. Mimo determinacji internowanych i interwencji Rady Regencyjnej (działającej od września 1917 r. w miejsce rozwiązanej Tymczasowej Rady Stanu), udało się uzyskać jedynie cofnięcie represji oraz zapewnienie, że naszyte numery będą obowiązywać tylko do czasu przeniesienia legionistów do nowego obozu, co nastąpiło w połowie grudnia.
[srodtytul]Protest głodowy w Łomży[/srodtytul]
Do dawnych rosyjskich koszar w Łomży przeniesiono ok. 1700 legionistów. Warunki były tu lepsze – budynki były murowane, ogrzewane, do spania służyły normalne, piętrowe łóżka. Nic nie zmieniło się natomiast w kwestii aprowizacji i głód dalej pozostawał najbardziej dotkliwym problemem. Podobnie jak w innych obozach legioniści szybko wyłonili własną komendę, zorganizowali różnorodne zajęcia. Mimo że w trakcie pobytu w Łomży wciąż zadawano sobie pytania o sens prowadzonego oporu i wewnętrzne spory, przebiegał on o wiele spokojniej niż internowanie w Szczypiornie.
23 marca 1917 roku rozpoczął się nowy etap w polsko-niemieckiej rozgrywce politycznej. Rozkaz dowódcy POW płk. Rydza-Śmigłego nakazywał legionistom wstępowanie do PSZ. Liczono, że w ten sposób Polacy zdobędą na nią wpływ. Mimo początkowych oporów większość internowanych złożyła odpowiednie wnioski. Niemcy jednak, słusznie odczytując intencje Polaków, z rezerwą odnieśli się do tego nagłego przypływu lojalizmu i do PSZ wcielono stosunkowo niewielu legionistów.
Z czasem szeregi legionistów przetrzymywanych w Łomży topniały. Latem, kiedy obóz likwidowano, przebywało w nim ok. 800 najbardziej nieprzejednanych żołnierzy – w większości z I Brygady.
Okres internowania stał się ważnym elementem budowania legendy Legionów i ich walki o niepodległą Polskę. Zwłaszcza Szczypiorno stało się symbolem nieugiętej i zdeterminowanej postawy. Szerokim echem odbił się zwłaszcza tzw. protest głodowy, mimo że zakończył się podporządkowaniem niemieckim zarządzeniom. Społeczeństwo w Galicji i Królestwie starało się pomagać w różny sposób. Sprawa była nagłaśniana w prasie, organizowano protesty, a także zbiórki funduszy na rzecz legionistów.
W drugiej połowie wojny państwa centralne dotkliwie odczuwały jej trudy. Głód panował w miastach, nawet w wojsku (zwłaszcza austriackim) zaopatrzenie w żywność często nie wyglądało lepiej. Nic więc dziwnego, że sytuacja w obozach jenieckich bywała bardzo trudna. Uderzające jednak jest to, że w tak upokarzających warunkach znaleźli się żołnierze jeszcze niedawno tworzący – może nieliczne, ale jedne z najdzielniejszych oddziałów armii austro-węgierskiej, którym nader często przyszło rzucać swój życia los na stos wielkiej wojny.
[srodtytul]Z ziemi polskiej do włoskiej w austriackim mundurze [/srodtytul]
Po kryzysie przysięgowym oddziały legionowe jako Polski Korpus Posiłkowy na przełomie sierpnia i września 1917 roku zostały przewiezione pod Przemyśl. Tymczasem w oddziałach wrzało. Galicjanie, których nie obejmował obowiązek przysięgi, a którzy podlegali austriackiemu obowiązkowi wojskowemu, solidaryzowali się z królewiakami i masowo składali podania o zwolnienie z Legionów i wstąpienie do c. k. armii. W tej sytuacji oddziały zostały rozwiązane, a garstka legionistów, którzy nie złożyli podań, została wcielona do II Brygady – jedynej, która nie wzięła masowo udziału w proteście.
Pozostałych wysłano na front wschodni i Bałkany oraz przede wszystkim na coraz ważniejszy dla monarchii habsburskiej front włoski. Stacjonowała tam m.in. 12. Galicyjska Dywizja Piechoty, w której skład wchodziły pułki z Wadowic, Nowego Sącza, Tarnowa i Cieszyna. Udział Polaków w pułkach sięgał blisko 90 proc. Przeważnie byli to szeregowi żołnierze, kadrę oficerską stanowili w większości Niemcy. Polakiem był natomiast dowódca dywizji gen. Stanisław Puchalski. Duża część legionistów, nawet do 1600 osób, trafiła do tej właśnie jednostki. W dokumentach nowo przybyłych widniał wpis „politycznie podejrzani”. Oficerowie legionowi mieli dodatkowe powody do niezadowolenia, gdyż ich stopnie oficerskie nie zostały uznane. Dopiero po przejściu przeszkolenia mogli odzyskać szlify. Chcąc zamanifestować swoją chlubną przeszłość, zaczęli masowo przypinać do mundurów swoje austriackie i niemieckie odznaki otrzymane za dzielność w boju. Ponieważ część z nich przysługiwała jedynie oficerom, budziło to zdziwienie austriackich przełożonych.
Żołnierze wcieleni w szeregi 12. DP wzięli udział w pościgu za uciekającymi Włochami po ofensywie pod Caporetto, a następnie w walkach pozycyjnych na linii rzeki Piave. Początkowo stosunki z Austriakami układały się poprawnie. Z czasem jednak zaczęły się psuć – grono legionistów, zwłaszcza aktywnych politycznie oficerów, stało się szybko „rozsadnikiem” idei niepodległościowych, znajdując wsparcie w działającej od końca 1916 roku konspiracyjnej organizacji „Wolność”, utworzonej przez grupę młodych oficerów rezerwy z pułku nowosądeckiego. Prowadzili oni akcję uświadamiająco-propagandową wśród Polaków lojalnych wobec monarchii, kontaktowali się z Polską Organizacją Wojskową, a także nawiązywali kontakty z Włochami i prowadzili działania zmierzające do rozbicia c.k. armii od wewnątrz.
Legioniści licznie uciekali też na stronę włoską. W marcu 1918 roku pod Monte Tomba doszło do ucieczki grupy ponad 20 legionistów, którzy wpadli w ręce Francuzów. Często dezercje miały na celu nawiązanie kontaktów z Włochami – rozważano przejście 12. DP na stronę włoską i utworzenie narodowej jednostki, pomysłu nie udało się jednak zrealizować.
Jednocześnie dezercje były często traktowane jako czyn niegodny. Zdanie takie podzielał jeden z najwybitniejszych oficerów na froncie włoskim kpt Leopold Lis-Kula cieszący się autorytetem wśród legionistów. Był on autorem hasła „Bić się jak najlepiej, honor żołnierza polskiego utrzymać”. Dowodził zwycięskim atakiem na redutę Cordelazzo, podczas którego został ciężko ranny. Został za to odznaczony jednym z najwyższych odznaczeń austriackich. Na front już nie wrócił, zajmując się w kraju działalnością w Polskiej Organizacji Wojskowej.
[srodtytul]Karny batalion na koniec[/srodtytul]
Mimo że liczba legionistów na froncie włoskim malała, sytuacja zmieniła się po przedarciu się na drugą stronę frontu II Brygady pod Rarańczą 15 lutego 1918 roku (napiszemy o tym za tydzień). Po rozwiązaniu reszty Polskiego Korpusu Posiłkowego w marcu i kwietniu ok. 3000 żołnierzy wysłano na front włoski. Austriacy, podejrzewając Polaków o działalność antypaństwową, w lutym 1918 roku wycofali z linii i rozproszyli pułk sądecki. Jednocześnie prowadzili dochodzenia, grożąc sądem wojennym, a nawet przenosząc do innych jednostek kompanie uznane za najbardziej wywrotowe. W marcu wydzielono legionistów z wszystkich pułków dywizji i sformowano w jeden batalion, de facto karny. Odesłano go na tyły, a następnie do rezerwy w Polsce.
Austriacy próbowali również wytypować osoby podejrzewane o działania antypaństwowe. Konspiratorów wysyłano na długoterminowe urlopy (np. w celu dokończenia studiów) czy przymusowe leczenie. W większości osoby te również w Galicji angażowały się w ruch niepodległościowy, przygotowując np. oddziały lokalnej samoobrony, starając się o uzbrojenie itp. Wkrótce po zakończeniu działań wojennych do kraju powrócili ostatni legioniści. Część z nich wracała samodzielnie, inni wrócili wraz z kilkoma galicyjskimi pułkami, którym udało się uniknąć rozbicia przez Włochów. Niedługo później oddziały te znów ruszyły do walki – tym razem o kształtowanie granic niepodległej Polski.
[ramka]PODANIE
Ponieważ w związku z dymisją Józefa Piłsudskiego i podziałem I Brygady Legiony przestały być formacją skierowaną w celu tworzenia armii i państwa polskiego, a zamieniają się w c.k. armię – służbę moją w Legionach uznaję za nieużyteczną dla dobra Ojczyzny
Fragment podania o zwolnienie z Legionów[/ramka]
[ramka]SZCZĘK ZŁOWROGI
Pod nogi niedawnych towarzyszy broni padają ze złowrogim szczękiem szable oficerów, za którymi stoją jak mur wyciągnięte w długie linie kompanie i bataliony, jednogłośnie odmawiając przysięgi
Wacław Lipiński o odmowie przysięgi przez legionistów stacjonujących w Modlinie.
Wacław Lipiński „Walka zbrojna o niepodległość Polski 1905 – 1918”. Warszawa 1935.[/ramka]
[ramka]OBOZOWA ZUPA
Od czasu do czasu w zupie była ryba, ale jak ją gotowali, to, dosłownie, na 500 kroków trzeba było nos zatykać. Była to duża ryba nie wiadomo, z jakich potworów morskich, trzeba ją było przed ugotowaniem obedrzeć ze skóry i gotować tak długo, aż się robactwo w rybie znajdujące temperaturą zabiło.
Władysław Kęsik „Za drutami Szczypiorna i Łomży. Wspomnienie byłego żołnierza I Brygady Legionów Polskich”. Warszawa 1936.[/ramka]
[ramka]SZCZYPIORNIAK
Jeśli kiedyś [...] wyjdziemy żywi z obozu, a nowa rozumniejsza gra zyska prawa obywatelstwa u innych miłośników sportu, wówczas ten jeden choćby wynalazek będzie nas bronił przed zarzutami bezowocnego pobytu w Szczypiornie
Ludwik Dudziński „Ofiarny stos. Dziennik legionisty”. Kalisz 2006.[/ramka]
[i]Michał Janik, doktorant w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, zajmuje się m.in. I wojną światową, a zwłaszcza walkami na froncie włoskim[/i]